***Raito***
Siedziałem w swoim pokoju, opierając łokcie na kolanach i
patrząc na leżącą na podłodze księgę. "Teraz albo nigdy..."
Pomyślałem.
Usiadłem na podłodze i otworzyłem książkę. Piórem, które
trzymałem w dłoni, wypisałem kolejne litery imienia i nazwiska. Na kartkach
pojawiła się moja krew. Oderwałem pióro od papieru i odłożyłem je na bok.
-Jesteś pew...- Zaczęła Sleyder, podchodząc powoli.
-Tak, jestem!- Uciąłem ja ostro. Chwilę potem pożałowałem
swojego tonu.- Wybacz...- Szepnąłem.
Na księdze otworzył się ciemnofioletowy portal.
-Pilnuj jej. Nie może sie dostać w niepowołane ręce.-
Powiedziałem do przyjaciółki i wskoczyłem do portalu.
Znalazłem sie w Zaświatach. Stałem na pomoście, a obok
mnie... Morderca Taigi. Miałem ochotę go rozszarpać, ale nie było na to czasu.
Obróciłem się i ruszyłem do miasta.
***Taiga***
Od kiedy przybyłam do zaświatów i jestem z Ryu, nie mam
żadnych zmartwień. Każdy dzień mija cudownie w jego towarzystwie. Od
"zaświatowych" dwóch miesięcy jesteśmy maleństwem, i... Spodziewamy
się dziecka. W tym niebie jestem już od... 2 lat? Przynajmniej tak szybko tu
mija czas. Właśnie zmierzaliśmy do parku na popołudniowy spacer, gdy w oddali
zauważyłam znajomą mi twarz.
-Czy coś się stało?- Ryuji złapał mnie za dłoń i spojrzał na
mnie. Wtedy ja, nic nie mówiąc spojrzałam na niego.
-Raito tu jest... -Powiedziałam zszokowana.
***Raito***
Nie znałem tego miejsca. Szedłem "na oślep".
Przechodziłem właśnie przez jakiś park. W oddali zobaczyłem znajome niebieskie
włosy, a po chwili znajome niebieskie oczy skierowane wprost na mnie.
Uśmiechnąłem się lekko i ruszyłem w jej stronę. Ale im bliżej byłem, tym więcej
szczegółów zauważałem. Najpierw pojawił się chłopak obok niej, potem zauważyłem
ich splecione dłonie. Dalej w słońcu zabłysnęła obrączka, którą Taiga miała na
palcu. Na koniec zauważyłem ten chyba najważniejszy szczegół... Była w ciąży...
Czyżbym aż tak bardzo się spóźnił? Zatrzymałem sie i patrzyłem na nią w
osłupieniu. Nie mogłem sie ruszyć. Choćbym chciał, nie mogłem...
***Taiga***
Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę...
Co tu robi Raito? Właściwie nie ważne, co on tu robi! Cieszyłam się, że tu
jest. Miałam mu tak dużo do powiedzenia! O moim ślubie, o dziecku i o wielu,
wielu innych rzeczach!
-Czy mogę?- Zapytałam Ryu'jego.
-Oczywiście... -Mój ukochany puścił moją dłoń. A ja powoli
zbliżałam się w stronę mojego przyjaciela. Po moim policzku spłynęła łza
szczęścia, a kąciki moich ust uniosły się ku górze. Coraz szybciej zmierzałam w
stronę Rai'a , aż w końcu przeszłam do biegu i rzuciłam się chłopakowi na
szyję.
-Cieszę się, że tu jesteś... - Szepnęłam.
***Raito***
Objąłem ją niepewnie, może nieco niezgrabnie. Nadal byłem w
szoku. Czy tak szybko o mnie zapomniała? Chociaż... Tu czas płynie inaczej... A
może nigdy mnie nie kochała? Miałem wrażenie, ze głowa eksploduje mi od natłoku
myśli. Chciałem jej tyle powiedzieć... O tak wiele rzeczy zapytać.
-Jestem tu, żeby zabrać cię do żywych, Tai...- Wykrztusiłem
tylko.
Gdzieś tam, w środku, poczułem nieprzyjemne ukłucie. Ogarnął
mnie żal, ból... Może nawet rozpacz. Nie wiedziałem, co mam myśleć, co robić...
Nic już nie wiedziałem. Na chwile zapomniałem gdzie jestem, z kim jestem i kim
w ogóle jestem. Ale po chwili obudziłem się.
-Raito...- Odezwała się Taiga.
Wyczułem w jej głosie coś jakby nutę przepraszającego tonu.
***Taiga***
Odsunęłam się o krok od mojego przyjaciela. Miałam ochotę
się rozpłakać, jednak nie wiem, dlaczego. Może było mi przykro, że Raito się na
mnie zawiedzie? Nie wiem... Ale wiedziałam, że zaraz wybuchnę.
-...Wybacz mi... Nie mogę z tobą wrócić.- Powiedziałam. -
Kocham ich. Jednak to nie znaczy, że zapomniałam o was wszystkich. Więc...
Wybacz mi.
***Raito***
A więc jednak... Z resztą, czego ja się spodziewałem. Ma
męża i spodziewa się dziecka. Tu jest szczęśliwa, a mnie to musi wystarczyć.
-Zanim odejdę... Mogę cię o coś poprosić?- Zapytałem cicho.-
Chciałbym cię prosić o pocałunek... Ostatni...
Taiga nieco się speszyła. Spojrzała przez ramie na męża. Nie
wyglądał na uradowanego, ale chyba nie stawiał się.
-Zgoda...- Powiedziała cicho dziewczyna i spojrzała mi w
oczy.
Delikatnie dłonią uniosłem jej podbródek, nachyliłem się
nieco i złożyłem na jej ustach ten ostatni pocałunek. Otworzyłem oczy i
spojrzałem w ziemię. Nie byłem w stanie patrzeć na jej twarz. Za bardzo mnie to
bolało.
-Ja... Już...- Odwróciłem sie, żeby odejść.
Wtedy niebieskooka złapała mnie za nadgarstek. Zatrzymałem
się i odwróciłem do niej. Zdjęła z szyi medalik, zapięła łańcuszek i położyła
mi naszyjnik na dłoni, zaciskając na nim moje palce.
-Chcę, żebyś go wziął...- Szepnęła.
Druga ręką odgarnąłem jej kosmyk włosów za ucho.
Uśmiechnąłem się sie nikle.
-Żegnaj...- Powiedziałem i odszedłem w stronę pomostu.
***Taiga***
Gdy Raito odszedł upadłam na kolana i zaczęłam płakać jak
małe dziecko. Płakałam, płakałam i płakałam. Ryuji podbiegł do mnie, kucnął i
objął z całych sił. Dokładniej to ryczałam, i nie mogłam przestać. Trzymałam te
emocje przez całe spotkanie z Raito.
- Już dobrze. Nie płacz. Na pewni on by tego nie chciał. Nie
rób mu przykrości.- Powiedział Ryu, jednak nie posłuchałam go. Miałam nadzieję,
że wszyscy mi to wybaczą i że Rai nie słyszał mojego płaczu. W myślach
powtarzał ciągle "Przepraszam", jednak nie wiedziałam nadal, za co.
***Raito***
Stałem na pomoście. Z oddali dobiegł mnie cichy szloch.
-Taiga...- Szepnąłem, zaciskając palce na naszyjniku.
Zapiałem go na szyi i schowałem pod koszulką. Spojrzałem na
wodę. Wiedziałem jak dostać się do piekła. Wskoczyłem na główkę do wody i
popłynąłem do szczeliny, z której wręcz buchał ogień piekielny. Upadłem na
czarną, marmurową posadzkę. Spory kawałek ode mnie zobaczyłem lustro, które
było portalem do świata żywych. Podniosłem sie i ruszyłem w jego stronę. Drogę
zagrodziło mi kilka demonów.
-Zejdźcie mi z drogi.- Mruknąłem z rezygnacją.
-Patrzcie, jaki pyskaty. Nie wiesz, synek, ze śmiertelnym tu
nie wolno?- Zadrwił jeden z nich.- Trzeba go nauczyć...
Chyba tuzin demonów, nie jestem pewien do tej pory, rzucił
się na mnie. Nie miałem szans, nawet nie walczyłem. Wtedy usłyszałem czyjś
donośny głos.
-Co tu się do cholery dzieje?!- Znałem ten głos... Dante
Auditori. Mój ojciec.
Klęczałem oddychając ciężko. Spojrzałem na niego.
-Raito...- Odezwał się do mnie.- No już! Wynocha do swoich
zajęć!- Polecił demonom. Podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Był zdenerwowany.-
W cos ty się wpakował?! Dobrze wiesz, ze nie powinieneś się szwendać po
zaświatach, jeśli jesteś żywy!
-Tylko, ze to nie było bezcelowe. Chciałem zabrać stad
Taigę...- Mruknąłem.
-Ty i to twoje zachowanie. Przypominasz mi...- Tutaj się
uśmiechnął.-...Mnie, kiedy poznałem twoją matkę.- Znowu spoważniał.- Ale lepiej
się pospiesz z ratowaniem tej panny. Ta rana, nie wygląda dobrze.
-Nie mam już kogo ratować. Znalazła kogoś innego... I jest z
nim szczęśliwa...
-W takim razie wracaj do akademii i poproś Niebieską, żeby
się tym zajęła.- Mruknął wskazując moją ranę.- Inaczej nie będzie ciekawie.
Zaleczył moje zadrapanie, ślad trzech pazurów na mojej
klatce piersiowej, jak tylko mógł i wróciłem. Dotarłem do swojego pokoju i
padłem na łóżko.
***Sleyder***
Kiedy Raito zniknął zgarnęłam księgę z podłogi i ułożyłam pod
swoja poduszką. Cały dzień siedziałam na łóżku pilnując czegoś, w co mój
przyjaciel włożył połowę swojej duszy. Kiedy wieczorem wrócił, wyglądał na
skrajnie wyczerpanego. Jedyne, co zrobił to padł plecami na łóżko. Wstałam i
podeszłam do niego. Dopiero wtedy zauważyłam rozdartą koszulkę i dwie blizny
pod nią. Zadrapania, ślady trzech pazurów. Zbladłam.
-Rai! Na gwiazdy, co się stało?- Zawołałam przestraszona i
padłam na kolana przy jego łóżku. Czubkami palców delikatnie przejechałam po
rozdartym materiale. Chłopak skrzywił się nieznacznie.
-Nic…
-Jak to nic?! Proszę cię…
-Nie wróci.- Powiedział z westchnieniem.- Jest w ciąży, ma
męża… Jest szczęśliwa. Odprawiła mnie z wisiorkiem. Nie zdawała sobie sprawy z
tego, co dla niej zrobiłem… Mam wrażenie, że nigdy nic do mnie nie czuła… A to
znaczy, że na darmo rozdarłem duszę i poświęciłem krew…
-Tak mi przykro… Rito, ale skąd te blizny?
-Wracałem przez piekło. Demonom się nudziło, więc
postanowili mi przylać. No to ja chciałem im oddać i stąd to zadrapanie. Ojciec
zaleczył ranę, ale trucizna…
-Trucizna?!
-Tak, trucizna. Nie mógł się jej pozbyć. A teraz
przepraszam, ale jestem cholernie zmęczony.
-Trzeba coś zrobić z tą trucizną!
-Nie! Nie trzeba! Nic mi nie jest.- Zdjął poszarpaną
koszulkę i rzucił na podłogę. Przymknął oczy.
Ruszyłam do łazienki po miskę z wodą i jakiś materiał.
Wróciłam do pokoju i usiadłam na brzegu łóżka Raito. Wycisnęłam tkaninę z
nadmiaru wody i zaczęłam powoli przemywać tors chłopaka. Przy pierwszym
kontakcie z mokrym obiektem wzdrygnął się lekko, ale potem widać było jak
rozluźnia napięte mięśnie. Wyglądał imponująco ze swoją rzeźbą, ale
jednocześnie tak bezbronnie.
***Raito***
W czasie, kiedy Sley zajmowała się bliznami, ja zasnąłem. We śnie wracała do mnie scena spotkania z Taigą. Rano nie miałem najmniejszej ochoty wstać. Ale co można robić w łóżku przez cały dzień? Samemu... Cóż, jednak można podać kilka przykładów. I nie, nie mam na myśli nic nieprzyzwoitego. Złapałem za długopis i zacząłem bazgrać po, i tak już mocno ozdobionej, ścianie. Wtedy do pokoju, po uprzednim zapukaniu, wparował Sunog. Pogadaliśmy chwilę. Tematem był niezidentyfikowany i podejrzany spokój panujący w BA. Potem odszedł. Chwilę później zjawiła się Sleyder. Wyglądała na zmartwioną. Usiadła na wprost mnie i przez chwilę jedynie taksowała wzrokiem moją twarz. Nie był to wzork taki jak zawsze- na wpół podejrzliwy i w połowie zaczepny. Był... Cieplejszy, bardziej czuły... Było w nim także coś, czego wcześniej u niej nie widziałem.
W czasie, kiedy Sley zajmowała się bliznami, ja zasnąłem. We śnie wracała do mnie scena spotkania z Taigą. Rano nie miałem najmniejszej ochoty wstać. Ale co można robić w łóżku przez cały dzień? Samemu... Cóż, jednak można podać kilka przykładów. I nie, nie mam na myśli nic nieprzyzwoitego. Złapałem za długopis i zacząłem bazgrać po, i tak już mocno ozdobionej, ścianie. Wtedy do pokoju, po uprzednim zapukaniu, wparował Sunog. Pogadaliśmy chwilę. Tematem był niezidentyfikowany i podejrzany spokój panujący w BA. Potem odszedł. Chwilę później zjawiła się Sleyder. Wyglądała na zmartwioną. Usiadła na wprost mnie i przez chwilę jedynie taksowała wzrokiem moją twarz. Nie był to wzork taki jak zawsze- na wpół podejrzliwy i w połowie zaczepny. Był... Cieplejszy, bardziej czuły... Było w nim także coś, czego wcześniej u niej nie widziałem.
-Jak się czujesz?- Zapytała w końcu.
-Fizycznie jest nieźle. Gorzej z samopoczuciem...- Mruknąłem
spuszczając wzrok na swoje ręce.
Zauważyłem, że moja towarzyszka drgnęła i poruszyła ręką.
Uniosła ją i wplotła czubki palców w moje włosy. Przez chwilę nie reagowałem,
potem przymknąłem oczy i oparłem twarz na jej drobnej, bladej, delikatnej
dłoni. W jakiś dziwny, niezrozumiały sposób pomogło mi to zapomnieć o Taidze.
Wcześniej tego nie zauważyłem, ale przy Sley zawsze o niej zapominałem.
Spojrzałem czarnowłosej w oczy. Teraz zrozumiałem. Zrozumiałem, dlaczego przy
niej zapominałem o całym świecie, czemu tak bardzo lubiłem z nią przebywać i
dlaczego jej bezgranicznie ufałem. Między nami coś było. Coś więcej niż tylko
przyjaźń. Dziewczyna nieco się speszyła. Chciała szybko cofnąć dłoń, jednak
moja ją powstrzymała, delikatnie przytrzymując. Możecie mówić, że jestem
babiarzem. Ale ja wiem swoje. To, co czułem do Sleyder ciągnęło się już od
jakiegoś czasu. Kiedy Niebieska zmieniła ją w człowieka to się jedynie
nasiliło. Owszem, kochałem Taigę, ale to nie było to samo, jej nie znałem aż
tak dobrze. A Sley... Znaliśmy się nie od dziś. W zasadzie, to była ze mną
prawie od zawsze.
W tej chwili naszło mnie kilka pytań: „co chcę teraz zrobić?
W jakim celu przytrzymałem jej rękę?” Puściłem ją.
***Sleyder***
Cała ta sytuacja była nad wyraz dziwna. Nigdy wcześniej się
tak nie zachowywaliśmy. Od kiedy stałam się człowiekiem były bójki, sprzeczki i
wspólne nabijanie się. Kiedy go pocieszałam, byłam bakuganem. Trącałam go w
policzek mówiąc, że wszystko się ułoży. Przez ostatni miesiąc, kiedy miałam
ludzkie kończyny, pocieszałam go tylko raz. Kiedy panna z niebieskimi kitkami
zginęła.
Szczerze, to zaczynałam ją nienawidzić. Rai poświęcił dla
niej bardzo dużo, a ona go olała. Znaczy, to tylko moje zdanie...
Podniosłam się i ruszyłam do łazienki. Zbliżała się dwudziesta
pierwsza, więc chciałam wziąć prysznic. Zimny prysznic. Przeszłam dwa kroki i
usłyszałam głos Raia.
-To nowa sukienka?- Zapytał cicho. No tak. Zapomniałam, że
ubrałam się w czarną, zwiewną sukienkę z rękawami 3/4.
-Tak... Znaczy nie. Claire mi ją pożyczyła. Chciała mi dać
do kompletu jakieś obcasy, ale ja zdecydowałam się na trampki. A co?
-N-nic...- Wyglądał, jakby się zawstydził.- Po prostu...
Ładnie wyglądasz.
-Dzięki.- Odpowiedziałam czując jak moja twarz płonie
rumieńcem.
O ile tamta chwila była niezwykle przyjemna, o tyle w nocy przeżyłam
koszmar na jawie. Obudził mnie przeszywający krzyk. Zerwałam się do pozycji
siedzącej. Raito zwijał się spocony na swoim łóżku. Podeszłam do niego i
spróbowałam obudzić. Nie reagował. Każdy jego mięsień był napięty, jakby ktoś
zadawał mu potworny ból. Nie zwracając uwagi na nic wybiegłam z pokoju i
skierowałam się do pokoju Niebieskiej 2.0. Bez pardonu wparowałam do
pomieszczenia. Zaspana kobieta spiorunowała mnie wzrokiem.
-Chodzi o Raito! Musi mu pani pomóc! Proszę!- W oczach
stawały mi łzy. Pierwszy raz od tak dawna naprawdę się bałam.
-Co mu się stało?
-On był w piekle. Zaatakowały go demony. Mówił o jakiejś
truciźnie. Twierdził, ze wszystko gra, ale teraz… Proszę, niech pani cos zrobi!
Niebieska wstała i ruszyła w stronę naszego pokoju.
-Szybciej!- Ponagliła mnie.
Weszłyśmy do pokoju. Białowłosa podeszła do Raia. Najpierw
przyłożyła dłoń do jego czoła, potem spojrzała na bliznę. Przymknęła oczy i
dotknęła jej dłonią.
-Przygotuj zimną wodę i materiał. Zrobisz mu okłady.-
Poleciła.
Robiłam, co kazała. Wcześniej jej nie ufałam, ale teraz
chyba była jedyną osobą, która mogłaby pomóc mojemu przyjacielowi. No właśnie…
Czy był dla mnie tylko przyjacielem?
Po kilku minutach „medytacji” Niebieska wstała i cofnęła się
o krok od łóżka, nadal spoconego i zaciskającego pięści, Raito. Popatrzyła na
niego i odwróciła się do wyjścia. Położyłam zmoczony ręcznik na czole
białowłosego.
-Zaraz!- Zawołałam za nią wstając z kolan.- Co z nim?
Pomogła mu pani?
-On…- Zaczęła nie odwracając się.- Wybacz. Jest już za późno.
On umiera…
_______________________________________... Zaraz sie poryczę... T^T Ale trudno... Jak mus, to mus :C Zasada jednej postaci.