piątek, 5 października 2012

Cierpienie

***Sunog***

Rub nie był zbyt wyrafinowany w tej swojej zemście. Robił mi wszystko to, co ja mu od czasu kiedy się poznaliśmy. Przyznaje, było to bardzo bolesne i zasłużone. Naprawdę zacząłem żałować tego wszystkiego, jakby nie patrzeć Rub był ze mną zawsze. Był moim najlepszym przyjacielem, a ja olałem go. Tsaa... Mówiąc krótko, dałem ciała. Chociaż on też nie był do końca bez winy. Koniec końców i tak muszę zapłacić za swoje błędy... A po tym za nie przeprosić... Ciekawe, czy mi wybaczy.
***
Gdy w końcu skończył się na mnie mścić zabrał mnie do mojego pokoju. Był tam Imper, którego niezbyt interesowało to co się ze mną działo. Leżał wyciągnięty na moim łóżku. Wiedział, co było pomiędzy mną i Rubem i się w to nie wtrącał. Może i dobrze, że był neutralny.
-Rub... -zacząłem. -Przepraszam za to wszystko, co ci zrobiłem. Za wyżywanie się, za olewanie, za wszystko. Był ze mnie kawał su*******, zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał mi wybaczyć.
Rub spojrzał na mnie zdziwiony i uśmiechnął się lekko.
-Jesteśmy kwita. -położył mnie na swoim ramieniu. -Odpokutowałeś swoje błędy. Teraz idziemy do tego niebieskiego czupiradła, żeby nas odczarowało. Fajnie jest być człowiekiem, ale jednak wolę być bakuganem.
Gdybym mógł uśmiechnął bym się. Rubanoid skierował się do gabinety dyrektorki. Szczerze, to spodobało mnie się określenie "czupiradło". Rub zapukał do drzwi gabinetu i wszedł.
-Doberek pani. Chcielibyśmy, żeby nas pani odmieniła. -rzucił na luzie Rub.
Nie spodziewał bym się po nim takiego luzu. Zmienił się.
-Jesteście tego pewni? -wychyliła się za biurko.
-Tak, jesteśmy. -wskoczyłem na jej biurko.
-Dobrze. W takim razie was odmienię...
***
-Jak dobrze znów być sobą, prawda Rub? -otworzyłem drzwi pokoju.
-Tak, to prawda... Kumplu. -uśmiechnąłem się na słowa Rubanoida.
Fajnie było się z nim pogodzić.
-No, w końcu... -mruknął Imper.
Nagle poczułem coś dziwnego. Przeszył mnie paraliżujący ból całego ciała, ale tylko przez ułamek sekundy. Złapałem się za głowę i skuliłem na podłodze. Taa... Moce wróciły, ale to nie one sprawiły ten ból. W postaci bakugana nie czułem niczyjej energii. Teraz poczułem co działo się w tym czasie. Nie czułem dwóch osób, następne dwie cierpiały, kolejne były przestraszone. Było też coś jeszcze, jakaś mroczna energia... Musiałem to wszystko przeanalizować w spokoju. Nad jeziorkiem. Teleportowałem się tam wraz z bakuganami. Swoim ostrym słuchem usłyszałem czyiś szloch...

***Kira***
Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Patrzyłam tylko na kopertę w milczeniu, próbując ogarnąć burzę myśli, zalegającą w mojej głowie.
- Yoake… - dziwnym tonem odezwała się Niebieska. Tak jakby współczującym i… troskliwym. Moje źrenice rozszerzyły się w zdziwieniu, ale nawet nie podniosłam wzroku. Nie chciałam, żeby pomyślała, że uważam, że jest jedynie zgorzkniałą staruchą, szczególnie, gdy zaczęła mówić do mnie takim głosem- Ja wiem, że być może jest ci ciężko to zrozumieć. Nawet jeśli przygotowywano cię do tego przez całe twoje dzieciństwo. Rozumiem również, że możesz nie chcieć spełnić woli twojego klanu z powodu więzi jaka łączy cię z jednym z uczniów... – tym razem dyrektorka zaskoczyła mnie jeszcze bardziej. Skąd ona mogła to wiedzieć?! Może po tych wszystkich wybrykach uczniów założyła sobie podsłuchy w całej szkole…?
- S-Skąd pani to wie…- zapytałam cicho, ledwie słyszalnie. Kąciki ust kobiety wygięły się lekko ku górze.
- Mam swoje sposoby- doprała tajemniczo – Ale teraz nie ma sensu, abyś nad tym główkowała, tracą swój czas, który cie jeszcze tutaj pozostał. Wysłannicy twojego rodu przybędą lada dzień. Ja… Szczerze mówiąc mam swoje znajomości, które mogę wykorzystać. Jako dyrektorka tej szkoły nie mogę pozwolić, aby któregoś z jej uczniów zmuszano i decydowano o jego życiu. -kobieta wstała z krzesła, podeszła do okna i palcem wskazującym podważyła roletę, aby zaglądnąć na zewnątrz. Stojąc do mnie plecami, kontynuowała swój monolog- Pewna osoba, która ma wobec mnie dług, posiada mały, ale za to bardzo ładny i przytulny domek wysoko w Andach. Nikt was tam nie znajdzie, mogę się nawet założyć.
- Co ma pani na myśli mówiąc „was”? –zapytałam ostrożnie
- Naturalnie ciebie i Shinozakiego.- mówiąc to obróciła się do mnie i spojrzała mi w oczy.- Nie pozwoliłbym jechać ci tam samej. Oczywiście do niczego cię nie będę zmuszać. Ja również nie mam do tego prawa. Pojedziesz tam, jeśli zechcesz. Mogę się założyć, ale tam na pewno was nie znajdą, dam głowę.
- Ja…- zaczęłam szeptem- Jest pani bardzo łaskawa, że mi to proponuje, dziękuje, ze zadała sobie pani tyle trudu dla mnie, ale…
- Rozumiem. –ucięła mnie- Nie musisz się tłumaczyć. Wiem, ze to dla ciebie trudne. Na twoim miejscu też byłabym zagubiona, gdyby postawiono mnie w  takiej sytuacji. Ale jeśli się zdecydujesz…  Wiesz, gdzie mnie szukać- dyrektorka… Puściła mi oko (O.O) po czym obróciła się znów s stronę okna. Wstałam  krzesła, podziękowałam, ukłoniłam się i wyszłam z gabinetu. Ze łzami w oczach w oczach przytuliłam się do chłopaka.
- Moja rodzina… -zaczęłam
- Spokojnie... - szepnął - ...nie pozwolę im Cię zabrać...
- Nie Tatsu... - odsunęłam się od niego - ...to moja powinność, muszę być posłuszna...- chłopaka najwyraźniej zaskoczyła moja odpowiedź, bo zamilkł. Po chwili jednak znów się odezwał:
- Świetnie – powiedział chłodno- Rób co chcesz, mam to w nosie. – mówiąc to odszedł ode mnie. Tak po prostu. Jeszcze chwilę patrzyłam na miejsce, w którym za rogiem zniknął chłopak po czym podłam na kolana i zaczęłam szlochać.
***
Środek nocy. Biurko oświetlone było jedynie bladym blaskiem, rzucanym przez lampkę. Nietrzeźwym wzrokiem omiotłam kolejną kartkę obszernej księgi. Zmęczona zaczęłam wodzić placem po maleńkich, ręcznie pisanych znaczkach, które na ogół nazywano literkami. Lecz była tak zmęczona, że prawie nic z nich nie byłam w stanie zrozumieć. Nagle momentalnie podniosłam się z krzesła, rozrzucając stosy zapisanych  kartek i książek. Ze łzami szczęścia w kącikach mych błękitnych oczu wybiegłam z pokoju i na ile szybko pozwalało mi moje zmęczone ciało, pobiegłam opustoszałymi korytarzami. Stanęłam przed jakimiś drzwiami i cichutko zapukałam. Odpowiedziała mi tylko cisza. Ponowiłam tę czynność tym razem głośniej. Drzwi lekko się uchyliły. Powoli weszłam do środka.
-Tatsu…? Jesteś tutaj? Exedra… Jest tutaj ktoś? – cisza. Nagle zauważyłam światło palące się  w łazience, drzwi były uchylone, więc weszłam. Jednak tam też nikogo nie było.  Delikatnie stąpając na palcach, bosymi stopami na zimnych kafelkach nadepnęłam na coś okrągłego. Kucnęłam i wzięłam to coś to ręki. Była to tabletka na ból głowy. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie i dopiero teraz to zauważyłam. Otwarte drzwiczki szafki pod zlewem, pełno tabletek i pustych opakowań po nich, porozwalanych po łazience. Zamarłam. To nie możliwe. Powtarzałam sobie w myślach. Wypadłam z łazienki i nerwowo rozejrzałam się po pokoju. Zauważyłam otwarte okno, przez które do pomieszczenie wpadało chłodne, nocne powietrze. Tandetna firanka powiewała na wietrze. Dopadłam parapetu i wyglądnęłam na zewnątrz. Mimo mojego kociego wzroku, który był, o kilkadziesiąt razy lepszy od ludzkiego niczego nie dostrzegłam, wyskoczyłam przez okno i zgrabnie wylądowałam na ziemi. Pobiegłam kilka metrów dalej po czym poczułam dziwny zapach, zapach martwego ciała. Zaciskając zęby i modląc się w myślach ruszyła dalej. Nie uszła daleko, a zapach stał się silniejszy. Nagle zobaczyłam dziwny kształt majaczący na ziemi w oddali. Pełna złych przeczuć, powoli jak człowiek zrobiłam jeszcze kilka kroków w przód. Po chwili znalazłam się przy ciele. Moja najgorsze obawy spełniły się w tej właśnie chwili. Szlochając upadłam na kolana i przylgnęłam do martwego ciała.
- Dlaczego…- powtarzałam niczym mantrę. –Dlaczego… Boże dlaczego mi to robisz!? – krzyknęłam histerycznym tonem.
***
Chłodne promienie, wschodzącego słońca, obudziły mnie z letargu. Jeszcze śpiąc rozejrzałam się dokoła. Niebo było prawie bezchmurne, ptaki śpiewały słodko nad moją głową, tak jakby nie znały mojej tragedii, która wydarzyła się poprzedniej nocy. Teraz pewnie bym płakała, gdybym tylko miała czym. Wszystkich łez pozbyłam się już wczoraj. Teraz zostawiły po sobie ślad jedynie w postaci dwóch zaschniętych strug, błyszczących na mych policzkach. Podniosłam się lekko i spojrzałam na skamieniałą twarz chłopaka. Moją twarz wykrzywił, nie uśmiech, lecz okrutny grymas, który go emitował. Chciałam dotknąć dłonią twarzy mojego ukochanego, lecz nagle… Zrozumiałam, że cała się trzęsę. Gdyby żył, Tatsuya na pewno ogrzałby mnie, własnym ciepłem, objął, powiedział, że wszystko będzie dobrze. Lecz teraz był martwy. Nie zrobiłby tego, chociaż nie wiadomo jak bardzo bym tego pragnęła. Teraz mogłam tylko wspominać jego dotyk. Nagle ogarnęła  mnie kolejna fala smutku, tak potężnego, że mimo mej silnej woli nie mogłam się mu sprzeciwić. Wybuchałam niekontrolowanym​ szlochem, przytulając się do martwego ciała.


***Sunog***

Odruchowo szybszym krokiem udałem się w miejsce, z którego dobiegał szloch. Po przejściu kilkunastu metrów, już widziałem jego źródło. Pomknąłem biegiem w tym kierunku, zauważając dwie postaci. Zaraz je rozpoznałem. Byli to Tatsuya i przytulająca się do niego i szlochająca Kira. Nie czułem jego energii. To oznaczało jedno... Nie chciałem o tym myśleć... Znajdując się o kilka metrów od nich zatrzymałem się. Sam nie wierzyłem w to co widzę. Nie wyglądało na to, by ktoś mu w tym "pomógł"... Ale jak ktoś, kto miał w sobie taką wolę przetrwania mógł by... A Kira? Ona... Kochała go, to było widać i czuć. Słowa nie opiszą jej rozpaczy. Wiedziałem co czuje, chociaż... Rozpacz rozpaczy nie równa... W głowie rozbrzmiała mi jedna inteligentna myśl: "Pomóż jej, bo jeszcze sobie coś zrobi!". Musiałem coś zrobić. Rub i Imper, którzy siedzieli na moich ramionach, nic nie mówili, nie dziwię się. Przyklęknąłem obok niej. Nie zauważyła mnie.
-Kira... -wyszeptałem, ona jednak nadal była pogrążona w szlochu. -Kira. -lekko potrząsnąłem nią.
Podniosła się trochę i spojrzała na mnie. Wyglądało na to, ze płakała prawie całą noc. To był widok niemal nie do zniesienia.
-S-sun...? -zapytała nieco nieprzytomnie.


***Kira***
Nagle poczułam, że ktoś mną potrząsa. To niemożliwe… Przecież bym go wyzuła, co się za mną dzieje?! Odwróciłam się, modląc by to nie był wróg. W takim wypadku byłabym całkowicie bezbronna. Pewnie nie miałabym siły się nawet podnieść i stanąć w pozycji bojowej. Odwróciłam się powoli, a strach malował się na mej twarz. Chociaż nawet, szczerze mówiąc, gdyby ten ktoś mnie zabił to nikt by za mną przecież nie płakał. Moje życie straciło sens, gdy zobaczyłam JEGO martwe ciało. Zaskoczyłam się jednak, gdyż zauważyłam znajomą twarz.
-S-Sun…?- zapytałam. Chłopak wyglądał na zmartwionego. Ciekawa jestem co się stało.
-Kira, cała się trzęsiesz. – zauważył, na co ja tylko wzruszyłam ramionami- Proszę, wracajmy już do akademii… -popatrzył na mnie niemal błagalnym spojrzeniem, malującym się w jego ciemnych oczach. Nagle poczułam ukłucie w mym już nieźle podziurawionym sercu. Czy to możliwie, ze to przeze mnie tak cierpiał? Już zdecydowałam… Pomogę wszystkim, zakończę ich smutki.
-Proszę…- szepnęłam i popatrzyłam na niego z bólem w mych zaćmionych, tak jakby mgłą oczach. – Zabij mnie. –dokończyłam głośniej.
-Proszę…?- zapytał, tak jakby to była ostatnia rzecz, o którą bym go prosiła.
- Zabij mnie.- powtórzyłam błagalnym tonem.


***Sunog***

-Kira, nawet nie próbuj mnie o to prosić ponownie... Nie zrobił bym tego. -rzuciłem stanowczo.
-Proszę... Nie mam już po co żyć... -jej głos drżał w oczy zaszkliły się.
To będzie znacznie trudniejsze, niż sądziłem. Ale nie mogę się poddać, to jak na razie moje najwieksze wyzwanie, nie mogę zawieść. Normalnie tylko ja bym odczuł porażkę, teraz zależy od tego też jej los...
-Kira, nie mogę tego zrobić. Nie ważne ile razy byś mnie prosiła... Masz żyć! Zrozum to. Teraz sądzisz, że twoje życie nie ma sensu i że lepiej było by ci na tamtym świecie... Nie, nie możesz tak myśleć. Tatsuya na pewno nie chciał by, żebyś sobie coś zrobiła. Nie znałem go, ale wiem, że cię kochał i chciałby, zebyś żyła... Jeśli sądzisz, że nikt by po tobie nie płakał, to się mylisz. Masz tutaj przyjaciół, dla których jesteś ważna i oni też nie chcieli by żebyś coś sobie zrobiła, jasne? -wyglądało na to, że mimo otepienia dziewczyna zrozumiała mój monolog. -Koniec kazania. -dodałem.
Kira milczała i wpatrywała się we mnie. Bardzo nie chciałem, żeby sobie coś zrobiła. Była w końcu moją przyjaciółką. Chociaż... Chyba lubiłem ją nieco bardziej... Sam nie wiedziałem...

***Kira***
Patrzyłam na niego zaskoczona, a w mych nadal zamglonych oczętach pojawiły się ledwie widoczne iskierki. Teoretycznie, gdyby mu na mnie choć w małym stopniu nie zależało opuściłby mnie i nie zawracał sobie moją osobą głowy. Ale on… Tak po prostu wygłosił mi kazanie. Niczym ksiądz w kościele. Kąciki moim ust lekko uniosły się ku górze. Byłam wdzięczna za jego monolog. Za to, że w ogóle się mną zainteresował.​ Mało jest już ludzi na tym przesiąkniętym egoizmem, cierpieniem i chęcią zdobycia pieniędzy nie licząc się z ofiarami świecie. Wielu ludzi po prostu wyznaje zasadę „przez trupy do celu”, lecz nie on. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, gdy nagle zaczęło strasznie kręcić mi się w głowie. Złapałam się za nią. Po chwili obraz zaczął mi się rozmazywać i już dłużej nie mogłam utrzymać równowagi. Tak po prostu runęłam do przodu, na siedzącego przede mną chłopaka.
***
Powoli otworzyłam powieki, by po chwili oślepiona czymś znów je zamknąć. Łeb napierniczał mnie jak nie powiem co, chciałabym tak po prostu zasnąć, na wieki i  już się nie obudzić, aby tylko ten okropny  ból minął. Tak jakby z oddali dobiegł mnie czyjś głos, wypowiadający moje imię. Raz jeszcze spróbowałam otworzyć oczy, lecz dopiero po kilku próbach mi się to udało. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do rażącego światła, jarzeniówki dostrzegłam pochylającą się nade mną postać. Po kilku sekundach obraz zrobił się bardziej wyraźniejszy, aż w końcu na tyle, żebym  ujrzała pochylającego się nade mną  chłopaka z zatroskaną miną i białe ściany gabinetu pielęgniarki. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu aż w końcu mój wzrok spoczął na szklance wody, stojącej na pobliskiej szafce. Chciałam wstać, lecz powstrzymał mnie przed tym dotkliwy ból głowy. Popatrzyłam błagalnym wzrokiem na Sunoga. W gardle paliło mnie tak, że wydawało mi się, jakby płonęło ono żywym ogniem. To uczucie było wprost nie do wytrzymania. Chłopak najwyraźniej odgadł moje zamiary, bo natychmiast pomógł mi podnieść się do pozycji siedzącej, po czym podał mi szklankę.
***
Kilka dni później pielęgniarka zgodziła się mnie łaskawie wypuścić. Pobyt w tym paskudnym, pustym i pachnącym środkami dezynfekującymi miejscu niestety musiał się przedłużyć, bo Lydia- urocza, młodziutka, ze wstrętem do krwi blondynka, która robiła za pielęgniarkę lub raczej jej chwilowe zastępstwo orzekła, że jestem odwodniona i muszę zostać na dodatkowe badania. Jakoś ścierpiałam zamieszkiwanie tej małej celi, gdzie czułam się jak w psychiatryku. Jedynym moim oparciem był Sunog, który przychodził do mnie codziennie na jakiś czas. Sama nie wiem dlaczego Taiga ani razu mnie nie odwiedziła, to nie w jej stylu. Mam nadzieję, że nie stało się jej nic złego...
  Leżałam na łóżku w piwnicy rozmyślając nad tym wszystkim co wydarzyło się ostatnio, wpatrzona w biel sufitu. Nagle na korytarzu usłyszałam dwa głosy- męski i damski. Po chwili do pokoju wpadł białowłosy chłopak i jakaś dziewczyna. On miał bardzo dziwną aurę, a jej... Była bardziej nieludzka niż jakiegokolwiek ucznia akademii.

1 komentarz:

  1. Zastanawiam się co by się działo w małym domku w górach... Bez nikogo... Sam na sam... Ale się nie dowiemy. Przykro mi, Kiruś dbaj o siebie TT^TT. Notka świetna... Czekam z niecierpliwieniem na dalszy ciąg.^o^

    OdpowiedzUsuń