piątek, 31 maja 2013

No właśnie… Czy był dla mnie tylko przyjacielem?


***Raito***
Siedziałem w swoim pokoju, opierając łokcie na kolanach i patrząc na leżącą na podłodze księgę. "Teraz albo nigdy..." Pomyślałem.
Usiadłem na podłodze i otworzyłem książkę. Piórem, które trzymałem w dłoni, wypisałem kolejne litery imienia i nazwiska. Na kartkach pojawiła się moja krew. Oderwałem pióro od papieru i odłożyłem je na bok.
-Jesteś pew...- Zaczęła Sleyder, podchodząc powoli.
-Tak, jestem!- Uciąłem ja ostro. Chwilę potem pożałowałem swojego tonu.- Wybacz...- Szepnąłem.
Na księdze otworzył się ciemnofioletowy portal.
-Pilnuj jej. Nie może sie dostać w niepowołane ręce.- Powiedziałem do przyjaciółki i wskoczyłem do portalu.
Znalazłem sie w Zaświatach. Stałem na pomoście, a obok mnie... Morderca Taigi. Miałem ochotę go rozszarpać, ale nie było na to czasu. Obróciłem się i ruszyłem do miasta.

***Taiga***

Od kiedy przybyłam do zaświatów i jestem z Ryu, nie mam żadnych zmartwień. Każdy dzień mija cudownie w jego towarzystwie. Od "zaświatowych" dwóch miesięcy jesteśmy maleństwem, i... Spodziewamy się dziecka. W tym niebie jestem już od... 2 lat? Przynajmniej tak szybko tu mija czas. Właśnie zmierzaliśmy do parku na popołudniowy spacer, gdy w oddali zauważyłam znajomą mi twarz.
-Czy coś się stało?- Ryuji złapał mnie za dłoń i spojrzał na mnie. Wtedy ja, nic nie mówiąc spojrzałam na niego.
-Raito tu jest... -Powiedziałam zszokowana.

***Raito***
Nie znałem tego miejsca. Szedłem "na oślep". Przechodziłem właśnie przez jakiś park. W oddali zobaczyłem znajome niebieskie włosy, a po chwili znajome niebieskie oczy skierowane wprost na mnie. Uśmiechnąłem się lekko i ruszyłem w jej stronę. Ale im bliżej byłem, tym więcej szczegółów zauważałem. Najpierw pojawił się chłopak obok niej, potem zauważyłem ich splecione dłonie. Dalej w słońcu zabłysnęła obrączka, którą Taiga miała na palcu. Na koniec zauważyłem ten chyba najważniejszy szczegół... Była w ciąży... Czyżbym aż tak bardzo się spóźnił? Zatrzymałem sie i patrzyłem na nią w osłupieniu. Nie mogłem sie ruszyć. Choćbym chciał, nie mogłem...

***Taiga***

Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę... Co tu robi Raito? Właściwie nie ważne, co on tu robi! Cieszyłam się, że tu jest. Miałam mu tak dużo do powiedzenia! O moim ślubie, o dziecku i o wielu, wielu innych rzeczach!
-Czy mogę?- Zapytałam Ryu'jego.
-Oczywiście... -Mój ukochany puścił moją dłoń. A ja powoli zbliżałam się w stronę mojego przyjaciela. Po moim policzku spłynęła łza szczęścia, a kąciki moich ust uniosły się ku górze. Coraz szybciej zmierzałam w stronę Rai'a , aż w końcu przeszłam do biegu i rzuciłam się chłopakowi na szyję.
-Cieszę się, że tu jesteś... - Szepnęłam.

***Raito***
Objąłem ją niepewnie, może nieco niezgrabnie. Nadal byłem w szoku. Czy tak szybko o mnie zapomniała? Chociaż... Tu czas płynie inaczej... A może nigdy mnie nie kochała? Miałem wrażenie, ze głowa eksploduje mi od natłoku myśli. Chciałem jej tyle powiedzieć... O tak wiele rzeczy zapytać.
-Jestem tu, żeby zabrać cię do żywych, Tai...- Wykrztusiłem tylko.
Gdzieś tam, w środku, poczułem nieprzyjemne ukłucie. Ogarnął mnie żal, ból... Może nawet rozpacz. Nie wiedziałem, co mam myśleć, co robić... Nic już nie wiedziałem. Na chwile zapomniałem gdzie jestem, z kim jestem i kim w ogóle jestem. Ale po chwili obudziłem się.
-Raito...- Odezwała się Taiga.
Wyczułem w jej głosie coś jakby nutę przepraszającego​ tonu.

***Taiga***

Odsunęłam się o krok od mojego przyjaciela. Miałam ochotę się rozpłakać, jednak nie wiem, dlaczego. Może było mi przykro, że Raito się na mnie zawiedzie? Nie wiem... Ale wiedziałam, że zaraz wybuchnę.
-...Wybacz mi... Nie mogę z tobą wrócić.- Powiedziałam. - Kocham ich. Jednak to nie znaczy, że zapomniałam o was wszystkich. Więc... Wybacz mi.

***Raito***
A więc jednak... Z resztą, czego ja się spodziewałem. Ma męża i spodziewa się dziecka. Tu jest szczęśliwa, a mnie to musi wystarczyć.
-Zanim odejdę... Mogę cię o coś poprosić?- Zapytałem cicho.- Chciałbym cię prosić o pocałunek... Ostatni...
Taiga nieco się speszyła. Spojrzała przez ramie na męża. Nie wyglądał na uradowanego, ale chyba nie stawiał się.
-Zgoda...- Powiedziała cicho dziewczyna i spojrzała mi w oczy.
Delikatnie dłonią uniosłem jej podbródek, nachyliłem się nieco i złożyłem na jej ustach ten ostatni pocałunek. Otworzyłem oczy i spojrzałem w ziemię. Nie byłem w stanie patrzeć na jej twarz. Za bardzo mnie to bolało.
-Ja... Już...- Odwróciłem sie, żeby odejść.
Wtedy niebieskooka złapała mnie za nadgarstek. Zatrzymałem się i odwróciłem do niej. Zdjęła z szyi medalik, zapięła łańcuszek i położyła mi naszyjnik na dłoni, zaciskając na nim moje palce.
-Chcę, żebyś go wziął...- Szepnęła.
Druga ręką odgarnąłem jej kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnąłem się sie nikle.
-Żegnaj...- Powiedziałem i odszedłem w stronę pomostu.

***Taiga***

Gdy Raito odszedł upadłam na kolana i zaczęłam płakać jak małe dziecko. Płakałam, płakałam i płakałam. Ryuji podbiegł do mnie, kucnął i objął z całych sił. Dokładniej to ryczałam, i nie mogłam przestać. Trzymałam te emocje przez całe spotkanie z Raito.
- Już dobrze. Nie płacz. Na pewni on by tego nie chciał. Nie rób mu przykrości.- Powiedział Ryu, jednak nie posłuchałam go. Miałam nadzieję, że wszyscy mi to wybaczą i że Rai nie słyszał mojego płaczu. W myślach powtarzał ciągle "Przepraszam", jednak nie wiedziałam nadal, za co.

***Raito***
Stałem na pomoście. Z oddali dobiegł mnie cichy szloch.
-Taiga...- Szepnąłem, zaciskając palce na naszyjniku.
Zapiałem go na szyi i schowałem pod koszulką. Spojrzałem na wodę. Wiedziałem jak dostać się do piekła. Wskoczyłem na główkę do wody i popłynąłem do szczeliny, z której wręcz buchał ogień piekielny. Upadłem na czarną, marmurową posadzkę. Spory kawałek ode mnie zobaczyłem lustro, które było portalem do świata żywych. Podniosłem sie i ruszyłem w jego stronę. Drogę zagrodziło mi kilka demonów.
-Zejdźcie mi z drogi.- Mruknąłem z rezygnacją.
-Patrzcie, jaki pyskaty. Nie wiesz, synek, ze śmiertelnym tu nie wolno?- Zadrwił jeden z nich.- Trzeba go nauczyć...
Chyba tuzin demonów, nie jestem pewien do tej pory, rzucił się na mnie. Nie miałem szans, nawet nie walczyłem. Wtedy usłyszałem czyjś donośny głos.
-Co tu się do cholery dzieje?!- Znałem ten głos... Dante Auditori. Mój ojciec.
Klęczałem oddychając ciężko. Spojrzałem na niego.
-Raito...- Odezwał się do mnie.- No już! Wynocha do swoich zajęć!- Polecił demonom. Podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Był zdenerwowany.- W cos ty się wpakował?! Dobrze wiesz, ze nie powinieneś się szwendać po zaświatach, jeśli jesteś żywy!
-Tylko, ze to nie było bezcelowe. Chciałem zabrać stad Taigę...- Mruknąłem.
-Ty i to twoje zachowanie. Przypominasz mi...- Tutaj się uśmiechnął.-...Mnie, kiedy poznałem twoją matkę.- Znowu spoważniał.- Ale lepiej się pospiesz z ratowaniem tej panny. Ta rana, nie wygląda dobrze.
-Nie mam już kogo ratować. Znalazła kogoś innego... I jest z nim szczęśliwa...
-W takim razie wracaj do akademii i poproś Niebieską, żeby się tym zajęła.- Mruknął wskazując moją ranę.- Inaczej nie będzie ciekawie.
Zaleczył moje zadrapanie, ślad trzech pazurów na mojej klatce piersiowej, jak tylko mógł i wróciłem. Dotarłem do swojego pokoju i padłem na łóżko.

***Sleyder***

Kiedy Raito zniknął zgarnęłam księgę z podłogi i ułożyłam pod swoja poduszką. Cały dzień siedziałam na łóżku pilnując czegoś, w co mój przyjaciel włożył połowę swojej duszy. Kiedy wieczorem wrócił, wyglądał na skrajnie wyczerpanego. Jedyne, co zrobił to padł plecami na łóżko. Wstałam i podeszłam do niego. Dopiero wtedy zauważyłam rozdartą koszulkę i dwie blizny pod nią. Zadrapania, ślady trzech pazurów. Zbladłam.
-Rai! Na gwiazdy, co się stało?- Zawołałam przestraszona i padłam na kolana przy jego łóżku. Czubkami palców delikatnie przejechałam po rozdartym materiale. Chłopak skrzywił się nieznacznie.
-Nic…
-Jak to nic?! Proszę cię…
-Nie wróci.- Powiedział z westchnieniem.- Jest w ciąży, ma męża… Jest szczęśliwa. Odprawiła mnie z wisiorkiem. Nie zdawała sobie sprawy z tego, co dla niej zrobiłem… Mam wrażenie, że nigdy nic do mnie nie czuła… A to znaczy, że na darmo rozdarłem duszę i poświęciłem krew…
-Tak mi przykro… Rito, ale skąd te blizny?
-Wracałem przez piekło. Demonom się nudziło, więc postanowili mi przylać. No to ja chciałem im oddać i stąd to zadrapanie. Ojciec zaleczył ranę, ale trucizna…
-Trucizna?!
-Tak, trucizna. Nie mógł się jej pozbyć. A teraz przepraszam, ale jestem cholernie zmęczony.
-Trzeba coś zrobić z tą trucizną!
-Nie! Nie trzeba! Nic mi nie jest.- Zdjął poszarpaną koszulkę i rzucił na podłogę. Przymknął oczy.
Ruszyłam do łazienki po miskę z wodą i jakiś materiał. Wróciłam do pokoju i usiadłam na brzegu łóżka Raito. Wycisnęłam tkaninę z nadmiaru wody i zaczęłam powoli przemywać tors chłopaka. Przy pierwszym kontakcie z mokrym obiektem wzdrygnął się lekko, ale potem widać było jak rozluźnia napięte mięśnie. Wyglądał imponująco ze swoją rzeźbą, ale jednocześnie tak bezbronnie.

***Raito***

W czasie, kiedy Sley zajmowała się bliznami, ja zasnąłem. We śnie wracała do mnie scena spotkania z Taigą. Rano nie miałem najmniejszej ochoty wstać. Ale co można robić w łóżku przez cały dzień? Samemu... Cóż, jednak można podać kilka przykładów. I nie, nie mam na myśli nic nieprzyzwoitego. Złapałem za długopis i zacząłem bazgrać po, i tak już mocno ozdobionej, ścianie. Wtedy do pokoju, po uprzednim zapukaniu, wparował Sunog. Pogadaliśmy chwilę. Tematem był niezidentyfikowany i podejrzany spokój panujący w BA. Potem odszedł. Chwilę później zjawiła się Sleyder. Wyglądała na zmartwioną. Usiadła na wprost mnie i przez chwilę jedynie taksowała wzrokiem moją twarz. Nie był to wzork taki jak zawsze- na wpół podejrzliwy i w połowie zaczepny. Był... Cieplejszy, bardziej czuły... Było w nim także coś, czego wcześniej u niej nie widziałem.
-Jak się czujesz?- Zapytała w końcu.
-Fizycznie jest nieźle. Gorzej z samopoczuciem...- Mruknąłem spuszczając wzrok na swoje ręce.
Zauważyłem, że moja towarzyszka drgnęła i poruszyła ręką. Uniosła ją i wplotła czubki palców w moje włosy. Przez chwilę nie reagowałem, potem przymknąłem oczy i oparłem twarz na jej drobnej, bladej, delikatnej dłoni. W jakiś dziwny, niezrozumiały sposób pomogło mi to zapomnieć o Taidze. Wcześniej tego nie zauważyłem, ale przy Sley zawsze o niej zapominałem. Spojrzałem czarnowłosej w oczy. Teraz zrozumiałem. Zrozumiałem, dlaczego przy niej zapominałem o całym świecie, czemu tak bardzo lubiłem z nią przebywać i dlaczego jej bezgranicznie ufałem. Między nami coś było. Coś więcej niż tylko przyjaźń. Dziewczyna nieco się speszyła. Chciała szybko cofnąć dłoń, jednak moja ją powstrzymała, delikatnie przytrzymując. Możecie mówić, że jestem babiarzem. Ale ja wiem swoje. To, co czułem do Sleyder ciągnęło się już od jakiegoś czasu. Kiedy Niebieska zmieniła ją w człowieka to się jedynie nasiliło. Owszem, kochałem Taigę, ale to nie było to samo, jej nie znałem aż tak dobrze. A Sley... Znaliśmy się nie od dziś. W zasadzie, to była ze mną prawie od zawsze.
W tej chwili naszło mnie kilka pytań: „co chcę teraz zrobić? W jakim celu przytrzymałem jej rękę?” Puściłem ją.

***Sleyder***

Cała ta sytuacja była nad wyraz dziwna. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywaliśmy. Od kiedy stałam się człowiekiem były bójki, sprzeczki i wspólne nabijanie się. Kiedy go pocieszałam, byłam bakuganem. Trącałam go w policzek mówiąc, że wszystko się ułoży. Przez ostatni miesiąc, kiedy miałam ludzkie kończyny, pocieszałam go tylko raz. Kiedy panna z niebieskimi kitkami zginęła.
Szczerze, to zaczynałam ją nienawidzić. Rai poświęcił dla niej bardzo dużo, a ona go olała. Znaczy, to tylko moje zdanie...
Podniosłam się i ruszyłam do łazienki. Zbliżała się dwudziesta pierwsza, więc chciałam wziąć prysznic. Zimny prysznic. Przeszłam dwa kroki i usłyszałam głos Raia.
-To nowa sukienka?- Zapytał cicho. No tak. Zapomniałam, że ubrałam się w czarną, zwiewną sukienkę z rękawami 3/4.
-Tak... Znaczy nie. Claire mi ją pożyczyła. Chciała mi dać do kompletu jakieś obcasy, ale ja zdecydowałam się na trampki. A co?
-N-nic...- Wyglądał, jakby się zawstydził.- Po prostu... Ładnie wyglądasz.
-Dzięki.- Odpowiedziałam czując jak moja twarz płonie rumieńcem.
O ile tamta chwila była niezwykle przyjemna, o tyle w nocy przeżyłam koszmar na jawie. Obudził mnie przeszywający krzyk. Zerwałam się do pozycji siedzącej. Raito zwijał się spocony na swoim łóżku. Podeszłam do niego i spróbowałam obudzić. Nie reagował. Każdy jego mięsień był napięty, jakby ktoś zadawał mu potworny ból. Nie zwracając uwagi na nic wybiegłam z pokoju i skierowałam się do pokoju Niebieskiej 2.0. Bez pardonu wparowałam do pomieszczenia. Zaspana kobieta spiorunowała mnie wzrokiem.
-Chodzi o Raito! Musi mu pani pomóc! Proszę!- W oczach stawały mi łzy. Pierwszy raz od tak dawna naprawdę się bałam.
-Co mu się stało?
-On był w piekle. Zaatakowały go demony. Mówił o jakiejś truciźnie. Twierdził, ze wszystko gra, ale teraz… Proszę, niech pani cos zrobi!
Niebieska wstała i ruszyła w stronę naszego pokoju.
-Szybciej!- Ponagliła mnie.
Weszłyśmy do pokoju. Białowłosa podeszła do Raia. Najpierw przyłożyła dłoń do jego czoła, potem spojrzała na bliznę. Przymknęła oczy i dotknęła jej dłonią.
-Przygotuj zimną wodę i materiał. Zrobisz mu okłady.- Poleciła.
Robiłam, co kazała. Wcześniej jej nie ufałam, ale teraz chyba była jedyną osobą, która mogłaby pomóc mojemu przyjacielowi. No właśnie… Czy był dla mnie tylko przyjacielem?
Po kilku minutach „medytacji” Niebieska wstała i cofnęła się o krok od łóżka, nadal spoconego i zaciskającego pięści, Raito. Popatrzyła na niego i odwróciła się do wyjścia. Położyłam zmoczony ręcznik na czole białowłosego.
-Zaraz!- Zawołałam za nią wstając z kolan.- Co z nim? Pomogła mu pani?
-On…- Zaczęła nie odwracając się.- Wybacz. Jest już za późno. On umiera…
_______________________________________

... Zaraz sie poryczę... T^T Ale trudno... Jak mus, to mus :C Zasada jednej postaci.

czwartek, 30 maja 2013

Wydarzenie

Dziwnie się ostatnio układały wydarzenia, nawet bardzo dziwnie. Nie chodziło o to cale zamieszanie sprzed nieco ponad miesiąca, ale o to co nastąpiło po nim... Najpierw był spokój, ale nie jakiś tam spokój, który zdarzał się nawet tutaj, o nie. To była niczym nie zmącona statyczność, wychodząc na korytarz można było usłyszeć bicie własnego serca. A kiedy ma się wyczulone zmysły, to można było wiele więcej. Początkowo, było po prostu nudno i nic ponad to, ale w miarę upływu czasu to stało się nieznośne. Zadziwiające, że te wszystkie ludki tak same z siebie zaprzestały walk o żelki i inne rzeczy. Zbyt zadziwiające.
Wydawało mnie się, że to te okoliczności tak na mnie działa i na siłę szukam intrygi, bo też prawdą jest, że w miejscu długo usiedzieć nie mogę. Akemi, na którą to też działało negatywnie, uspokajała mnie, że wszystkich złapał leń, lub coś podobnego. Zawsze udawało się jej osiągnąć cel, ale ja nie traciłem czujności. Dni przemijały, ale ten stan wszechrzeczy nie... Na domiar, zapanowała jakaś melancholijna atmosfera. To dla tego miejsca było cokolwiek nie właściwe, robiłem się coraz bardziej podejrzliwy. Dwa tygodnie, trzy, miesiąc... To już nie były przelewki, coś tutaj było zdecydowanie nie tak i nawet moja towarzyszka to przyznała. Pytaniem tylko było, co było tego powodem, tego stanu zastoju, który stawał się nie do zniesienia.
Gdyby tego było mało, poczułem coś jeszcze, dokładniej mówiąc, poczułem, że słabnę. Trenowałem codziennie i codziennie stawałem się silniejszy, ale coś wysysało ze mnie energię. Nie był to duży ubytek, nawet nie jeden procent, ale odczuwalne było, że dotyka to wszystkich. Nie wiedziałem, czy ci, którzy opuścili mury tej szkoły też tego doświadczali, nie sięgałem tak daleko swoimi zmysłami, ale w to wątpiłem. Nie wykluczałem, ale wątpiłem.
Pójście z tym do którejkolwiek z Niebieskich było głupotą, albo by nic nie wiedziały, albo by udawały, że nie wiedzą. Tak, ta dwójka była pierwszymi podejrzanymi, ale to już wynikało z doświadczeń z nimi związanych. Na drugim miejscu było źródło tej dziwnej mocy, którą to poczułem jakiś czas temu. Przy każdej kolejnej medytacji starałem się znaleźć jego źródło, ale wszelkie próby spełzały na niczym, to coś albo było nienaturalne, albo inteligentne, nawet nie wiedziałem, która opcja jest gorsza. Dalej w kolejce znajdowały się demoniczne bliźniaczki, czyli Yuuki i Yumi, nie dawały od półtorej roku znaku istnienia, ale tylko głupiec by o nich zapomniał. Idąc dalej, Niebieski. Ten oszołom nadal gdzieś tam grasował i nadal był niebezpieczny. Nox nie pojawił się na liście, gdyż doszły mnie słuchy, że wykitował, bądź raczej został wykitowany. Było trzeba działać, i to szybko. Musieliśmy śledzić obie siostry, jednak nie było to wcale takie proste zdanie. Wtedy też pojawił się pewien stary znajomy, który stał się sprzymierzeńcem...
Chyba jednak się trochę zapędziłem, zacznijmy od początku...
***
Dzień był wyjątkowo ładny, mimo wszystkich ostatnio ładnych. Coś było w nim takiego, że aż chciało się wznieść ręce do nieba i dziękować tej nadprzyrodzonej istocie, która była tego sprawcą. Ku swojemu zdziwieniu zauważyłem, że nikogo nie było na zewnątrz. Rozejrzałem się po całej okolicy, szukając jakiegoś powodu takiego stanu rzeczy, nic jednak nie znalazłem. Podrapałem się ogonem po głowie i wróciłem do środka, chciałem się dowiedzieć co się dzieje. Oczywiście nie liczyłem na spotkanie kogokolwiek na korytarzu, musiałem zapukać do drzwi. Jako, że ostatnio trochę osób ubyło, nie miałem zbyt dużego wyboru. Na pierwszy ogień poszła Sethari, ale nawet nie zapukałem do jej drzwi, poczułem, że nie jest sama w pokoju, cóż... Następna była Akemi, jej jednak nie zastałem w pokoju. Poczułem ją natomiast razem z Claire, gdzieś w okolicach kotłowni i szczerze mówiąc, nie chciało mnie się tam fatygować, nawet przy pomocy teleportacji. Poza tym, skoro ta dwójka była razem, to na pewno miały jakieś bardzo ciekawe zajęcie. Najwyżej zapytam je po drodze. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że to właściwie koniec mojej listy ludków do sprawdzenia. Chociaż... Pozostawał jeszcze Raito, którego namierzenie było nad wyraz proste. Sygnatury energetyczne obojga jego rodziców zapadły mi w pamięć, więc i z jego tak było. Swoją drogą, to ciekawiło mnie jak też im się wiedzie na drugim świecie. Od razu wykluczyłem, że Dante ma jakieś problemy, jest silnym pół demonem, a od naszego ostatniego kontaktu na pewno stał się silniejszy. Co do Shanny, to zdążyłem ją na tyle dobrze poznać, żeby wiedzieć, że i bez swojego ukochanego dałaby sobie radę. Przez myśl przeszła mi też ona, Saya. Jak się miewała? Tak, to mnie zastanawiało. Wiedziałem jednak, że podobnie jak jej brat, była silna i dawała sobie radę. Po chwili takich rozmyślań, przypomniałem sobie o kolejnej osobie, Taidze. Jej jednak nie wyczułem i od razu zrezygnowałem z szukania.
Ostał się tylko Rai, do którego się też udałem.
Zapukałem do drzwi i zdecydowanym ruchem otwarłem je.
Chłopak wyglądał na zdziwionego moim przybyciem, wyglądało to tak trochę, jakby mnie nawet nie poznał, nagły błysk rozpoznania w jego oczach odwiódł mnie jednak od tej myśli. Aktualnie siedział sobie na łóżku, kończąc leniwie rysowanie długopisem po ścianie. Szybko przejechałem wzrokiem po ścianach w zasięgu mojego wzroku, wszystkie były ozdobione wzorkami i rysunkami.
-Hej - zacząłem. - Zastanawiałem się dlaczego nikogo nie ma na zewnątrz, jest taki ładny dzień. Stwierdziłem, że pójdę popytać innych, ty byłeś pod ręką... -streściłem cel mojej wizyty, adresat tych słów wyglądał na trochę zdumionego.
-Szczerze, to sam nie wiem, jakoś tak... Samo wychodzi... Ogólnie od jakiegoś czasu tak jest, tak... Nudno i leniwie - mówił to w sposób wskazujący na to, że dopiero teraz to sobie uświadamiał i nie był z takiego stanu rzeczy zadowolony.
-Tak, zauważyłem, ale... -spauzowałem, by się nad czymś zastanowić.
Jego reakcja, ona tylko dodało dziwności tej sytuacji, czy z innymi było tak samo? Musiałem się tego dowiedzieć.
-...Nie wydaje ci się to dziwne? Przecież w takim miejscu jak to...
-Hmm... Masz rację, to trochę dziwne.
To robiło się coraz bardziej podejrzane.
-Nie wiesz może, jak jest z innymi?
-Nie, ale wydaje mnie się, że podobnie, bo ostatnio jest naprawdę spokojnie... Tak, jak się nad tym zastanowić, to może to też być po prostu taka fala lenistwa - rzekł nieco sceptycznie.
-Fakt, taka możliwość też istnieje.
Może miał rację, może tylko rozdmuchuje fakt, że wszystkich dopadło lenistwo? Ale... Tak silne, że nawet żelki nic nie dają? Niepodobne.
-No nic, dzięki za informacje i na razie - rzekłem, chwytając dłonią za klamkę.
-Na razie - odrzekł.
Wyszedłem i udałem się do siebie. Zastałem oba bakugany śpiące, co było dosyć niezwykłe, zwykle tylko Imper spał.
Dzisiaj, dla odmiany odpuściłem sobie trening fizyczny i stwierdziłem, że warto popracować nad umiejętnościami w grze, która nas wszystkich tutaj przywiodła.
-Imper, Rub, pobudka! -krzyknąłem.
-Co? -powiedział ospale Rub.
-Wstawać lenie, popracujemy razem nad naszymi umiejętnościami.
-He? -zdziwił się.
-Trochę powalczymy na arenie - uśmiechnąłem się zawadiacko.
Gdyby Rub tylko mógł, to pewnie by uniósł brwi, co do Impera, to nie wiedziałem, czy czasami jeszcze nie śpi.
-Ehh... No dobrze... -rzekł przeciągle, wskakując na moje ramię, mój drugi bakugan zrobił to samo.

***

Tsaa... Skoro nikt nic nie pisał, to stwierdziłem, że sam coś napiszę, żeby w końcu się to ruszyło. Pierwsza część tej notki, to taki zarys fabuły tego eventu, który zaplanowałem. Druga część to już rozbudowa tego zarysu. W evencie tym, umieszczone zostaną niektóre elementy "serii drugiej" BA, która to miała się zacząć kawał czasu temu... A niestety nie zaczęła. Mam nadzieję, że nikomu się nie wtryniłem w plany, a jeśli tak, to przepraszam, ale po prostu nie mogłem patrzeć na tą pustkę w notkach. W razie czego, można owe plany podciągnąć pod ten tutaj. Dalsze części tego planu wyjdą w trakcie. Wszystkich zapraszam do wzięcia udziału, no bo ludzie... Ten blog zaczął zmierzać w złym kierunku. Amen, koniec kazania.