wtorek, 12 lutego 2013

Głupiec...


***Akisashi***

Otworzyłem oczy i położyłem sobie dłoń na czole.
- Co do... - mruknąłem. - ...czuję się jak po imprezie w akademiku...
Ostrożnie usiadłem i spojrzałem za okno. Słońce było już wysoko na niebie.
Ukryłem twarz w dłoniach i westchnąłem.
- Jak tam pijaczyno? - zarechotał Wolfurio wskakując na szafkę nocną.
- Zamknij się... - syknąłem i spiorunowałem go spojrzeniem. - Wszystko przez te pieprzone halucynacje.
- Taaa, jasne... - mruknął Bakugan.
- Stul pysk! - wystawiłem dłoń w jego kierunku i zgromadziłem Ki.
- Oszalałeś?! - krzyknął Wolfurio.
- Wybacz... - mruknąłem zabierając dłoń. - ...to wszystko przez tą anielicę.
- Mówisz? - odezwał się Bakugan - Czyżbyś się zakochał?
- Nie, ja się nie zakochuję. - odparłem ponuro.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. - stwierdził Wolfurio. - A z tego co widziałem z kieszeni to niezła z niej laska.
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Ona? - zamyśliłem się. - Masz dziwny gust.
- Ale nie możesz zaprzeczyć. - zauważył.
- Nie mogę. - przyznałem - Ale...ona nikogo nie szuka.
- Nie dowiesz się jak nie spróbujesz - stwierdził Bakugan.
- Nienawidzę, gdy masz rację - wstałem i zmierzwiłem sobie włosy.
Zgarnąłem Bakugana z szafki i wyszedłem z pokoju.
Idąc korytarzem wyjrzałem przez okno.
- Śnieg? - uniosłem brwi - Nawet tu jest ta mokra breja?
- Nie powinieneś być specjalnie zdziwiony - westchnął Wolfurio - Ale ty nie grzeszysz inteligencją, co?
- Nawet się nie odzywaj. - prychnąłem, ale lekko się uśmiechnąłem.
- To jak? Idziesz się migdalić z anielicą? - zarechotał Bakugan.
- Gdyby spojrzenia mogły zabijać... - syknąłem.
- Tak, tak, padłbym martwy - mruknął ironicznie Wolfurio.
***
Minęło kilka dni.
Zazwyczaj spędzałem je na jedzeniu i siedzeniu na dachu. Aż mnie nosiło od nadmiaru niewykorzystanej energii. Potrzebowałem przeciwnika na moim poziomie.
- Bal świąteczny... - mruknąłem - Że też im się  chce...
Leżałem na dachu z lizakiem w ustach. Ostatnio nabrałem sympatii (jeśli można to tak nazwać - dop.autora) do tych słodyczy. Przynajmniej miałem chwilowe zajęcie. Poza tym, wpatrywałem się w upstrzone gwiazdami niebo.
Lubiłem przesiadywać na dachu. To było jedyne miejsce gdzie nie musiałem się martwić dyrektorką, ani stukniętymi dzieciakami z tej Akademii. Jednak to tutaj najbardziej natarczywie atakowały mnie myśli. Mimo to, nie zamierzałem stąd schodzić. Na pewno nie poszedłbym na ten cały bal.
Co prawda krążyłem przez jakiś czas blisko sali. Wabiła mnie tam ona. Ostatnimi czasy coraz częściej o niej myślałem.
- Kazahana... - powiedziałem cicho - Jak ty to zrobiłaś, co...?


***Kazahana***

 Od jakiegoś czasu krążyłam po Akademii, nie mając zbytnio ochoty wrócić na salę lub do własnego pokoju, gdzie mogłabym zasnąć i zapomnieć o wszystkim zmartwieniach. Jednak nogi same poniosły mnie na dach masywnego budynku. Czy już nie mam kontroli nad własnymi czynami?
 Znowu w moją głowę wkradały się wspomnienia ze spotkania z Saiyaninem. Wyłaniająca się zza rogu korytarza sylwetka... później mój fortepian i łzy z powodu jego nieprzeciętnie silnej aury... ale nawet najpotężniejsi Utalentowani mają swoją słabą stronę, prawda?
 A jednak moje wyczulone zmysły tym razem zawiodły... O dziwo, na dachu zastałam Inizawę. Dziewiętnastolatek leżał na zimnej posadzce i obserwował nocne niebo rozświetlone niezliczoną ilością gwiazd pod przewodnictwem księżyca.
 Widocznie on także nie zauważył mojej obecności, więc jakież było jego zdziwienie, kiedy usłyszał mój melodyjny, niemalże słodki głos.
- Łamanie zakazów leży w twojej naturze, nie?


***Akisashi***

- Huh? - spojrzałem w stronę źródła głosu - Ah, to ty. Tak, dobrze powiedziane. W końcu reguły są po to by je łamać.
- Domyśliłam się - skwitowała dziewczyna, siadając kilka metrów ode mnie.
- Tak w ogóle to co tu robisz? - spytałem, wracając do obserwowania nocnego nieba.
Księżyc wyglądał fantastycznie. W takich momentach cieszyłem się że nie mam ogona.
- Zagrałam swoje na balu i wyszłam. - odparła Kazahana - Co niby miałam tam robić? Nie lubię takich...przyjęć...
- To witaj w klubie. - lekko się uśmiechnąłem.
W tym momencie z mojej kieszeni wyskoczył Wolfurio.
- No dalej! - krzyknął Bakugan - Na co czekasz?!
Natychmiast złapałem go i z powrotem wepchnąłem do kieszeni.
- Wybacz. - mruknąłem do niebieskowłosej - On już tak ma.

***Kazahana***

- Znam ten ból... na szczęście tej idiotki nie widziałam... od długiego czasu... - westchnęłam, zamykając oczy. Delektowałam się zapachem zimnego powietrza i nie przeszkadzał mi zupełnie przeszywający chłód. - Taka pogoda mogłaby być przez cały rok... Zima to taka piękna pora roku...
 Nienawidziłam za to z całego serca lata. Ciepło nigdy nie sprzyjało sztuce kamuflażu, którą niestety od naszej rasy wymagano. Życie nasze więc w trakcie najcieplejszych miesięcy w roku ograniczało się tylko do spania  i obserwowania.
- Nie lubię jej... Ta breja jest... - ostatnich słów Saiyanina już nie dosłyszałam.
- Różne są gusta i guściki. - westchnęłam, podnosząc powieki.


***Akisashi***

- Masz rację. - przyznałem, patrząc na nią.
- Zawsze ją mam. - odrzekła bez chwili wahania.
Powiew chłodnego wiatru zaczął bawić się jej niebieskimi włosami, niemal zmuszając mnie do patrzenia. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
Wolfurio miał rację, ona była ładna i to bardzo. Do tego dosyć wyrachowana, ale w tym momencie nie robiło mi to różnicy.
Dziewczyna spojrzała w moją stronę i od razu odwróciłem wzrok.
- Na co patrzysz? - spytała chłodno.
- Na... - zebrałem się w sobie i powiedziałem - Na ciebie. Zastanawia mnie jedna rzecz.
- Tak? - niebieskowłosa uniosła jedną brew. - Jaka?
- Dlaczego zaprzątasz moje myśli od naszego pierwszego spotkania - powiedziałem cicho - Dlaczego już nie myślę o tobie jak o przeciwniku.

***Kazahana***

- Kto wie... - mruknęłam, jednak jego słowa dosyć mnie zaniepokoiły. - Mogłabym o to samo zapytać ciebie, Inizawa.
 Gdyby był w pełni czujny, zapewne wyczułby w moim głosie swoisty lęk i wahanie zupełnie jak dziecko, kiedy boi się przyznać rodzicom do jakiegoś występku. Rzeczywiście, może i to wyznania budziło moje wątpliwości.
 Jakiś czas milczał, a ja nadal czułam na sobie jego piekący wzrok. Starałam nie dać po sobie poznać, że wadzi mi to spojrzenie, jednak emocje, których teoretycznie nie powinnam mieć, zabrały głos w tej sprawie. Mimowolnie na mojej twarzy pojawiły się delikatne rumieńce, zaś we mnie wrzało... Nie, to stanowczo nie jest normalne.


***Akisashi***

Zamrugałem kilka razy, kompletnie zaskoczony. Kazahana, ta Kazahana, autentycznie się rumieniła. Co prawda lekko, ale jednak.
- Mam pewną teorię. - powiedziałem cicho, nie spuszczając z niej wzroku.
- Tak...? Jaką...? - zapytała równie cicho.
W tym momencie już byłem pewien że wyczułem w jej głosie nutę...niepewności?
- Ale ona ci się nie spodoba... - kąciki moich ust ledwo zauważalnie uniosły się do góry. - ...ponieważ zakłada że wcale nie wyzbyłaś się uczuć, tylko je ukryłaś. A teraz...one dają o sobie znać...
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy a rumieńce na jej policzkach stały się odrobinę bardziej widoczne.

***Kazahana***

 On naprawdę... był głupcem. Tylko dlaczego nie mogłam nie uwierzyć w jego słowa, które z każdą chwilą stawały się coraz realniejsze?
- Pamiętasz... - mruknęłam, starając odwrócić głowę tak, by zasłonić włosami chociaż część mojej twarzy. Jednak Saiyanin nadal natarczywie się we mnie wpatrywał, zupełnie jakby nie było żadnego ciekawszego obiektu do obserwacji.
 Nic więcej jednak nie mogłam wykrztusić. Czekałam na jego kolejny ruch, na kolejne słowo. Chciałam w końcu usłyszeć odpowiedź na to nurtujące mnie pytanie...
... ale nie miałam odwagi go zadać.


***Akisashi***

- Tak, pamiętam. - odparłem spokojni.e - I uważam że ta teoria jest całkiem...całkiem prawdopodobna.
Wstałem i podszedłem bliżej.
- Jesteś...Jesteś głupcem - odezwała się niebieskowłosa.
Lekko się uśmiechnąłem i usiadłem obok niej.
- Spójrz na mnie - odezwałem się - Spójrz na mnie, proszę.
Dziewczyna powoli przesunęła wzrok na mnie, jednak nie odgarnęła włosów.
- Przyznaj to...oszukujesz sama siebie...wcale tak o mnie nie myślisz...powiedz mi prawdę. Powiedz mi co myślisz naprawdę.
Mówiąc to, spojrzałem jej w oczy.

***Kazahana***

 Jego obecność... Mnie krępowała? Krepowała mnie? Osobę, która zrobiła wszystko, by zdobyć swój cel? Dobry żart...
 Ale jednak tonęłam w jego hebanowych tęczówkach. Dlaczego...? Kolejne pytanie, na które poszukiwałam odpowiedzi...
- Jesteś... głupcem, który zrobił ze mną coś, ale jeszcze nie wiem co... - szepnęłam po chwili wahania, odwracając wzrok.
 Cóż za paradoks... Jeszcze kilka dni temu byłby gotów mnie wyeliminować, a teraz rozmawiamy ze sobą spokojnie, jakby nigdy nic się nie stało.


***Akisashi***

- Może i jestem głupcem...ale wiesz co?
Niebieskowłosa nie zareagowała, nadal patrzyła w przestrzeń.
- Myślę, że wiem, co z tobą zrobiłem... - szepnąłem.
Albo mi się wydawało, albo lekko zadrżała. Jeszcze wczoraj pomyślałbym, że mi się wydawało, ale teraz byłem niemal pewien, że to stało się naprawdę.
- Myślę, że ja...obudziłem w tobie coś, czego nigdy wcześniej nie doznałaś... - w tym momencie zawahałem się, jednak odważyłem się to powiedzieć - ...obudziło się w tobie uczucie.
Dziewczyna znieruchomiała i spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Jej policzki były jeszcze bardziej czerwone niż wcześniej.

***Kazahana***

 Nie mogłam uwierzyć... Czy on...? Czy on mi zarzuca...?
- Bzdura... - rzekłam po chwili, starając zgrywać pozory jakiegokolwiek opanowania. - Jeśli tak bardzo pragniesz mojej śmierci, trzeba było to od razu powiedzieć. Nasza rasa kieruje się pewnymi zasadami, które nie pozwalają nam...
 Jego oczy, o dziwo, powoli zaczęły się rozszerzać.
- Miłość... pomiędzy aniołem a przedstawicielem innej rasy... karana jest śmiercią. Moją śmiercią, Inizawa. Śmiercią anioła.


***Akisashi***

- Nie wspomniałem o miłości... - szepnąłem. - ...karane śmiercią mówisz...? Myślisz, że bym na to pozwolił...?
- Decyzje Rady są nieodwołalne... - powiedziała dziewczyna, głos jej lekko drżał.
- Na wszystko jest rozwiązanie - odpowiedziałem cicho.
- Na to nie ma... - szepnęła niebieskowłosa.
- Przestań wygadywać głupoty. - syknąłem.
Zadziałałem pod wpływem impulsu. Otoczyłem ją ramieniem i przytuliłem.
- Nie pozwolę na to, rozumiesz? - powiedziałem stanowczo - Nie pozwolę, by oni cię skrzywdzili.

***Kazahana***

- ..."skrzywdzili"...? - powtórzyłam cicho. - To nie jest krzywda... Za grzechy trzeba karać... Sprawiedliwość dosięga każdego... nawet, jeżeli jest się następczynią tronu... Ty nigdy tego nie zrozumiesz, Akisashi...
 I znów nazwałam go po imieniu... Zachowywałam się jak zakochana małolata, wstydziłam się własnych uczuć, ale... w jego ramionach czułam się bezpiecznie... był pierwszym "Utalentowanym", który mnie nie odrzucił. Ostatni raz tak czułam się... kiedy zakochałam się po raz pierwszy...


***Akisashi***

- Miłość to nie grzech. - syknąłem. - Za to się nie kara. A ty...? Kiedy przestaniesz oszukiwać sama siebie? Kiedy zaczniesz być szczera ze mną, a co ważniejsze...ze sobą i swoimi uczuciami?
- Akisashi... - dziewczyna z wahaniem oparła się o mnie.
- Nieważne co się stanie, nie pozwolę żeby ktoś cię skrzywdził. - powiedziałem cicho. - Ale bądź ze mną szczera.
- Jesteś...Jesteś głupcem... - szepnęła.
- Nie kłam - przerwałem jej - Doskonale wyczuwam, że wcale tak o mnie nie myślisz. Powiedz prawdę.
Mówiąc to, odsunąłem się trochę, złapałem ją za ramiona i spojrzałem jej w oczy wyczekująco.

***Kazahana***

 Ten wzrok... mnie przytłaczał... Po raz pierwszy pozwoliłam, by ktokolwiek tak mną zawładnął. Stałam się ptaszkiem w klatce, jego niewolnicą, własnych uczuć i zasad, których należało przestrzegać. Zdałam sobie sprawę, że on znaczył coś więcej niż Rada, moja matka czy dyrektorka i jej wymysły. Z jednej strony stały reguły, którym dotychczas zawsze się podporządkowywałam, z drugiej zaś - ten dziewiętnastoletni Saiyanin i moje uczucia.
- Wybacz... - poczułam, że po moich policzkach mimowolnie spływają łzy. Starłam je szybko wierzchem dłoni i spuściłam wzrok. - ...jesteś... nie wiem...
 Nie potrafiłam dobrać odpowiednich słów.


***Akisashi***

Podniosłem jej podbródek wierzchem dłoni, by znowu na mnie spojrzała. Lekko się uśmiechnąłem.
Wyglądała teraz jeszcze piękniej niż zwykle. Pod maską powagi, którą zazwyczaj nosiła, skrywał się ktoś...ktoś...trudno mi to opisać.
- Ty nie wiesz, kim dla ciebie jestem... - powiedziałem cicho. - ...za to ja wiem, kim jesteś dla mnie...
- K-Kim...? - pierwszy raz odkąd ją poznałem, zająknęła się.
- Słowa raczej tego nie wyrażą... - westchnąłem.
W moim umyśle i sercu rozpętała się istna burza. Wiedziałem, co za chwilę zrobię, i sam nie mogłem w to uwierzyć.
Nie myśląc o tym, jak może zareagować, schyliłem się i musnąłem jej usta swoimi. Zaraz potem lekko ją pocałowałem i objąłem.

***Kazahana***

 Zupełnie nie wiedziałam, jak mam zareagować. On... Inizawa... Akisashi... czy on sobie ze mnie żartuje...? Pomimo konsekwencji... tego, że za to mogę zniknąć z tego świata na zawsze...
 Jednak nieśmiało odwzajemniłam ten gest. Cóż za ironia... nie przypuszczałam, że będę w stanie czuć się tak niezręcznie i tak kobieco jeszcze przy kimś innym niż tamten pianista z naszego zespołu. A tutaj proszę... pojawił się ten "Utalentowany" i poprzewracał mój świat do góry nogami.
 Kiedyś nie uwierzyłabym, że kiedykolwiek to zrobię... że się zakocham w moim potencjalnym wrogu... kimś, kto mógłby swoją obecnością zaliczyć się w poczet zagrożeń, które zasady mojej rasy wyliczały w milionach.

***Akisashi***

Trochę mi ulżyło gdy nie napotkałem sprzeciwu.
Co więcej, dziewczyna odwzajemniła pocałunek. Trwaliśmy tak kilka chwil, potem odsunąłem się trochę i spojrzałem na nią. Światło księżyca odznaczało na jej twarzy miejsca, gdzie spłynęły wcześniej łzy.
Już nie była tą samą wyrachowaną anielicą. Pierwszy raz od moich narodzin, moje serce zaczęło naprawdę bić. W końcu miało dla kogo. Tego wieczora po raz pierwszy pomyślałem o niej w ten sposób.
- Więc teraz czeka mnie kara... - niebieskowłosa spojrzała w niebo i oparła się o mnie.
- Nic się nie stanie - powiedziałem - Nie pozwolę cię tknąć, obiecuję.
- Dlaczego...Dlaczego to robisz? - spytała dziewczyna.
- Bo... - wziąłem głębszy oddech - Bo cię kocham.
Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami i powiedziała cicho:
- Idiota z ciebie...
Dotknąłem dłonią jej policzka i lekko się uśmiechnąłem.
Byłem jednocześnie szczęśliwy i podekscytowany. Miałem okazję do walki z kimś bardziej do mnie zbliżonym, w dodatku w jej obronie.

sobota, 9 lutego 2013

HA! BUM SKARBIE! Uh…GDZIE SĄ WSZYSCY?!

***Sunog***

Ostatnio trenowałem jeszcze zacieklej, niż zawsze. Nie miałem pojęcia dlaczego i mało mnie to obchodziło. Gdybym nad tym zaczął myśleć, pewnie doszedł bym do wniosku, że to kwestia dumy i natury Saiyan... I pewnie uznałbym to za prawdę...
Od bodajże dwóch dni trenowałem, już nie przy stukrotnej grawitacji, ale stu pięćdziesięciokrotnej. Nie powiem, nie było lekko, ale zaczynałem się przyzwyczajać.
***
Kiedy skończyłem mordownię, bo inaczej tego bym nie nazwał, udałem się do siebie, by wziąć prysznic i ubrać się czysto. Gdy to już zrobiłem, udałem się do stołówki, by uzupełnić braki w energii... Duże braki...
Tak więc posiłek był jeszcze większy, niż zazwyczaj. Kucharki były lekko przerażone.
Kiedy już skończyłem posiłek, wróciłem do pokoju.
-No, skoro się najadłeś i wróciłeś tutaj, to może byś się przygotował do balu... -zaczął Rub.
-Co? Do balu? -zdziwiłem się.
-Tak balu... Jest dzisiaj.
-Co?! Dzisiaj?! -wykrzyknąłem. -Uhh... Na śmierć zapomniałem o nim - westchnąłem.
-Ta, ta... Ty byłeś zajęty myśleniem o tej twojej Akemi... -rzucił Imper.
-Imper... Przywalił ci ktoś, kiedyś?
-Heh, właśnie potwierdziłeś to co powiedziałem.
-A weź odpi**** się ode mnie...
-Ostatnio strasznie przeklinasz.
-Za dużo przebywam z tobą.
-Wypraszam sobie, anarchiści nie przeklinają!
Taa... Imper. Zatwardziały anarchista...


*** Akemi ***

Szłam spokojnie po korytarzu, co chwila wrzucając kolejne żelki do ust. Myślami byłam zupełnie gdzieś daleko stąd.
- Jak ty w ogóle wyglądasz, co? – Wyrocznia zapytała ostrym tonem, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Ej, tak to już bywa – zaśmiałam się i wyszczerzyłam do niej.- Chcesz być najlepsza, musisz cierpieć!
- Najlepsza w czym?!
- Wygrywaniu bitew o żelki rzecz jasna – popatrzyłam na nią, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Twoje ciuchy wyglądają o wiele gorzej niż po nie jednej z walk – gdyby pewnie mogła, strzeliłaby facepalma.
- A, my wszystkie tak – machnęłam ręką, ignorując rozszarpane miejscami ubranie.
- Ech, niektóre rzeczy się nigdy nie zmieniają…
- Dlatego są takie piękne – zaśmiałam się cicho, czując jednak delikatnie ukłucie smutku. Potrząsnęłam jednak głową, odpędzając od siebie nieprzyjemne myśli.
Kopnęłam z całej siły w drzwi, otwierając je równocześnie.
- HA! BUM SKARBIE! – wydarłam się na wstępie, jednak w środku nikogo nie było.- Uh…GDZIE SĄ WSZYSCY?!
- Aki…- Wyrocznia rzuciła cicho.
- Co? – spojrzałam na nią zdziwiona.
- PRZESTANIESZ SIĘ KIEDYŚ WYDZIERAĆ?! – aż się skrzywiłam, gdy wrzasnęła mi prosto do ucha.
- Marny dajesz dziewczynie przykład – Artemis wyleciała z mojej szafki nocnej i zachichotała.
- Ty milcz! To przez ciebie jest taka nieogarnięta!
-Przeze mnie?! To twoja wina!
- Moja?!
Przekręciłam oczami, spojrzałam na drzwi które prawie wywaliłam z zawiasów a następnie skierowałam wzrok na szafę Claire.
- Trzeba znaleźć jakąś sukienkę – westchnęłam cicho.

***Sunog***

Tak, jak normalnie mogłem nazwać się szybkim, to teraz nawet fotoradar by mnie nie uchwycił. Przypomniało mi to o wydarzeniach z zeszłego roku, a właściwie, trochę więcej, niż roku... Szybko odegnałem te myśli, bo nie miałem czasu do stracenia.
Ale niebiosom dzięki, że mam skłonność do robienia rzeczy na zapas, w szafie miałem przygotowany garnitur... Na myśl o tym przeszły mi ciarki po plecach... W garniaku jestem niemal bezbronny, niby można się bronic, ale szkoda zniszczyć. Na garniturze była przylepiona kartka z napisem: "na specjalną okazję".
Bezsprzecznie taka okazja się nadarzyła.
***
Niespecjalnie zależało mi na dobrym wyglądaniu, ale mus, to mus... To w końcu bal.
-Ciekawe jak ubierze się Aki? - zapytałem się w myślach.
Z zamyślenia jednak wyrwało mnie uderzenie w głowę, jak się okazało, był to Rub.
-Ja już znam to twoje spojrzenie, wolałem cię powstrzymać w porę - rzekł.
-Dzięki - odpowiedziałem.
***
Kiedy przyszedł wieczór i czas balu, ja byłem już gotowy... Teraz tylko pozostało mi pójść po moją towarzyszkę. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem korytarzem. Do docelowych drzwi dotarłem natychmiastowo, ze względu na to, że to tylko sześc numerów na drzwiach.
Stanąłem przed drzwiami. Serce waliło mi jak szalone, tylko czemu?
Ręka, którą chciałem zapukać, drżała...
Ale w końcu udało mnie się zapukać, choć dosyć nerwowo.
-Możesz wejść - usłyszałem zza drzwi.
Wszedłem.

*** Akemi ***

Wyszłam z łazienki i spojrzałam na czarno zieloną sukienkę (klik) rozłożoną na łóżku. Woda nadal kapała z mokrych włosów, ale nie przejmowałam się tym teraz. Domena Pyrusa się jednak do czegoś czasem przydaje!
Kocham Claire. I jej szafę! Wszystko na mnie pasuje!
Sukienka idealnie pasowała. Założyłam czarny naszyjnik, zielone kolczyki oraz niskie szpilki. Pstryknęłam, a moje włosy natychmiast się wysuszyły. Usiłowałam je upiąć w kok lub coś podobnego, ale wystające kosmyki za bardzo mnie drażniły.
Po wielu próbach szlag mnie trafił i po prostu je rozpuściłam i starannie rozczesałam.
Westchnęłam cicho i spojrzałam w lustro. Uśmiechnęłam się lekko. Jednak nie wyglądałam tak źle jak myślałam.
- Ale jak w czymś takim walczyć? – mruknęłam cicho, obracając się we wszystkie możliwe strony aby się upewnić, że wszystko jest idealnie.
- Ichiro, dobijasz mnie – Wyrocznia warknęła.- Żadnych bójek, walk, rozpoczynania trzeciej wojny światowej, czy co tam jeszcze może się z tobą kojarzyć!
- Trzecia wojna światowa się ze mną kojarzy? – zamyśliłam się na chwilę.- Dopiszę to do swojego CV!
Bakugan załamał się.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Domyśliłam się, że pewnie Sun już przyszedł. Wzięłam głęboki wdech.
- Możesz wejść – zawołałam spokojnie. Chłopak nacisnął klamkę i wszedł do pokoju. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Um…może być? – zapytałam, rumieniąc się lekko.

***Sunog***

Gdy tylko ją ujrzałem... Słowa tego chyba nie opiszą, ale spróbuje...
Wyglądała cudownie... Zielono-czarna sukienka idealnie komponowała się z jej włosami i oczami... Tak pięknymi oczami, że nie sposób było w nie nie spojrzeć. Idealnie też podkreślała jej figurę...
Nigdy nie sądziłem, że spotka mnie zaszczyt ujrzenia kogoś tak pięknego...
Stałem chwilę wryty z otwartymi ustami i wymamrotałem tylko:
-T-tak.
Strzeliłem mentalnego facepalm'a.
-Wyglądasz przepięknie... -dodałem szybko, już spokojniej i z lekkim uśmiechem na ustach.
-Naprawdę? -dziewczyna zarumieniła się nieco.
-Tak, a nawet więcej, niż to -odpowiedziałem.
Akemi zarumieniła się mocniej i uśmiechnęła lekko.
-Dzięki -rzekła cicho.
Chwilę milczeliśmy.
Podszedłem do niej i wyciągnąłem dłoń w jej stronę.
-To co? Idziemy? -zapytałem ją z nieco większym uśmiechem.
-Tak - odparła, odwzajemniając uśmiech.

*** Akemi***

Złapałam jego rękę i wyszliśmy. Szliśmy spokojnie, nie rozmawiając zbyt wiele. W pewnym momencie zorientowałam się, że chłopak mi się przygląda. Spojrzałam na niego więc, ale szybko odwrócił wzrok. Uśmiechnęłam się lekko i również tak zrobiłam. Złapałam go na tym jeszcze kilka razy i za którymś z nich zaśmiałam się cicho. Wtedy sam mimowolnie się uśmiechnął.
- Tak, tobie też ładnie w tym garniturze – zachichotałam pod nosem a on spojrzał na mnie wymownie. Parsknęłam śmiechem.
Doszliśmy do sali balowej, z której słychać było już muzykę. Weszliśmy do środka. Sala była ślicznie ozdobiona. Rozejrzałam się po studentach a potem mój wzrok skierował się na scenę, na którą powoli wchodziła Niebieska 2.0
Trzeba było jej przyznać, że dzisiaj wyglądała wspaniale. Powinna tak częściej się ubierać.
Zaczęłam się zastanawiać gdzie starsza Niebieska, ale szybko porzuciłam rozmyślanie na ten temat. A dokładnie wizja jej biegającej po lesie i rozpaczliwie szukającej swojej Pchełki mnie odepchnęła od dalszego myślenia.
Niebieska 2.0 wygłosiła krótkie przemówienie (na nasze szczęście) po czym zeszła ze sceny a zespół zaczął grać.
- To co? Chcesz zatańczyć czy…- spojrzałam na Sunoga, którego oczy nieco rozbłysły gdy dostrzegł bufet. Uśmiechnęłam się szeroko.- Okej, rozumiem aluzję.

***Sunog***

-Wybacz, mój mózg i żołądek myślą na zmianę - zaśmiałem się sam z siebie. -Też powinnaś coś zjeść - dodałem.
-Nie trzeba, nie jestem gło... -jej wypowiedź przerwało ciche burczenie w brzuchu, na co ja zareagowałem wymownym spojrzeniem.
-Właśnie widzę, a raczej słyszę. Idziemy... -chwyciłem ją za dłoń i ruszyłem ku bufetowi.
Czarnowłosa nawet nie protestowała, bo wiedziała, że mam rację.
Bufet był godzien podziwu. Znajdowało się na nim niemal wszystko, od dań z ryb, przez egzotyczne z owoców i płonące befsztyki, po ciasta i desery. Innymi słowy, coś dla każdego.
Aż mnie zastanawiało co zrobią z tym, co zostanie, ale przypomniałem sobie to cyniczne stwierdzenie, że zgodnie z ciągiem Fibonacciego, każdy posiłek na stołówce to suma dwóch poprzednich. Ale jak nie trudno się domyślić, nie zniechęciło mnie to od jedzenia. Akemi już widziała ile jem, więc nie martwiło mnie jej zdziwione, czy też przerażone spojrzenie.
Mnie za to zdziwiło, że ona wzięła sobie tylko jabłko.
Podszedłem do niej i podałem jej jeszcze drugie jabłko i posłałem spojrzenie mówiące "jedz".
Uśmiechnęła się lekko.

***Akemi***

Spokojnie jadłam drugie jabłko, podczas gdy Sun pochłaniał masę jedzenia. Nie widziałam sensu w tłumaczeniu mu, że nie potrzebuję zbyt wiele jeść. Choć fakt faktem, że pewnie czasem jadłam za mało. Ale co miałam zrobić innego niż zignorować uczucie głodu, gdy naokoło działo się tyle fajnych rzeczy? Poza tym, to zrobiło się zabawne, gdyby spojrzeć na ilość jedzenia, które chłopak właśnie spożywał. Przyjrzałam mu się i do głowy wpadało tylko pytanie ‘ Gdzie on to wszystko mieści?’.
Gdy na mnie spojrzał, uśmiechnęłam się tylko.
- Hej! Aki! Sunog! – spojrzałam na Sethari, która akurat do nas podeszła.
- Hej Seth! Ślicznie wyglądasz – uśmiechnęłam się szeroko do przyjaciółki.
- Dzięki, ty też! Cudowna sukienka! Gdzie ją kupiłaś?
- Pożyczyłam od Claire! Muszę się jej zapytać!
-Absolutnie a w ogóle to…- Sun odchrząknął a my skierowałyśmy na niego wzrok i zaśmiałyśmy się cicho.- Ach, sorki, zagadałam się! Sunog, mogłabym chwilkę z tobą porozmawiać?
- Jasne – chłopak rzucił spokojnie. Na chwilę zapanowała cisza.
- Um…ale…na osobności – Seth speszyła się nieco. Zdziwiłam się. Nie tym, że chciała z nim rozmawiać, tylko jej ogólnym zachowaniem.
- Em…okej – Sun skinął głową po czym odeszli kawałek dalej. Już zastanawiałam się czym zająć czas gdy oni będą rozmawiać, gdy usłyszałam znajomy głos obok siebie.
- Hej Akemi – obróciłam się natychmiast i spojrzałam zaskoczona na blondyna, którego już dobrze kojarzyłam.
- Hiroki?
- Co takie zdziwienie, też jestem studentem – uśmiechnął się lekko, co już wydało mi się podejrzane.
- No tak, racja…
- Chciałbym chwilkę z tobą porozmawiać i przeprosić – na chwilkę zerknął gdzieś za mnie, po czym ponownie uśmiechnął się do mnie.
- No okej, to słucham – rzuciłam spokojnie.
- Możemy wyjść na sekundę z sali? Tutaj jest strasznie głośno…
- Zgoda, tylko szybko – skinęłam głowę, po czym oboje udaliśmy się do wyjścia.

***Sethari***



Gadałam z Sunem o jakichś głupotach typu "ładna dziś pogoda", "bal jest całkiem niezły". W końcu miałam odwrócić jego uwagę od Aki, żeby Hiroki mógł z nią pogadać. Coś mi tu śmierdziało, ale ignorowałam to.

-Zaraz...- Odezwał się Sunog patrząc w stronę wyjścia z sali.

Podążyłam za jego wzrokiem. Zobaczyłam Akemi i Hirokiego. Wychodzili. Niby nic dziwnego, bo na sali był taki hałas, ze ledwo słyszałam własny głos, ale wtedy zobaczyłam w rece blondyna coś czarnego.

-On ma broń...- Mruknęłam do siebie.

Prawie równocześnie ruszyliśmy z Sunogiem w tamtą stronę. Wyszliśmy z sali.

-Hiroki!- Zawołałam za nim. Zatrzymał się. Podeszłam bliżej.- Co ty robisz...?- Zapytałam niepewnie, obserwując pistolet.

-Nic takiego. Tylko rozmawiamy.- Mruknął chłopak dyskretnie wsuwając pukawkę pod marynarkę.

-Daj spokój. Widziałam.- Powiedziałam.

-Wybacz śliczna, ale takie mam zadanie.

-Wiedziałam, ze coś z tobą nie tak. Ale mimo to zaufałam ci... Ale ze mnie idiotka.- Potarłam prawą dłonią skroń.- Akemi... Przepraszam cię... Mogłam sie domyślić, że coś kombinuje... Wybaczcie.- Dodałam ciszej i ruszyłam korytarzem.

Wyszłam z akademii i usiadłam na schodach. Co ja sobie myślałam? Przecież było jasne, że on ma jakieś nieczyste zamiary. Te jego pytania, prośba o odwrócenie uwagi... Było mi strasznie głupio, ze się nie połapałam.

***Sunog***

Spojrzałem tylko zatroskanym wzrokiem na biegnącą Seth i natychmiast zwróciłem wzrok na Hirokiego.
-Oddasz mi tą broń po dobroci... Czy sam mam ją zabrać? -zapytałem z takim opanowaniem, na jakie było mnie w danej chwili stać, czyli nie tak duże, jakbym chciał.
Blondyn uśmiechnął się tylko chytrze.
Po spojrzeniu, które mu posyłałem powinien poznać, że nie żartuję.
-Jasne... Tylko ją załatwię -rzekł.
-Hiroki, co ty wyprawiasz? -zapytała Aki, wyglądała na zdenerwowaną.
-Ja się tym zajmę... -powiedziałem cicho i zrobiłem krok w kierunku chłopaka, który już wyciągał pistolet.
-Stój! Jeśli podejdziesz bliżej - wycelował w Akemi - ona zginie.
Prychnąłem i w jednej chwili znalazłem się o kilka centymetrów przed lufą. Zanzoken jak zawsze przydatny.
-Jak ty? -blondyn wyglądał na zdziwionego.
Złapałem jego dłoń, w której trzymał pistolet i ścisnąłem ją boleśnie, po czym skierowałem ją w stronę sufitu. Chłopak skrzywił się z bólu, za to na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, spekulować można czy był on bardziej chytry, czy bardziej sadystyczny...
Wolną ręką chciał mnie uderzyć, ale skończyło się to podobnie jak z pierwszą.
Skrzywił się bardziej.
-Dzisiaj będę dobry i niczego ci nie połamię - rzekłem uśmiechając się uroczo. - Ale tylko spróbuj ją tknąć, to do domu odeślą cię w kartonie po butach, bo same buty zostaną... -rzekłem spokojnie, lecz z mordem w oczach.

*** Akemi ***

Patrzyłam zdenerwowana na Sunoga i Hirokiego. O co w tym wszystkim chodziło? Wiedziałam, że za mną nie przepadał, ale żeby od razu z broni do mnie mierzyć?!
- Zrozumiałem – blondyn rzucił niespokojnie, starając się wyrwać ręce z uchwytu Sunoga, ale nie miał na to szans.
- To świetnie – Sun rzucił słodkim głosem po czym mocno odepchnął Hirokiego na ścianę.- To teraz wynocha!
Chłopak skrzywił się gdy jego plecy zderzyły się ze ścianą, więc nie śmiałam wątpić, że Sun włożył w to sporo siły. Szybko pozbierał się i zniknął za rogiem korytarza.
Delikatnie dotknęłam ramienia mojego towarzysza a on natychmiast się obrócił i spojrzał na mnie nadal rozgniewanym spojrzeniem. Zamrugał szybko i złość zniknęła. Uspokoiłam się.
- Wszystko w porządku? – zapytał cicho.
- Tak…dziękuję – uśmiechnęłam się lekko, co on odwzajemnił.
- Nie ma sprawy…Wracajmy już do środka.
- Jestem za – uśmiechnęłam się szerzej i ruszyłam pierwsza w stronę drzwi.

***Hiroki***



Oparłem się plecami o ścianę i wychyliłem. Żadne z nich za mną nie poszło. Super. Odetchnąłem i ruszyłem przed siebie. Dopiero teraz miałem problem.

- Uh, Hiroki, ty debilu - mruknąłem do siebie i wyszedłem na zewnątrz.- Co teraz,co teraz...

Dostrzegłem Seth, która obróciła się w moją stronę. Genialnie. Jeszcze bardziej dostanę.

- Hej - odezwałem się cicho.

- Czego jeszcze chcesz, co?! - zerwała się na nogi.- Dopiąłeś już swego?

- Uh, nie krzycz - przewróciłem oczami.

- Nie rozkazuj mi! Oszukałeś mnie!

- Słuchaj, to trochę bardziej skomplikowane - uniosłem ręce w obronnym geście



***Sethari***



-Mam głęboko czy skomplikowane czy nie, okej?! Chciałeś zabić moją przyjaciółkę! I nic cię nie usprawiedliwia, jasne?!- Powiedziałam, swoją droga całkiem głośno.- Jaka ja jestem głupia. Że też się nie domyśliłam. Podejrzewałam coś od początku, ale miałam szczerą nadzieję, ze tylko mi się wydaje. Ale jednak... I teraz zastanawia mnie tylko jedno. Czy planowałeś to od początku? Czy zaprosiłeś mnie tylko dlatego, ze wiedziałeś, ze doprowadzę cię do Aki? Czy od początku miałam być tylko obiektem odwracającym uwagę Suna i całej reszty, obiektem sprawiającym pozory normalności? Czy miałam jedynie za zadanie ukrywać twoje prawdziwe zamiary...?

-Seth, proszę cię...- Mruknął Hiroki.

-Odpowiedz mi!- Naciskałam.

Chciałam wiedzieć, czy to wszystko było tylko przedstawieniem...



***Hiroki***



Westchnąłem cicho, poirytowany.

- Nie, to nie było zaplanowane od początku - mruknąłem.- To tak...to żebyś odwróciła jego uwagę przyszło nagle.

- Mam ci uwierzyć?!

- Zawsze możesz histeryzować, ale po co mnie pytasz, skoro masz nie wierzyć? - rzuciłem ostro. Posłała mi wściekłe spojrzenie.- Jeżeli inna odpowiedź bardziej cię zadowoli to tak, byłaś marionetką w moich rękach, wszystko było zaplanowane, potrzebowałem cię tylko do tego. Zadowolona?

Nim mrugnąłem uderzyła mnie z otwartej.

- Coś jeszcze? - wymusiłem złośliwy uśmiech.

- Aż mi brak obraźliwych słów do ciebie - syknęła, zaciskając pięści.



***Sethari***



Zacisnęłam pięści. "Skończony kretyn, świnia..." I jeszcze kilka innych, nieco bardziej niekulturalnych wyrażeń krążyło mi po głowie, jednak żadnego nie powiedziałam na głos.Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że jeśli bym się odezwała, wybuchnęłabym płaczem. Zacisnęłam jeszcze mocniej rękę na łańcuszku od torebki. Odwróciłam twarz, czując, ze łzy napływają mi do oczu. No proszę i wykrakałam. "Mam jakiś nadmiar wody, czy co?!" Mruknęłam do siebie w myślach. Wyminęłam Hirokiego i weszłam do budynku trzaskając potężnymi drzwiami. Szłam powoli korytarzem. Bal się jeszcze nie skończył, ale nie miałam najmniejszej ochoty tam wracać. I cały przyjemny wieczór szlag trafił. Po drodze do pokoju zdjęłam buty i teraz niosłam je w ręce. Weszłam, zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku.

-I jak było?- Zapytała z entuzjazmem Semper Fi.

Spojrzałam na nią wymownie. Poszłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Zmyłam makijaż i wyjęłam wsuwki z włosów uwalniając je z upięcia. Następnie podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne legginsy i luźną niebieską koszulkę w czarne poziome paski. Przebrałam się szybko. Z szuflady wyciągnęłam jakąś książkę i otworzyłam na prologu.

***Hiroki***



Stałem przez chwilę, wpatrując się gdzieś w przestrzeń przed sobą. Mój oddech się uspokoił.

- No to narobiłeś - Chagrin westchnął i wskoczył na moje ramię.- Co teraz?

- Uh...nie...nie wiem - mruknąłem.

- Jednej dziewczynie narobiłeś stracha a drugą do łez doprowadziłeś, ty to potrafisz - prychnął zirytowany.

- Hej, to ja, czego się spodziewałeś? - rzuciłem, uśmiechając się ironicznie.- Serio myślałeś, że zostanę miły? Każda osoba która będzie przez dłuższy czas naokoło mnie tego pożałuje. Tak było zawsze - końcówkę dodałem już bardzo cicho. Odwróciłem się i ostatecznie wróciłem do środka budynku. Wybrałem opustoszałe korytarze, znacznie oddalone od sali w której nadal trwał bal.

- Jutro muszę dokończyć co zacząłem - powiedziałem obojętnie.

- Ty się nie poddasz, co?

- Nie, to raz. A dwa, teraz już nie mam wyjścia - mruknąłem. Wszedłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Z jednej strony było mi tak jakby....dziwnie...że wywołałem u Seth płacz.

- Ogarnij się, nie będziesz się przejmował jakąś tam dziewczyną - pomyślałem po czym zamknąłem oczy.



***Sethari***



Leżałam na łóżku czytając książkę. Ale wtedy dotarła do mnie jedna sprawa.

-On nie odpuści...- Mruknęłam zamykając lekturę i odkładając na miejsce.

-O czym ty mówisz, Sethari?- Zapytała Semper podlatując.

-W czasie balu... Hiroki... Wyprowadził Akemi na korytarz. Więc ja i Sunog poszliśmy za nimi. Hiro miał broń... I chciał ją zabić.

-Że co?! Seth, z kim tyś się do cholery umówiła?!- Krzyknęła. Podejrzewam, ze gdyby mogła, to teraz wymachiwałaby szaleńczo rękami.

-Przestań! Nie wiedziałam co zamierza...- Mruknęłam.- Ale wracając do tematu, myślę, ze Sunog nie dał zabić Akemi. Tak więc Hiroki będzie próbował złapać ja samą i dokończyć dzieła. Ale ja mu na to nie pozwolę. Zabije go zanim zdąży sięgnąć po gnata.

Wstałam i sięgnęłam pod łóżko. Miałam kilka swoich pistoletów i karabin maszynowy. Takie tam zabawki od Starszych. Przeładowałam jeden z pistoletów i włożyłam za pasek legginsów. Wyszłam powoli na korytarz. Chciałam się upewnić, ze blondas dziś już nie będzie polował.



***Hiroki***



Nie spałem zbyt długo. Muzyka była bardzo głośna i nie dawała spać. Mruknąłem pod nosem kilka przekleństw i podniosłem się. Przeczesałem ręką włosy.

- Uh, nie mogę spać - podszedłem do okna i wyjrzałem na zewnątrz. Noc była piękna. Pełnia. Rozgwieżdżone niebo. Westchnąłem cicho. Postanowiłem wziąć prysznic. Zimna woda dobrze na mnie podziałała. Całkiem się uspokoiłem. Woda spływała mi z włosów na twarz. Zarzuciłem luźne spodnie i już miałem szukać koszulki w szufladzie, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Chociaż nie, to nie było pukanie. To było niemal walenie młotem.

- Co jest? - otworzyłem je szybko. Ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem tam Seth, która na mój widok się lekko zarumieniła.- Em...co chciałaś?



***Sethari***



-Interweniować.- Syknęłam.

Bez pytania weszłam do pokoju i trzasnęłam za sobą drzwiami.

-Domyślam się, ze nie zabiłeś Akemi. I myślę też, że chcesz skończyć, to co już i tak zacząłeś. Ale tutaj pojawia się przeszkoda. Ja. Nie pozwolę ci jej zabić. Jeśli tylko spróbujesz przy niej wyciągnąć broń zarobisz kulkę między oczy.

-Ty? Masz zamiar powstrzymać mnie? A nie jesteś troszkę za... Mała?- Mruknął z lekkim ironicznym uśmiechem.

Wykonałam kilka ruchów i po chwili Hiroki leżał na ziemi z twarzą przyciśniętą do podłogi, a ja siedziałam na nim w bolesny sposób przytrzymując mu ręce.

-Mały to może być "kolega każdego faceta". Ja, jeśli już, to jestem niska.- Szepnęłam mu wprost do ucha, pochylając się.

Wstałam i skierowałam się do drzwi.
-Zapamiętaj moje ostrzeżenie, bo jeśli nie, to, to co ci zrobię zaboli bardziej niż kastracja bez znieczulenia.- Warknęłam i otworzyłam drzwi by wyjść.

***Sunog***

Weszliśmy do sali. Akurat leciał trochę szybszy kawałek, dobry do tańca, jak sądziłem.
Akemi wyglądała na trochę przejętą tym, co się stało, stwierdziłem, że lepiej odegnać te myśli.
Miałem jedną opcję... Niestety, tylko jedną...
-Zatańczysz? -wyciągnąłem dłoń w kierunku czarnowłosej, która zarumieniła się lekko na te słowa.
-D-dobrze - odpowiedziała i chwyciła mnie za dłoń.
Tancerz ze mnie właściwie żaden, ale na tyle dobry, żeby nie podeptać żadnej partnerki... Ani ludzi na około.
Weszliśmy na parkiet, na którym tańczyło już kilka osób, zaczęliśmy tańczyć. Wyglądało na to, że to był strzał w dziesiątkę. Nie widziałem, ale nawet nie wyczuwałem u niej niczego innego, niż radość. Ale oczywiście nie minęło nawet pięć minut, kiedy to...
-A teraz trochę zwolnimy tempo - powiedział do mikrofonu wokalista zespołu.
Muzyka stała się znacznie wolniejsza i spokojniejsza.
Patrzeliśmy na siebie z zielonooką chwilę, rumieniliśmy się trochę.
-Ruszże się do cho**** - pomyślałem i zrobiłem krok w stronę dziewczyny.
Nagle, za sprawą jednego jej spojrzenia całe moje zdenerwowanie i zawstydzenie zniknęło. We mnie całym zapanował spokój. Wyglądało na to, że ona też uspokoiła się. Położyłem dłonie na jej talię, ona zaś swoje na moich ramionach...
Wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Byłem ja i ona, i nic więcej.
Nie było sposobu, bym oderwał wzrok od tych dwóch cudownie mieniących się szmaragdów w jej oczach, i wcale tego nie chciałem. Nasze twarze zaczęły się zbliżać do siebie, tak, jak wtedy w jaskini... Czas zaczął zwalniać... Przymykaliśmy oczy... Rozchyliliśmy usta... A one złączyły się w gorącym pocałunku...
Pocałunku, który na dobre przypieczętował to, co tak naprawdę czułem do niej.

***Akemi***

Serce biło mi jak oszalałe. Przestały do mnie docierać jakiekolwiek dźwięki naokoło nas. Zdałam sobie sprawę, jak zaczęło mi na nim zależeć...
Przyciągnął mnie trochę bliżej siebie a ja poczułam, że temperatura mojego ciała zaczęła się podnosić. Taaa, ja jeszcze tylko tego brakuje, żebym go sparzyła.
- Zakochałaś się - przeszło mi przez myśl i zajęło mi to kilka sekund, zanim żelek w mojej głowie (częściej nazywany mózgiem) przetworzył i dopuścił tą informację.
- Nie! - oderwałam się nagle od chłopaka i uderzyłam go mocno z otwartej dłoni. Włożyłam w to więcej siły niż planowałam, bo aż się lekko zachwiał. Złapał się za obolały policzek i patrzył na mnie zmieszany, najwyraźniej nie wiedząc co powiedzieć.
Zarumieniłam się a w głowie pogratulowałam sobie genialnego pomysłu i strzeliłam mentalnego face palma.
- Z-znaczy...ja...- zaczęłam się jąkać. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie na niego żebym wiedziała, ze i tak nie powiem nic sensownego. Nie, żebym zazwyczaj coś takiego mówiła, ale monolog który układałam w głowie nawet dla mnie brzmiał całkowicie niezrozumiale. Więc zamiast dalej nad tym myśleć, ponownie pocałowałam całkowicie skołowanego chłopaka.

***Sunog***

To bardzo niecodzienne dostać w twarz od dziewczyny, którą się dopiero co całowało, po czym ponownie być przez nią całowanym... Zmartwiło mnie to... Jednak za sprawą jej pocałunku szybko przestałem o tym myśleć. Odwzajemniłem pocałunek. Podobnie jak jej, temperatura mojego ciała wzrosła.
Minęło trochę czasu, inni zeszli z parkietu, a my nadal staliśmy i całowaliśmy się. W końcu jednak nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Zeszliśmy z parkietu i usiedliśmy przy jednym ze stolików, a właściwie Aki usiadła, ponieważ ja udałem się nam po coś do picia. Wybór padł na kolę z lodem.
Wróciłem do stolika i postawiłem przed dziewczyną jedną ze szklanek. Usiadłem i natychmiast wypiłem łyk napoju. Teraz gdy trochę ochłonąłem mogłem o tym pomyśleć. Wyglądało na to, że Akemi bała się tego, że czuje coś do mnie... Chyba bała się tego, że mnie straci... Nie powiem, też się bałem o nią, i to bardzo, ale to nie był czas i miejsce na zakrzątanie sobie głowy takimi sprawami. Zrobiłem kolejny łyk napoju i przysunąłem się z krzesłem do dziewczyny.
Spojrzała na mnie zdziwiona, ten wyraz twarzy szybko jednak przeszedł przez zmieszanie i spoczął na lekkim przybiciu.
-Sun... Ja... -zaczęła.
-Cśśś... -przerwałem jej, przykładając palec wskazujący do ust. - Nie musisz nic mówić - dodałem, po czym ująłem ją za brodę i pocałowałem w usta.
Czarnowłosa szybko odwzajemniła pocałunek i zarzuciła mi ręce na szyję. Objąłem ją w talii i całowałem namiętnie. To co robiłem płynęło z serca... No bo, spójrzmy prawdzie w oczy, zakochałem się w niej... I to bardzo...

sobota, 2 lutego 2013

"...i dlaczego tym razem nazwałam Cię po imieniu...?"


 Przygotowania do corocznego wydarzenia, jakim jest Bal Bożonarodzeniowy, ogarniały nie tylko zaaferowany personel załatwiający różne sprawy i zespół, który z każdym dniem czuł się bardziej zestresowany, ale także uczniów nie mogących usiedzieć w jednym miejscu. Siostra pierwszej dyrektorki okazała się być jeszcze bardziej wymagającą od Niebieskiej w sprawie przygotowań i organizacji, co bardzo mi imponowało. Podczas swojej "kariery" muzycznej w moim "poprzednim" życiu zawsze miałam do czynienia z osobami zabieganymi, lecz nie mogącymi spiąć się. Jednakże smak muzyczny pani dyrektor... był przereklamowany. Nikt nie potrafił dopasować dla niej odpowiedniego tempa i barwy muzycznej, chociaż każdy z zespołu grał najpoprawniej na świecie.
 Fortepian podczas jednej z prób przywołał wspomnienia. Właśnie rok temu wróciłam do Akademii w odmienionej postaci. Może i nie była ona tak potężna jak teraz, jednakże dla czarnowłosej Lenn, mordującej się dla przyjaciół byłaby nie lada wyzwaniem. Z takim przekonaniem pojawiłam się godzinę przed rozpoczęciem zabawy w sali balowej.
 Pomieszczenie, z reguły służące do zajęć wychowania fizycznego, przystrojone zostało ogromem materiałów i świateł, tworząc coś w rodzaju bajkowego korowodu barw. Prawa stronę sali zajmowały ustawione równo stoły zapełnione różnego rodzaju daniami i napojami, zaś po lewej stronie od wejścia stały stoliki i krzesła dla zmęczonych tańcem czy też dla tych, którzy pragnęli poobserwować bawiących się, zamiast samemu czerpiąc korzyści z tego przedsięwzięcia.
 Parkiet został wymyty, wyczyszczony i wypastowany jak nigdy. Niska frekwencja uczniów na zajęciach jest powodem nie odbywania się zajęć sportowych... A szkoda... Może byłyby to jedyne lekcje, na które bym uczęszczała?
 Pośrodku sali, zaraz przed przystrojoną sceną stała pani dyrektor. Kobieta trzymała w dłoni podkładkę i drogim piórem odznaczała wykonane zadania. Białe, zwykle spięte w misterny kok włosy tym razem rozpuściła i podkręciła lokówką. Zamiast zwykłego uniformu założyła granatową, opięta suknię podkreślającą wszystkie atuty kobiety. Ubranie jej sięgało przed kolana, powodując, ze wyglądała nie na trzydzieści, lecz na dwadzieścia lat. Całości stroju dopełniał delikatny makijaż oraz czarne buty na wysokim obcasie.
 Słysząc miarowe odbijanie się hebanowych szpilek od podłoża, białowłosa odwróciła się w moją stronę i na jej twarz wstąpił wyraz zniecierpliwienia i jakby jakiegoś... niezdecydowania? Z uwagą lustrowała moją sylwetkę i z mina znawcy oceniała każdy detal.
 Na te okoliczność postanowiłam wdziać czarną niczym noc sukienkę ozdobioną ogromem koronek, sięgającą połowy uda. W rozpuszczone, długie, niebieskie jak ocean włosy, które sięgały już łopatek, wpięłam ciemną ozdobę przypominającą różę. W dłoniach okrytych długimi za łokieć, dobranymi do sukienki rękawiczkami niosłam partyturę.
- Jesteś przed czasem. - tymi słowami powitała mnie dyrektorka. - Czymże sobie na to zasłużyłam, panno Tenshi? - dźwięk jej głosu wyrażał niby zdumienie, jednak usłyszałam coś jeszcze... jawnie ze mnie kpiła.
- Mój kaprys, proszę pani.  - wyjaśniła spokojnie, jednak gdzieś w sercu odczułam, że sama siebie oszukuję. Nie chciałam spotkać się ponownie z tym dziewiętnastolatkiem twarzą w twarz. Bałam się, co jeszcze może ze mną zrobić, skoro zajmuje tyle moich myśli.
 Białowłosa ponownie zmierzyła mnie spojrzeniem czujnych, niebieskich tęczówek moją osobę.
- Nie wątpię. - skomentowała w końcu, przerywając te głuchą ciszę, przerywaną tylko naszymi spokojnymi oddechami. - Powiedz mi jednak, co sądzisz o wyglądzie sali.
- Szczerze? Godne cesarza. - rzuciłam sarkastycznie, zmierzając w stronę  trzech drewnianych schodków prowadzących na niewielką scenę, gdzie został już ustawiony czarny fortepian oraz perkusja. Przed tymi instrumentami piętrzyły się mikrofony podłączone już do głośników.
- Nie żartuj sobie, Tenshi. Nie chcę, by cokolwiek przeszkodziło nam w balu jak przed rokiem. - syknęła groźnie kobieta.
- Mikrofony zostały źle podłączone... - wytknęłam ze stoickim spokojem. - Dźwiękowcy są kiepscy... Ach, i nie powinny być skierowane w stronę głośników...
 Kiedy pozamieniałam odpowiednio wejścia, po sali rozległ się niewiarygodnie głośny pisk. W dyrektorce aż zagotowało się ze złości. Nikt zapewne jeszcze nie wskazał jej tylu nieprawidłowości w ciągu tak krótkiego okresu czasu.
- Dziękuję bardzo, panienko Tenshi. - rzuciła z przekąsem.
 Podniosłam porzucony na scenie plik nut, większość z nich pochodziła z poprzedniego stulecia, jednak dyrektorka zadbała także o utwory na fortepian napisane w ostatnich latach. Partyturę ułożyłam spokojnie na podstawie przeznaczonej do tego celu.
 Palcami uderzyłam w klawiaturę... najpierw akord, później kilka pojedynczych dźwięków biegnących ku górze. Kolejny mollowy akord i powrót. Wstęp do smutnej pieśni rozbrzmiewał, ogarniając pustą jeszcze salę. Może pierwsi uczniowie będą mieli możliwość jej wysłuchania?
- Nastrojony. - skwitowałam, spoglądając w nuty. Na koncercie nie będą już potrzebne, teraz wolę je mieć przed sobą.
 Grałam tak może jakieś dziesięć lub piętnaście minut, po czym wstałam  od instrumentu i udałam się za kulisy, gdzie można było odpocząć chwilkę, poprawić makijaż albo napić się wody. Skorzystałam z ostatniej możliwości i po kolejnych dwóch kwadransach wróciłam na salę, do której zaczynali schodzić się członkowie grającego zespołu. Kierująca wszystkim Niebieska nakazywała im kierować się za scenę, by mogli się przygotować do swojego własnego występu.
 Zanim siadłam do mojego instrumentu ponownie, wyczułam znajomą energię kręcącą się po okolicy, jednak nie miała czelności zbliżyć się do sali. Zagrałam tę samą melodię, którą słyszał jej właściciel, kiedy spotkałam go po raz pierwszy. Wolną i smutną...
 Jednak zastanawiało mnie, czy porzucił już swą chęć walki. Tak bardzo pragnął się ze mną zmierzyć... Odmówiłam. Pomógł mi, choć nie powinien... Dlaczego? Inizawa nadal pozostawał dla mnie nieodgadniętą zagadką, którą ciągle próbuję rozwikłać. A im bardziej chcę poznać rozwiązanie, tym bardziej wydaje się być odległe. Dlaczego?
 Pierwsi uczniowie zaczęli już schodzić się do sali. Część z nich stanowiły pary, jednak przeważali samotni studenci, dla których widocznie partnerów przeciwnej płci zbrakło.Większość z nich siadło przy stolikach, rozmawiając ze sobą wesoło lub wsłuchując się w fortepianową muzykę. Jednak nigdzie nie zauważyłam jego...
 Punktualnie o osiemnastej na scenę weszła Niebieska i przywitała zebranych długim przemówieniem, do którego nie omieszkałam przygrywać. Przybyli słuchali jej znudzeni, może tylko niektóre ewenementy wyłapywały każde słowo kobiety i zapisywały je w pamięci.
- Więc zapraszam was do zabawy! - tymi słowami białowłosa skończyła swoje wystąpienie i zostawiła scenę mnie. Według planu jeszcze chwilkę miały przygrywać wolniejsze utwory, by następnie ustąpić miejsce innym muzykom i stać się dla nich tłem.
 I tak grając dla tych ludzi, którzy nigdy nie zrozumieją prawdziwej potęgi i mocy, a którą możesz zrozumieć tylko Ty, Inizawa, zastanawiam się, gdzie jesteś? Czy pragniesz się przede mną ukryć, czy po prostu potrzebujesz chwili ciszy i spokoju? Tak bardzo chciałabym usłyszeć odpowiedź na to jedno, nurtujące mnie od tylu dni pytanie... Dlaczego myślę tylko o Tobie, Inizawa, mając do zrobienia tyle rzeczy? Dlaczego nawet teraz wkradasz się do mojego umysłu?
 Nareszcie, mogłam skończyć swój występ. Zeszłam ze sceny i od razu udałam się za kulisy. Zniknąwszy za rogiem, niemalże straciłam równowagę, a od upadku uratowała mnie pokryta białą farbą ściana w korytarzu. Uszłam zaledwie kilka metrów i tym razem upadłam z głuchym hukiem na wypolerowaną posadzkę. Jednak się nie podniosłam...
 Moje uwaga znów była skupiona na Tobie... Wierzchem dłoni dotknęłam jeszcze czoła, by sprawdzić, czy to gorączka przypadkiem nie jest powodem mojej zmiany zachowania. Niestety, na próżno nosiłam w sercu nadzieję...
 Przypomniałam sobie to uczucie, kiedy spostrzegłam w moim pokoju Twoją aurę. Jednakże teraz nie wydawała się być odrażająca... Była... przyjemna?
- Co ze mną zrobiłeś, Akisashi...?
... i dlaczego tym razem nazwałam Cię po imieniu...?