piątek, 30 listopada 2012

Ogłoszenie Parafialne.


Witajcie moi mili!

Piszę tutaj, w związku z pewną informacją jaką chciałabym się z Wami podzielić xD
Nie, nie wychodzę za mąż. Nie, nie zostałam właścicielką fabryki żelek (jeszcze!xD). Nie, nikt nie jest w ciąży (chyba xD).
Wpadłam na pewien pomysł, który już tu kiedyś dawno temu zaistniał ale jednak nie wypalił. Otóż stworzyłam forum dla uczniów Akademii.
Mam nadzieję, że się rozkręci i będzie na nim pełno info o BA, różne gry i zabawy, niekoniecznie związane z akademią. W końcu, tu chodzi o zabawę, prawda? :D
Po zarejestrowaniu, konta muszą być akceptowane przez administratora forum, więc proszę o troszkę cierpliwości i wyrozumiałości ^^ Jesteśmy tylko ludźmi...
A więc to by było na tyle... miałam przygotowaną piękną i długą przemowę, ale niestety zapomniałam zapisać. Tak, tak...to ja xD

Zachęcam każdego do rejestracji! Do zobaczenia!

Link do forum: www.baku-akademia.phorum.pl

Prawie bym zapomniała. W razie jakichkolwiek pytań, piszcie do mnie (gg: 32128031) bądź do naszej wspaniałej i kochanej Akemi ^^

czwartek, 22 listopada 2012

Czego chcesz giermku diabła?




- To co teraz, panno ‘Rozwalmy wszystko co się da i co się nie da też’? – Wyrocznia zapytała sarkastycznie.
- Teraz…- zamyśliłam się na chwilę.- Chyba pójdę trochę potrenować, to mi dobrze zrobi.
- Moim zdaniem wizyta u psychiatry byłaby lepsza – zaśmiała się.
- Pewnie tak – uśmiechnęłam się lekko.- Ale nie chcę jakiegoś biedaka wysłać do szpitala i mieć go na sumieniu!
- No tak, racja, po co karać kogoś godziną z tobą w jednym pokoju – westchnęła a ja parsknęłam śmiechem.
- Panienko Ichiro?
Odwróciłam się i spojrzałam zaskoczona na Niebieską 2.0, która stała na obok wyjścia.
- Czego chcesz giermku diabła? – zapytałam spokojnie.
- Trochę szacunku! – kobieta syknęła.
- No przecież ja go właśnie okazałam – zdziwiłam się, ale jej mina zdradzała, że powinnam jak najszybciej zmienić temat.- Emm…co pani chciała?
- Idziesz do lasu? – przyglądała mi się uważnie.
- Eee…a co to panią obchodzi? – przekrzywiłam głowę na bok i popatrzyłam na nią pytająco.
- Nic, tak tylko pytam – uśmiechnęła się lekko.
Dobra, teraz już byłam pewna, że coś jest nie tak. Ona i uśmiech? I jeszcze do mnie? Pułapka albo koniec świata.
- Okeeej…- mruknęłam cicho pod nosem po czym otworzyłam drzwi.
- Miłego popołudnia Akemi – rzuciła jeszcze krótko.- Ciesz się nim.
- Będę…- zmarszczyłam brwi i zamknęłam drzwi, zbiegając po schodach. To było dziwne. Nawet bardzo.

***

Udałam się w głąb lasu, szukając dobrego miejsca na trening. Po kilkunastu minutach zatrzymałam się, uznając, że jestem już wystarczająco daleko od akademii.
Zaczęłam od prostych ćwiczeń, wykopów, podskoków, wyprowadzania ciosów. Całkowicie się skupiłam na tym, co robiłam. To odciągało od myślenia od czegokolwiek innego.
Z czasem zaczęłam skakać po drzewach, ćwicząc ciosy w powietrzu, refleks oraz szybkość.
Po około godzinie wylądowałam gładko na ziemi. Spojrzałam na dłuższą chwilę na niebo. Błękit zniknął, zastąpiła go szarość chmur. Zrywał się wiatr.
- Przerwa? – Wyrocznia zapytała spokojnie.
Pokręciłam przecząco głową. Byłam trochę zmęczona, ale jeszcze nie na tyle, żeby robić przerwę. Zaczęłam uderzać w korę drzewa pięściami, wykonując uniki przed wyimaginowanym wrogiem. Przyśpieszałam stopniowo, potem poszłam już na całość. Cios za ciosem. Już nawet zaprzestałam uników. Przestałam dopiero, gdy ból stał się dość intensywny. Zatrzymałam się, ciężko oddychając. Przyjrzałam się dłonią. Zdarłam skórę z knykciów  i trochę krwawiły.
- Chyba przesadziłaś, co? – bakugan wskoczył mi na ramię. Westchnęłam cicho.
- Nie, mogłam całkiem rozwalić sobie ręce – uśmiechnęłam się szeroko.
- Ech, co ja z tobą mam! – byłam pewna, że gdyby mogła, to by przekręciła oczami.
- Dokładnie 85 światów! – zaśmiałam się, po czym wskoczyłam na jedno z drzew i usiadłam na dość szerokiej gałęzi. Oparłam głowę o korę drzewa i przymknęłam oczy.- Teraz może być przerwa. Zdrzemnę się chwilę. To najlepszy sposób zregenerowania się przed drugą częścią treningu.

***

- Akemi! Do cholery jasnej, obudź się! – coś mocno uderzyło mnie w głowę.
- Auaaa, mamoo ja nie chcę do szkoły…- jęknęłam, otwierając powoli powieki i szukając nieprzytomnym wzrokiem sprawcy bólu..
- JEST O WIELE GORZEJ NIŻ SZKOŁA! – bakugan zatrzymał się przed moimi oczami.
- To możliwe? – przetarłam oczy, wracając do żywych i uruchamiając resztę swoich zmysłów. Dopiero teraz do mnie dotarło, że pada deszcz. Chociaż nie, nie padał deszcz. Lało jak nie wiem. Do tego wiatr szarpał mnie z niesamowitą siłą. Gdy wstałam, musiałam się przytrzymać gałęzi, żeby nie spaść. Rozejrzałam się. Widok mi się nie spodobał. Ani trochę. Wręcz mnie przeraził.
Bo kto by chciał zobaczyć tornado zbliżające się w naszą stronę? No właśnie, raczej nikt.
- Oj…- wypaliłam tylko, mocniej zaciskając rękę na gałęzi, z trudem łapiąc równowagę. Wiatr wyginał już całe drzewo.
- OJ?! TO WSZYSTKO CO POWIESZ?! A MOŻE BYŚ TAK WALNĘŁA SWÓJ SŁAWNY PLAN B?! – wolną ręką przytrzymałam kulkę.
- Uh, czyli że wiać?! – zapytałam spanikowana. Tornado zdecydowanie przyśpieszyło i ruszyło prosto w moją stronę.- A-ale ogromne…
- AKEMI! To chyba nie czas na podziwianie cudów natury! – Wyrocznia upomniała mnie spanikowanym głosem. Wiatr zaczynał mnie ściągać w stronę tornada.
- Racja, czas uciekać! – oderwałam się od gałęzi i wystrzeliłam do góry. Chciałam się skierować w stronę budynku, ale…lot stał się ciężki.- Co jest?
- Przyśpiesz!
- A co ja robię?!
- No włóż w to więcej siły! – bakugan pisnął, gdy zagrożenie było już zdecydowanie za blisko. Jak kazała, włożyłam w lot o wiele więcej siły, jednak nadal ściągało mnie do tyłu.- Akemi!
- Staram się! – odkrzyknęłam, a huk wiatru wypełnił mi uszy. Włożyłam całą siłę, żeby polecieć przed siebie. Szarpało mną jak szmacianą lalką. Po kilku sekundach do mnie dotarło, że nie mam szans. Spojrzałam błagalnie na budynek, ale nikogo przed nim nie było. Jedyne co zwróciło moją uwagę to zasłony, które zostały zaciągnięte w oknie dyrektorki. Nie miałam jednak czasu nad tym się zastanawiać. Wpadłam na jedyny pomysł, który w tak krytycznej sytuacji wydał się skuteczny.
Po prostu przestałam stawiać opór.
Szaleństwo?
Na pewno mogło tak wyglądać.
Jednak ja miałam swój mały nieogarnięty plan w głowie.
W odpowiednim momencie, gdy znalazłam się w środku tornada, wystrzeliłam ogromny strumień ognia, na tyle potężny, że rozniósł się po całym ‘’ciele’’ wiatru.
- Pięknie, nie dość że tornado to jeszcze płonące! Pomocne Akemi, bardzo! – dobiegł mnie głos Wyroczni z kieszeni. – I co teraz mądralo?!
- Teraz tylko….tylko to wszystko wchłonąć – wewnątrz było naprawdę gorąco, nawet dla mnie.
- Dasz radę?
- Zobaczymy – odpowiedziałam po chwili wahania i skupiłam się. Rozłożyłam ręce na boki, zaciskając mocno powieki. Przez chwilę nic się nie działo, pomimo moich starań. Chyba dopiero po około minucie, która dla mnie wydawała się trwać wieki, nastąpiła zmiana. Zaczęłam wchłaniać ogień naokoło. Najpierw było to przyjemne uczucie. Ogień wypełniał mnie całą od środka. Jednak z czasem stało się to trudniejsze. Mój oddech i bicie serca przyśpieszyły.
- Akemi? – głos Wyroczni wydał mi się teraz bardzo odległy.- Przestań!
- J-jeszcze dam radę…- szepnęłam cicho, więc wątpię, żeby usłyszała. Uczucie zawsze było to samo, jakby ogień zastąpił krew. Jednak dochodziłam do granicy swoich możliwości, zaczynałam odczuwać przy tym ból. Skrzywiłam się, ale zacisnęłam zęby. Musiałam to teraz zatrzymać. Poddanie się nie wchodziło w grę.
Nie wiem, może cały proces trwał około minuty, ale mi wydawało się, że to się ciągnie w nieskończoność.
Traciłam nad tym kontrolę. Czułam, że jeszcze chwila i to mnie rozerwie.
Otworzyłam oczy. Widziałam tylko ogień. Bez względu na to, czy to była wizja nadal istniejącego tornada czy tylko halucynacja, to był ostatni gwóźdź do trumny. Moje ciało się całe trzęsło. Objęłam się ramionami, mocno raniąc ręce paznokciami.
Potem je z całej siły rozłożyłam na boki i wrzasnęłam.
Ogień który wchłonęłam uwolniłam w formie energii, dzięki temu wytwarzając tylko jej falę, która rozeszła się po lesie.
Bicie serca i oddech zwolniły. Mój słuch się wyłączył. Poczułam, że opadam z sił. Byłam wykończona, nie mogłam utrzymać się w powietrzu. Zaczęłam spadać, pociemniało mi przed oczami.
Jedyna dobra rzecz jaką zdążyłam znaleźć to to, że nie poczuję bólu pleców przy zderzeniu z ziemią.
Straciłam przytomność. 



****

Muahahaha, moje kochane żelkojady, chciałabym tylko dodać na koniec, że jest nowy numer baku-gazetki :D
tak, dopiero teraz.
Wszystko możecie zwalić na mnie, bo była gotowa już pierwszego, ale najpierw byłam zbyt leniwa żeby wstawić a potem komputer mi się zepsuł x.x
Tak czy inaczej...miłego czytania! ^o^


środa, 21 listopada 2012

Ichiro chyba cierpi na ciężką chorobę jaką jest "nadupienieusiedzizm"

*** Akemi ***

Gdy wstałam, czułam się jak zombie. Byłam nieprzytomna. Mruknęłam coś pod nosem, po czym zwlekłam się na podłogę, chwilę tam poleżałam, gapiąc się w sufit, a potem ostatecznie podniosłam się i ruszyłam do łazienki. Zimny prysznic mnie obudził. Wszystkie czynności zdawały się trwać wieki. Zresztą, pewnie trwały. Ruszałam się dosyć powoli. Uczesałam włosy, przebrałam się. Stałam na środku pokoju, zastanawiając się, co mam ze sobą zrobić. Westchnęłam cicho, po czym zdecydowałam się iść przejść po akademii. Nie miałam nic lepszego do roboty, poza siedzeniem i gapieniem w sufit. A tak się może do czegoś przydam?
Spacerowałam po korytarzach, słuchając muzyki. W pewnym momencie wyszłam zza zakrętu i dostrzegłam kogoś. Nie kojarzyłam go. Różowe włosy. Przymknięte oczy. Wyglądał na zagubionego.
Zdjęłam słuchawki z uszu po czym bezgłośnie podeszłam do niego i kucnęłam obok.
- Em…hej, zgubiłeś się? – zapytałam niepewnie, uśmiechając się lekko. Otworzył oczy, które okazały się być zielone, i spojrzał na mnie.

*** Aoi ***

Przechyłem lekko łepek i przyjrzałem się dokładnie osobie kucającej przede mną. Była to czarnowłosa dziewczyna. Ładna czarnowłosa dziewczyna, należy dodać.
-Nie! Znaczy! Tak...ale nie... Bo...Ta szkoła to jakaś inna jest! I założę się, że tylko marzy aby mnie przygnieść ilością korytarzy! - złapałem ją za nogę. - Pomóóóóż mi! Chcę do domu! Tu jest dziwnie! I ta babka z siwymi włosami też jest dziwna! I...I...Tyłek mnie boliiiiiii! - zacząłem walić nogami w ziemię, dalej kurczowo trzymając się czarnowłosej. Ta zdziwiona popatrzyła na mnie i zaczęła się śmiać. Zrobiłem naburmuszoną minę i wydąłem policzki. - Z czego się śmiejesz?
- Z niczego. Jestem Akemi Ichiro, lubię destrukcję, żelki, wkurzanie nauczycieli, oraz demolkę i destrukcję... - dziewczyna wyszczerzyła się. - Wspominałam też o całkowitej zagładzie?
- Nie, ale muszę Ci powiedzieć, żebyś zmieniła dilera, bo ten Ci nie służy - uśmiechnąłem się krzywo. - Jestem Aoi Amane. Nowy. Jeśli będę dla Ciebie wredny, to z góry przepraszam. Mam dziwną naturę. A właśnie! Masz coś do jedzenia? - w moich oczach pojawiły się niebezpieczne iskierki. Wyciągnąłem łapki w jej stronę. - Powiedz, że masz! Masz? Prawda? Prawda? Masz?

*** Akemi ***

Zamyśliłam się i sięgnęłam do kieszeni. Wyciągnęłam z niej paczkę żelek i jakiś stary papierek po pierniczkach. Podałam mu żelki.
- Masz, możesz to zjeść po drodze do stołówki – uśmiechnęłam się a on wstał. Ruszyliśmy powoli korytarzem. – Nie dziwię ci się, że przeraziłeś się naszej dyrki, ciężko z nią wytrzymać, ale pewnie nie aż tak jak jej z nami! – zachichotałam pod koniec.
- Wiem właśnie, miała pretensje że chciałem nazwać jej biurko – zmarszczył brwi, ukazując lekkie oburzenie.- A może ono chciało, żeby je nazwać?! A w ogóle, czemu mówimy ono? Może to jest dziewczynka? A może chłopiec?!
Parsknęłam śmiechem a on spojrzał na mnie zdziwiony.
- No co? – zapytał a ja znowu zaczęłam się śmiać. Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Jesteś niesamowity – wydusiłam, gdy już opanowałam śmiech. Spojrzał na mnie pytająco, ale ja otworzyłam drzwi przed nami. Weszliśmy do stołówki. Wskazałam na jedzenie.- Wybierz coś a ja zajmę stolik.

*** Aoi ***

Przyjrzałem się "potrawą", które dzisiaj serwowała bufetowa. Były co najmniej... niejadalne.
- Kchem... nie żebym coś sugerował, czy próbował być jakiś... niemiły. Ale...JAK TO NA MIŁOŚĆ BOSKĄ MOŻE ŚMIEĆ NAZYWAĆ SIĘ "JEDZENIEM"!? - krzyknąłem oburzony. Kucharka spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem.
- Sam sobie gotuj, jak coś Ci nie pasuje - odwarknęła, podając mi talerz z jakąś papką. Mruknąłem coś niezrozumiałego i odwróciłem się od "bufetu" szukając wzrokiem mojej nowo poznanej koleżanki. Gdy tylko ją namierzyłem, ruszyłem do stolika po drodze wyrzucając "jedzenie" do pierwszego, lepszego kosza na śmieci.
- Niech zgadnę... Dzisiejsze danie to la papka, w sobie papkowym, oblanym pleśnią? - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Mniej więcej... Z dużym naciskiem na "więcej" - usiadłem naprzeciwko niej, po czym uderzyłem głową w stół. - Życie robi mi dzisiaj na złość...
- Niedługo się przyzwyczaisz. W sumie... To dopiero początek. Ta Akademia ma bardzo dużo do zaoferowania
- Czyli...?
- Czyli nie poznałeś jeszcze innych studentów, którzy mają naprawdę narąbane w głowie.
- Owww.... Lubię ich, kie...- moją wypowiedź przerwało głośne burknięcie mojego brzucha. Spaliłem buraka. Nadal jestem głodny. Co mi po żelkach... Ja to bym se zjadł... PIZZE! O tak! To doskonały pomysł!
- Twoja mina sugeruje mi, że albo "mam mega mHroczny plan i zaraz go wykonam", ale "Wpadłem na pseudo-genialny pomysł, który zaraz ujrzy światło dzienne" - Akemi spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Można gdzieś tu dostać pizzę? - zapytałem z nadzieją. Dziewczyna uderzyła się ręką w twarz, ukazując piękne załamanie.
- Ja tu się nie wiadomo czego spodziewam, a Ty jak zwykle o żarciu!
- Jak przestanę być głodny, to wtedy porozmawiamy o ewentualnym planie rozje... rozwalenia tego "Sanktuarium wiedzy i innych dupereli"! - warknąłem po raz któryś z rzędu robiąc naburmuszoną minę.

** Akemi ***

- Tak, może być z dodatkowym sosem – dodałam na koniec do słuchawki. Aoi popatrzył na mnie zniecierpliwiony.- Słucham? Co? CZY JA MÓWIĘ DO CHOLERY NIEWYRAŹNIE?! PANIE, NIE DENERWUJ, BO STRACĘ KONTROLĘ I…- różowowłosy wyrwał mi telefon.- Hę?
- Proszę pana, jestem okropnie głodny i wściekły, jeżeli za chwilę nie dostanę tej pizzy, to zamorduję wszystkich naokoło – tutaj posłałam mu przerażone spojrzenie.- WŁĄCZNIE Z DOSTAWCĄ! WIĘC NIECH TA PIZZA ZNAJDZIE SIĘ TUTAJ…TERAZ! – rzucił telefonem o ziemię. Spojrzał na mnie.- No co? Głodny jestem…
- Zauważyłam – zaśmiałam się cicho. Usłyszeliśmy kroki. W naszym kierunku szła Niebieska. – Oho, nadchodzi wściekła Godzilla!
- D-druga? – warknął.
- Tak, to siostry z piekła rodem – mruknęłam.
- ICHIROOO! Mogę wiedzieć, czemu zamawiasz pizzę?! – Niebieska krzyknęła w moją stronę.
- Ja też się bardzo cieszę, że panią widzę – przekręciłam oczami po czym wskazałam na chłopaka obok.- No bo ten tutaj jest głodny i chce pizzę.
- A jak ten dostawca ma się tu dostać?! – białowłosa popatrzyła na nas morderczym wzrokiem.
Aoi i ja wymieniliśmy spojrzenia.
- No, tego…przecież on już tu był kilka razy…- wymamrotałam a ona westchnęła.
- Dobrze, ściągnę go tutaj – mruknęła, po czym odeszła, powtarzając pod nosem, że niedługo z nami zwariuje.
- No, to teraz czekać na mega dzwonek do drzwi – wyszczerzyłam się.

*** Aoi ***

Siedziałem na schodach, przed głównym wejściem do Akademii. Akemi robiła...e, w sumie nie wiem czy mogę to nazwać dzikim tańcem deszczu, wywoływaniem duchów, czy może po prostu bieganiem po placu i wykonywaniem dziwnych ruchów... W każdym razie, Ichiro chyba cierpi na ciężką chorobę jaką jest "nadupienieusiedzizm". Westchnąłem poprawiając swoje różowe włosy.
- Akemiiiiii! Ja rozumiem, że miałaś trudne dzieciństwo... Ale teraz siadaj na dupę, bo ja oczowyrzutu dostanę! - burknąłem podpierając się na rękach. Dziewczyna stanęła i zaczęła się bulwersować.
- Będziesz coś chciał, Ty zUy potworze Ty! - odkrzyknęła mi tupiąc nogą. Nagle przed nami wyrósł niebieski portal, z którego już po chwili, z głośnym hukiem wypadł dostawca pizzy.
- PIZZA! - zerwałem się na równe nogi i podskakując niczym pastereczka ze swoimi owieczkami dotarłem do mojego nowego kumpla. Wyrwałem mu z rąk pudełko, po czym ucieszając swoją mordkę wróciłem na schody. Akemi tymczasem zapłaciła dostawcy, zostawiając go samemu sobie. Biedaczek. Ciekawe jak teraz trafi do domu?
- Skoro masz już jedzenie, może porobimy coś fajnego? Możemy powkurzać Niebieską 1.0, rozwalić wschodnie skrzydło Akademii, zrobić hałas w bibliotece, w której nie można nawet oddychać, albo... - dziewczynie zaświeciły się oczy.
- Akemi... - zacząłem dziwnie na nią patrząc.
- Albo możemy pochodzić po dachu, poskakać po drzewach, spalić coś, powkurzać sprzątaczkę, zrobić napad, albo jakiś żart, ewentualnie możemy użyć czołgu do innych niecnych planów!
- Akemi... - znowu spróbowałem.
- O! Albo wiem! UGOTUJMY COŚ!
- AKEMI ICHIRO! - wrzasnąłem tracąc cierpliwość.
- Słucham? - czarnowłosa uśmiechnęła się niewinnie.
- Primo: daj mi zjeść, secundo: daj mi zjeść i tertio: chcesz kawałek? - podsunąłem jej łapką pudełko robiąc dziwny dziubek z ust.

*** Akemi ***

Energia mnie rozsadzała, ale w momencie gdy miałam pizzę przed sobą, na chwilę się ogarnęłam.
- Mniam! – wzięłam kawałek a chłopak uśmiechnął się lekko.- Co?
- Pizza jest sposobem na uspokojenie cię? – zapytał, zaczynając jeść swój kawałek.
- Nie, jedzenie zatyka mi usta – zaśmiałam się i również zabrałam się do jedzenia.- Oza ym, e aczę i e emoluje edząc!
- E co? – spojrzał na mnie zdziwiony po czym oboje zaśmialiśmy się lekko i przestaliśmy próbować mówić podczas jedzenia.
Pizza znikała w zaskakującym tempie. Dobrze, że gdzieś wcięło innych studentów, bo pizzy na pewno by nie starczyło. A biorąc pod uwagę, że mój nowy znajomy raczej chciał się najeść, wolałam nie wiedzieć co by to wywołało.
Gdy już się najedliśmy, wyszczerzyłaś się do różowowłosego.
- To co? To co? Co teraz porobimy? – zapytałam, uśmiechając się uśmiechem godnym wieloletniego psychopaty.
- Czy ty masz dziewczyno ADHD?! – Aoi spojrzał na mnie z poirytowaniem.
- Niiiiieeee wieeeem – zamyśliłam się.- Ale cokolwiek to jest, jest dobrze! Muahahahaha!
- Za co? – chłopak strzelił facepalma, ale uśmiechnął się lekko.
- To co? Idziemy bawić się czołgiem? – wyszczerzyłam się do niego.
- Czoł…CZOŁGIEM?! – Aoi spojrzał na mnie z przerażeniem.- KTO CI DAŁ CZOŁGA?!
- W sumie to nie dał, sama wzięłam z przyjaciółką – wyjaśniłam.- Dla przyjaciół nawet czołg porwę!
- A-ale jak ty go tu…zresztą, nie, nie chcę wiedzieć..
- Dobra! To idziemy coś rozwalić! Muahahaha! – złapałam go za nadgarstek i rzuciłam biegiem w stronę budynku.

*** Aoi ***

Ona jest chora! Tak! I dlatego zaczynam ją coraz bardziej lubić. Może i jest trochę upierdliwa, nadpobudliwa, ale... Przynajmniej widać, że ma ciekawe życie. Prychnąłem pod nosem, a Akemi obróciła się do mnie z wyszczerzem.
- W ogóle...Gdzie Ty trzymasz ten czołg? - zacząłem, bojąc się zdeczka odpowiedzi.
- Jak to gdzie? W garażu! - odpowiedziała, jakby to była najoczywistsza informacja na świecie.
- Masz garaż?!
- Nawet pięć!
- Boże... - wydąłem policzki. Czarnowłosa dalej ciągnęła mnie za rękę. Przy takiej budowie, to ja się nie spodziewałem po niej aż tyle siły. Nagle z nikąd przed nami pojawiła się kolejna (albo ta sama o.O ) siwa babka.
- Ichiro! - warknęła. Stanęliśmy przyglądając się jej. Akemi dała mi lekkiego kuksańca w żebra i szepnęła:
- To jest właśnie Niebieska 1.0 - kiwnąłem głową na znak, że rozumiem. - Dzień dobry proszę pani! Co tam u pani? Jak zdrowie? Dawno pani nie widziałam! Ładna fryzura. Kto pani robił? Bo takiej abstrakcji na głowie to ja nawet u Lady Gagi nie widziałam! - dziewczyna zaśmiała się. Kątek oka zauważyłem jak powieka "Niebieskiej" niebezpiecznie drga.
- Oho... - bąknąłem pod nosem. - Wyczuwam raptowny wzrost ciśnienie milordzie.
- I-CHI-RO! - głośny wrzask rozniósł się po korytarzu. Moja kompanka pociągnęła mnie za rękę.
- WIEJCIE DZIECI, DZIADKOWIE I PANI SPRZĄTACZKO, BO ZARAZ NASTĄPI EKSPLOZJA! - krzyknęła Akemi pędząc przez korytarz.

*** Akemi ***

Biegliśmy szybko przez korytarz. Niebieska za nami. Że też jej się chce biegać na stare lata!
Cóż, pewnie to jej zszargane nerwy ją napędzają. Swoją drogą, jeszcze trochę treningu i kto wie, może mogłaby startować w wyścigach konnych?
Chociaż, szczerze mówiąc, wyścigi wściekłych byków o wiele lepiej tu pasuje..
Wbiegliśmy za zakręt, po czym złapałam chłopaka za rękę i wciągnęłam do schowka na miotły.
- To trochę niezręczna sytu…- nie dokończył, gdyż oberwałam jakimś kołkiem w głowę i glebłam jak deska, otwierając drzwi, uderzając nimi wściekłą niebieską.
- Auuuahaha, ładne gwiazdki – wyszczerzyłam się, gapiąc na sufit.- K-kto mnie zaatakował?
- Żyjesz? – Aoi nachylił się nade mną.
- Jeszcze chwila i oboje będziecie martwi! – dobiegł mnie ryk Niebieskiej.
- To ty mnie zabij – popatrzyłam na ryżowłosego błagalnym tonem.
- Żeby potem ona zabiła mnie?! O nie, nie ma mowy! – Aoi złapał mnie za ręce i postawił na nogi, a następnie pociągnął przez korytarz. Nie doszłam jeszcze do końca do siebie po ciosie w głowę, przez co nieco zwolniłam. Przymknęłam oczy, żeby pozbyć się widoku gwiazdek. Zrobiłam to akurat wtedy, gdy chłopak zahamował tuż przed schodami. I niestety, wpadłam na niego, zanim zdążył mnie złapać.
- AKEMI ZABIJĘ CIĘ! – wrzasnął, po chwili już koziołkując po schodach.
Ja wrzasnęłam tylko głośne ‘GERONIMOOOO!’ i dołączyłam do tej fascynująco-nieprzyjemnej czynności spadania po schodach aż na sam parter.


*** Aoi ***

Zabiję, zarżnę jak psa. Dam ćpunom na pożarcie! Akemi Ichiro! Od paru sekund cię nienawidzę!
- Akemiiiiiiiiiiiiii! - pisnąłem gdy schody się skończyły i z hukiem wylądowaliśmy na chłodnej posadzce. Usiadłem masując sobie kark. Nigdy więcej takich "wypadków"... Nigdy więcej.
- Ale fajnie... Jeszcze raz! - czarnowłosa zerwała się na równe nogi, po czym zaczęła skakać.
- Dobrze się czujesz? Z tobą na pewno wszystko ok? Uderzyłaś się za mocno w głowę przy obrocie numer 334948 ? - spojrzałem na nią jak na idiotkę.
- Czuję się wspa...
- ICHIRO! - do naszych uszu dobiegł głośny wrzask Niebieskiej 1.0.
- ...niale! Ale potem o tym pogadamy... O ile przeżyjemy! - dziewczyna podciągnęła mnie do pionu i oboje rzuciliśmy się po raz drugi do szaleńczego biegu.
- A ja tylko kulturalnie chciałem znaleźć pokój i coś zjeść... - mruknąłem wylatując zza zakrętu. Nagle przede mną pojawiły się drzwi, w które z donośnym "Jebud" uderzyłem.
- KUR*A! - warknąłem trzymając się za nos. Na domiar złego przed oczami pojawiły mi się jakieś dziwne plamki.
- Aoi? Żyjesz? Wiesz... To chyba nie pora na przerwę! Nie wiem czy pamiętasz, ale zaraz zginiemy! - dziewczyna zaczęła machać rękami, w tylko dla niej, zrozumiały sposób.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale przed chwilą pewne drzwi przyrżnęły mi w głowę - bąknąłem, powoli odzyskując świadomość.






*** Akemi ***

Parsknęłam śmiechem, a Aoi posłał mi mordercze spojrzenie.
- Takie to zabawne? – warknął i przetarł oczy.
- Tak, troszkę tak!- uśmiechnęłam się szeroko.
- ICHIRO! – Niebieska pojawiła się za nami.
- Boże, za co?! – różowowłosy zaczynał tracić cierpliwość.
- Nic się nie martw, ja się tym zajmę! – szepnęłam do niego, uśmiechając się szatańsko do wściekłej dyrektorki.
- I chyba to mnie martwi – Aoi westchnął.
- A więc…- odchrząknęłam.- ŁOOOOOOOAAAAAA MOOOODLISZKAAAAAA!
- Boże…- chłopak załamał się.
- Ichiro? Co ty…- Niebieska zaczęła, ale ją ucięłam.
- NIECH SIĘ PANI NIE SPRZECIWIA MOCĄ CIEMNOŚCI! – wybuchłam psycho śmiechem.
- AKEMI! DOSYĆ! – kobieta wrzasnęła, najwyraźniej mając ochotę mnie zabić.- Co wy sobie myślicie co?! Szlaban!
- Mhroczny Bożydar panią pokara! ZOBACZY PANI!
- DLA OBOJGA! TA NIESUBORDYNACJA MUSI ZOSTAĆ…
- CISZAAAAA! – Aoi wrzasnął poirytowany a my zamilkliśmy.- MOŻECIE PRZESTAĆ SIĘ WSZYSCY DRZEĆ?! – pokiwałyśmy głową.- Świetnie! A teraz wybaczcie, ale dla mnie to za dużo na jeden dzień…- mruknął, masując lewą skroń i odszedł.
Uśmiechnęłam się do Niebieskiej.
- To ja też już pójdę! – wyszczerzyłam się szeroko i natychmiast odbiegłam, zanim kobieta sobie przypomni, że miała mnie zabić.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Wtedy coś mnie tknęło... Nie, to złe słowo... Poczułem się, jakby ktoś mnie jeb**** młotkiem

***Sunog***

Mimo, że miałem pewien dystans, to zaciekawiła mnie ta cała Claire. Wyczułem, że jest podobna do Aki. Zaniepokoiła mnie ta myśl. Oznaczało to, że bez dobrego słuchu, będę słyszał ją i Akemi...
Zmierzałem właśnie do sali grawitacyjnej, to moja jedyna szansa na efektywny trening. Musiałem stać się silniejszy. Byłem silny, ale musiałem stać się jeszcze silniejszy, nie chodziło o że chciałem bronić bliskich i tego miejsca, to było wrodzone pragnienie. Takie pragnienie ma każdy mojego rodzaju. Mamy pragnienie mocy, ciągle szukamy nowych i większych wyzwań, musimy się ciągle doskonalić... To cel naszego życia.
Wszedłem do sali. Moją uwagę zwróciły wyjątkowo grube drzwi, oddzielające salę od reszty świata. Rozejrzałem się po sali, jej wystrój był identyczny jak reszta szkoły, białe ściany...
-Nie cierpię tego koloru... -pomyślałem. -Może to będzie dodatkowa motywacja. -dodałem w myślach.
Ku swojemu zdziwieniu zauważyłem, że ściany częściowo tłumią energię dochodzącą do wnętrza, jak i tą wychodzącą z niej. Miało to swoje plusy, jak i minusy. Przeniosłem się do panelu kontrolnego i od razu ustawiłem stukrotną grawitację. Nie powiem, poczułem to, ale nie na tyle by musieć się transformować. Po drodze do sali przebrałem się w strój treningowy. Rozpocząłem bardzo intensywny trening.

***Claire***
Szłam przez korytarz zastanawiając się, jak dużo się zmieniło odkąd tu nie byłam. Doszłam do wniosku, że zaskakująco dużo. Byłam zmęczona i jedyne o czym marzyłam to o odpoczynku. Przekonana, że nie zasnę zbyt prędko, postanowiłam pójść się przejść po akademii. Mogłam wrócić do Akemi, ale na dzień dzisiejszy miałam dość szaleństwa, chaosu i destrukcji.
Spacerowałam jeszcze jakiś czas. Te korytarze wciąż mnie zadziwiają, ciągną się w nieskończoność. Moje rozmyślanie przerwało burczenie w brzuchu. Od dwóch dni nic nie jadłam. Nie było czasu, nie miałam ochoty. Ruszyłam w stronę kuchni, tylko pierw musiałam ją odnaleźć.
Weszłam w jakieś drzwi z nadzieją, że to właśnie tutaj znajdę jedzenie. Myliłam się. Nie byłam tu jeszcze. Salę wypełniały białe ściany, wyglądały tak beznamiętnie. Moją uwagę zwrócił chłopak, chwilę po tym spostrzegłam, że to Sunog. Nie chciałam mu przeszkadzać, już miałam zamykać drzwi, lecz zaintrygowało mnie to co robił. Postanowiłam oprzeć się o futrynę i nieco bardziej się mu przyjrzeć.

***Sunog***

Trenowałem znacznie intensywniej, niż wcześniej, musiałem. Wkładałem w ćwiczenia całą duszę, dosłownie, byłem w pełni skupiony na tym, co robiłem. Cały świat jakby zniknął, liczyło się tylko to, jak silny się stanę i tylko to.
-Z tego, co udało mi się usłyszeć, Tatsuya znał ten cały Kaio-ken... To przydatna technika, ale zbyt niebezpieczna... Trzeba by ją jakoś dopracować... -pomyślałem.
W mojej głowie zaczął się tworzyć zarys planu ulepszenia tej techniki. Nawet nie musiałem jej znać, wystarczyło że znałem sam koncept. Ale to zajmie trochę czasu...
-Właściwie, to czemu teraz by nad tym nie popracować? Kontrolowanie energii zawsze stawiałem na drugim miejscu...
Przerwałem ćwiczenia i momentalnie otoczyła mnie bezbarwna aura. Włożyłem w nią więcej mocy, nabrała lekko pomarańczowej barwy. Zamknąłem oczy i skupiłem się, zacząłem wchłaniać uwalnianą energię. Aura zmniejszyła się nieco... Wtedy coś zwróciło moją uwagę, konkretniej ktoś... Otworzyłem oczy. W przedsionku sali zobaczyłem Claire...

***Claire***
Obserwowałam z zaciekawieniem jak Sunoga otoczyła lekko pomarańczowa aura. Zjawisko było bardzo interesujące. Stałam tak jeszcze chwilę, po czym już miałam iść dalej szukać jedzenia, gdy zostałam zauważona przez chłopaka.
-Em.. przepraszam, nie chciałam przeszkadzać – powiedziałam lekko speszona.
-Nic się nie stało. Szukałaś czegoś?
-Tak. Kuchni. Ale jak widać, w tej sali jedzenia nie znajdę – uśmiechnęłam się lekko. Dobiegło mnie ciche burczenie w brzuchu, lecz nie mojego.
-Hmm.. Też zgłodniałem trochę.. Może pójdziemy razem?
-No...dobra, w sumie to dobry pomysł. Dawno mnie tu nie było i całkowicie zapomniałam gdzie znajduje się jakaś kuchnia.
-Chodź za mną – Sunog ruszył a ja podążyłam za nim.

***Sunog***

Wyszliśmy z sali i ruszyliśmy przez jeden z korytarzy, już po kilku minutach byliśmy na stołówce. Aż sam się zdziwiłem tym, jak dobrze orientuje się w tym budynku... Ale po tym wszystkim co tu przeżyłem... To nadal dziwne...
Jak to mam w zwyczaju, wziąłem trzy tace i obładowałem je jedzeniem wszelkiej maści. Podejrzewam, że Claire trochę się zdziwi widząc tą ilość, ale przywykłem już do dziwnych spojrzeń. Usiadłem przy jednym ze stolików nie czekając na moją towarzyszkę, która dołączyła do mnie niewiele później. Spojrzałem na zawartość jej tacy, wywnioskowałem z niej, że nie jadła od dnia, lub dwóch. Tak, jak sądziłem, zdziwiła ją ta ilość. Nie powiedziała nic, zaczęła jeść, ja też.

***Claire***
Zaskoczyła mnie ilość jedzenia Suna, ale postanowiłam tego nie skomentować. Nabrałam sobie dużą ilość jedzenia na tacę, lecz i tak wiedziałam, że zjem tylko troszkę z tego. Ostatnio nie miałam apetytu na nic. Jedliśmy w ciszy. Sunog przypominał mi kogoś, ale jeszcze do końca nie wiedziałam kogo.
Chciałam zagadać, jakoś nawiązać rozmowę jednak nie byłam pewna jak to zrobić. Co jeśli on wcale nie chciał rozmawiać?
-Hm.. Co słychać? – Brawo Claire.. cóż za błyskotliwy początek.

***Sunog***

Spojrzałem zdziwiony na Claire, jednocześnie wciągając do ust nitkę makaronu z jedzonej właśnie zupy. Przełknąłem zawartość jamy ustnej.
-Nie dużo, w sumie to to co widziałaś. Ciągły trening... -odpowiedziałem. -A u ciebie? -zapytałem po kilku sekundach.
-U mnie? Też nie dużo. Niedawno wróciłam z Ziemi... -zaczęła.
-...I już zrobiłaś zrobiłaś ładną dziurę w budynku. -wtrąciłem się, jednocześnie nieco rozluźniając atmosferę. Jako tako się udało.
-Tak, to prawda. -zaśmiała się lekko.
-Ty i Akemi to zgrany duet. Dużo przeszłyście, prawda?
-No cóż. Zaprzeczyć się nie da, trochę przygód razem miałyśmy.
-Tak sądziłem.-uśmiechnąłem się.
Wtedy coś mnie tknęło... Nie, to złe słowo... Poczułem się, jakby ktoś mnie jeb**** młotkiem. Poczułem uwalniającą się moc, było jej tak wiele, że cały budynek się trząsł.
-Skąd tyle mocy? Kto? Ktokolwiek to jest, ma wielką moc, nie mniejszą niż ja na drugim poziomie super saiyanina. Ale... Jak?! -głowiłem się, jednocześnie starając się namierzyć źródło mocy. Nie było to trudne...

***Claire***
W duchu się cieszyłam, że jakoś udało nam się rozluźnić atmosferę. Wydawał się być bardzo sympatyczny. Gdy już myślałam, że będzie tylko lepiej, coś tknęło Sunoga. Budynek się zaczął trząść.
Spokojnie Claire, zachowaj spokój – przykazywałam sobie w myślach. Ciężko mi było nie panikować, ale udało mi się udawać opanowaną. Nie miałam pojęcia co się działo.
-C-co się dzieje? – spytałam zdezorientowana. Nie zamierzałam uciekać, lecz nie zamierzałam stać blisko chłopaka. Wstałam i oddaliłam się na drugi koniec stołówki, cały czas utrzymując wzrok na chłopaku. Po chwili, akademią przestało trząść a Sunog rzucił mi pytające spojrzenie.

***Sunog***

Zdziwiłem się widząc Claire na drugim końcu pomieszczenia, po krótkiej chwili podeszła do stolika.  Patrzeliśmy na siebie ze zdziwionymi grymasami na twarzach.
-Pójdziemy to sprawdzić? -zapytała, przerywając ciszę.
-Nie wiem, czy to taki dobry pomysł... Taka moc nie wróży nic do... -nie dokończyłem, nie było sensu, jej się już nie dało przekonać. Westchnąłem. -...Dobra, idziemy. -blondynka uśmiechnęła się w nieco tryumfalny sposób.
Szybszym krokiem udaliśmy się w kierunku wyjścia, cofnąłem się jeszcze do stołu i wziąłem w dłoń udko kurczaka i kilka klusek nadziewanych warzywami i smażoną wołowiną. Uwielbiam je.
-Idziesz? -zapytała niebieskooka stojąc przy drzwiach ze skrzyżowanymi rękoma i tupiąc stopą.
-Tak, już idę. -odpowiedziałem.
***
Zatrzymaliśmy się na rogu dwóch korytarzy, w prawym znajdowało się owe źródło mocy... Wyjrzałem zza rogu, zamarłem. Tą potęgą był saiyanin, ale co dziwniejsze, nie był nawet na pierwszym poziomie.
-Cholera! Skąd taka moc bez transformacji? Nie rozumiem...! -głowiłem się.
Mojej uwadze nie umknęła też niebieskowłosa dziewczyna, stojąca naprzeciw niego.
Przez chwilę obserwowaliśmy ich z Claire, naszą uwagę zwróciło to, że nieznajomy później zaniósł ją do jednego z pokoi. Po sposobie otwarcia drzwi wywnioskowałem, że był to jej pokój. Byłem na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procenta pewien, że wiedział o mojej obecności.

*** Claire ***
Nie musiałam długo przekonywać Sunoga, byśmy poszli sprawdzić co się działo. Nawet nie spodziewałam się, żeby dał się długo przekonywać. Poszło szybko i łatwo, jak zawsze.
Głowiłam się, co to za para w naszej akademii. I w dodatku ten chłopak zaniósł tą dziewczynę do pokoju. To było dziwne.
- Jak myślisz, kto to? – spytałam po chwili, przerywając ciszę.
- Nie wiem, nie rozumiem tego. To saiyanin, ale nic więcej nie wiem – odpowiedział ze skrzywieniem.
- Może powinniśmy iść tam do niego i się przywitać? Albo..nie, lepiej nie.
- Nie sądzę, by to był dobry pomysł – Sunog odpowiedział z wahaniem.
W ciągu sekundy poczułam jak cała energia opuszcza moje ciało. Często mi się tak działo, więc nie było to dla mnie żadnym zaskoczeniem. Powinnam teraz była iść się położyć i przespać, lecz nawet ruszyć nie miałam siły.
- Dziękuję za pokazanie mi stołówki i miło spędzony czas. Powinnam iść teraz się przespać, w ogóle nie mam sił – uśmiechnęłam się lekko po czym chłopak odwzajemnił uśmiech.
- Cała przyjemność po mojej stronie – odrzekł a ja ruszyłam resztkami sił w stronę pokoju.









niedziela, 18 listopada 2012

„Pożałujesz. Kiedy tylko cię znajdę, nie będzie już czego zbierać…”


[Raito]
Otworzyłem oczy obudzony przez… Upadek. Tak, dokładnie. Spadłem z łóżka, bo coś mi się śniło. Zaplątałem się w kołdrę i jebudu. Podniosłem się z podłogi przeklinając pod nosem. Na drugim łóżku, które znajdowało się w pokoju spała Sleyder. Ubrana w MOJĄ czarną koszulkę i MOJE białe szorty koszykarskie. Tak to jest jak się nie planuje bycia człowiekiem. Potem trzeba koledze ubrania kraść. Podszedłem do niej i szturchnąłem ją.
-Ej, potrzebuję tych spodenek.- Mruknąłem zaspany.
-Spadaj człowieku. Daj się wyspać.- Odpowiedziała przewracając się na brzuch.
-No ale ja serio… Muszę potrenować. – Powiedziałem wyrywając jej kołdrę, która przytulała.
-Dobra!!!- Krzyknęła. Bez pardonu zdjęła spodenki pozostając w koszulce i w bieliźnie.- Masz i odwal się.- Mruknęła wkurzona. Uśmiechnąłem się pod nosem narzucając na nią kołdrę.
-Koszulki też potrzebuję…- Dodałem powstrzymując śmiech.
-Nie licz, że będę przed tobą paradować na wpół goła. Wygrzeb sobie inną z szafy.- Powiedziała nie patrząc na mnie.
Nie droczyłem się z nią więcej. Założyłem szorty i luźną, czarną koszulkę bez rękawów z białym numerkiem 10 na plecach. Na nogi naciągnąłem czarne trampki za kostkę. Włosy tradycyjnie związałem gumką z nadgarstka. Ruszyłem do sali gimnastycznej. Ćwiczyłem rzuty, dwutakty i inne rzeczy przez półtora godziny. Potem wróciłem do pokoju, wziąłem prysznic i przebrałem się w lekko dopasowane dżinsy i białą koszulkę z czerwonymi rękawami 3/4. Ruszyłem w stronę pokoju Taigi. Jak się po chwili przekonałem nie było jej tam. A szkoda. Chciałem ją gdzieś zabrać. Nie wiedziałem konkretnie gdzie, po prostu chciałem spędzić z nią trochę czasu. Szczerze, podobała mi się i to nawet trochę bardzo (trochę bardzo jest celowe. Dop. Aut. xD). Skierowałem zatem swoje kroki w stronę drzwi frontowych a potem w stronę lasu. Szedłem niespiesznym krokiem rozglądając się. Kluczyłem leniwie między drzewami, kiedy stało się coś dziwnego. Naszła mnie taka jakby… Wizja? Widziałem jakiegoś kolesia uśmiechającego się szyderczo i Taigę. To co zobaczyłem później… Nieznajomy przebił ja kataną. Miałem wrażenie, że sam to czuję. Ostrze przeszywające mnie na wylot. Zamrugałem. Przed oczami znowu stanął mi las. Puściłem się biegiem między drzewami. I po chwili ją zobaczyłem. Dziewczynę w niebieskich kucykach lezącą na trawie w kałuży krwi. Błyskawicznie się przy niej znalazłem i padłem na kolana. Jeszcze żyła.
-Cześć Rai…- Odezwała się słabo.
-Taiga… Co się stało?- Zapytałem. Odruchowo wymamrotałem pod nosem zaklęcia uzdrawiające. Moja ręka zapłonęła zielonym ogniem.- Wszystko będzie dobrze…- Szepnąłem trzymając ja za rękę.
Już miałem zamiar ją uratować. Wyrwać z objęć śmierci. Ale było za późno. Czułem jak jej aura gaśnie. Taiga uśmiechnęła się tylko, zamykając powoli oczy.
-Proszę, nie odchodź… Taiga, spójrz na mnie…- Czułem coraz większe zdenerwowanie… I strach.
Obawa, że ja stracę nasilała się z każda sekundą. W końcu poczułem jak dziewczyna straciła władzę w ręce. Dotknąłem jej twarzy najdelikatniej jak tylko umiałem. Dziewczyna zaczynała robić się zimna.
-Nie… Nie.- Mówiłem sam do siebie. Wiedziałem, ze jest już za późno, ale pewne elementy mojego umysłu nie chciały do siebie dopuścić tej wiadomości.
Zawiał lekki wiatr, a Taiga tak po prostu zaczęła znikać. Przesypała mi się przez palce jak suchy piasek na plaży. I już jej nie było. Klęcząc w kałuży krwi oparłem ręce na ziemi, po chwili mocno zaciskając pieści na czerwonej, mokrej trawie. Zielone płomienie z mojej dłoni momentalnie wsiąknęły w glebę. Oddychałem głęboko, w ciężkim szoku. Patrzyłem tępo w ziemię. W oczach stanęły mi łzy. Autentyczne, gorące łzy. Nie minęła chwila, a zaczęły kapać na ziemię. „Nie!” Pomyślałem. „Tak nie będzie. Nie będę się mazgaił. Znajdę tego [cenzura] i odpłacę mu się. Nie miał prawa odbierać jej życia.” Z takim scenariuszem rodzącym się w mojej głowie stanąłem na równe nogi. Z czerwonymi plamami na kolanach dżinsów i z krwią ociekającą z rąk przywołałem obraz mordercy. Jeśli nadal był w tym wymiarze znalezienie go nie powinno być trudne. „Pożałujesz. Kiedy tylko cię znajdę, nie będzie już czego zbierać…”
Znalazłem go kawałek dalej. Ale martwego. Był dosłownie rozszarpany.
-No i kto odebrał mi przyjemność z zemsty?- Zapytałem trupa.
Ruszyłem za krwawymi śladami ciągnącymi się wprost do akademii, a potem do gabinetu dyrektorki. Ta sprawa zaczynała śmierdzieć i to poważnie.

Powroty do przeszłości.


Witam…. Tak pomyślałam by zmienić sobie postać … A więc powoli żegnajcie się na jakiś czas z Taigą i poznajcie moją nową osóbkę.
____________________________________________________________________________
 ***Taiga*** 

Melancholiczny jesienny dzień… Krążę od rana bez celu…. Powracają moje stare wspomnienia…


Gdy mieszkałam jeszcze w kwaterze głównej rodu, miałam najlepszego przyjaciela… Ryujii Takasku. Byliśmy nierozłączni… Ja pochodziłam z rodu zwanego ,,Pnigsekasai”. Jego zaś nazywał się ,,Urufurong”. Niedługo miałam wyjść za Matsuyishe Yakuru z rodu który prowadził z nami spór… To wszystko po to by nas zjednoczyć. Pewnego wieczoru ja i Ryu spędzaliśmy czas w kwaterze głównej jego rodu…
-Taiga?- Powiedział niepewnie Ryuji.
-T-Tak?- Odparłam.
-Wiesz że zostaliśmy sami w całym budynku?- Zapytał lekko przestraszony
-T-Tak…- Odpowiedziałam mu na pytanie rumieniąc się. Po chwili ciszy usiadłam na kanapie a Ryu obok mnie….
-Kocham Cię…- Powiedział cicho patrząc na mnie… Miał twarz koloru czerwonego… To było słodkie.
-S-Słucham?- Zapytałam ponownie zarumieniona i z niedowierzaniem.
-K-Kocham Cię! Proszę wyjdź za mnie!- Powiedział głośniej...Nastała chwila ciszy… Odwróciłam od niego wzrok po czym powiedziałam…
-J-Ja też… Tak! JA TEŻ CIĘ KOCHAM!. - Powiedziałam głośno po czym spojrzałam Ryu w oczy. Wtem Ryuji złapał mnie za podbródek, zbliżył swoją twarz do mojej i delikatnie musną moje usta swoimi. Myślałam że zaraz wybuchnę. Rzuciłam mu się na szyję i przytuliłam z całej siły…
-Kocham Cię! Kocham Cie! Kocham Cię! … Tak bardzo Cię kocham! – Powiedziałam ściskając go coraz mocniej… Nagle przeszkodził nam okropny huk…. Ryuji wstał, złapał mnie za nadgarstek i pobiegł ku najbliższemu wyjściu. Wybiegliśmy do ogrodu i nagle schwytali mnie strażnicy z rodu ,,Matsuyishe”. Ryuji aby mnie bronić kopnął jednego w krocze, zaś drugiego uderzył pięścią w szczękę. Złapał mnie ponownie za rękę i ruszyliśmy dalej… Nagle z lasu wybiegła moja matka…
-Ród ,,Matsuyishe” ma zabrać cię Tai do ich kwatery… masz wziąć ślub! –Powiedziała zdyszana Matka. Ryuji zbledniał. Po chwili wokół nas pojawili się ludzie z rodu….
-Taiga! Uciekaj razem z matką!- Wrzasnął pilnując aby żaden członek wrogiego rodu nie dostał się do mnie.
-Nie! Nie zostawię Cię!- Krzyknęłam wyrywając się do niego, lecz mama mnie zatrzymała. Ryuji stała do mnie tyłem walcząc z wrogami
.-Taiga! Wynoś się! Uciekaj!- Wrzasnął w trakcie walki. Po chwili zauważyłam jak z pleców Takasku wystaje koniec katany
-RYUUUUUUJIIIIIIIIII! NIIIIEEEEEE!- Wrzasnęłam i natychmiastowo z moich oczu wylały się łzy. Wtem moja matka ruszyła do ataku by nas bronić.
-Ryuji! Ryuji!- Wrzasnęłam podbiegając do leżącego ukochanego. Ten pociągnął mnie i pocałował, po czym powiedział ponownie…
-Kocham Cię….- Wziął moją dłoń i włożył do niej mały wisiorek zaręczynowy klepsydra. Rozpłakałam się, zawołałam Andromedę, wskoczyłam na nią ciągnąc Mamę i wzleciałyśmy w powietrze. Nadal zapłakana spojrzałam na matkę. A ona odwracając smutny wzrok powiedziała…
-Lecimy do mojego domu… Ród ,,Matsuyishe” nie wie gdzie on jest… I się nie dowie - Bez zbędnych komentarzy nadal zapłakana, kiwnęłam głową. Przez całą noc płakałam… Dopiero o 6 rano zamknęłam oczy i odeszłam w objęcia morfeusza… Chciała bym raczej być w objęciach Mojego Ryujego..

***

Po chwili zatrzymałam się, i spuściłam głowę. Nagle z ust wypłynęła mi krew. Spojrzałam na swoją pierś a z niej wystawał koniec katany. Broń została wyciągnięta ze mnie a ja obróciłam się w stronę wychodzącego ataku. Stał tam Yakuru… Yakuru Matsuyishe.
-Czy to ta sama katana?- Zapytałam się cicho.
- He, He.Tak… Aż mi żal cię zabijać… Jesteś bardzo interesującą osóbką.- Uśmiechnął się podle. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech… Ta sama katana… Ostatkiem sił wyciągnęłam różdżkę otworzyłam skrytkę i wyciągnęłam z niej wisiorek przykładając go sobie do piersi. Upadłam na kolana, po czym na ziemię. Uśmiechnęłam się, zamknęłam  oczy i odeszłam wspominając wszelkie dobre chwile… Yakuru odchodził powoli szczęśliwy, a w tym czasie zrodzona z mojego bólu, łez, cierpienia, i złych wspomnień… Powstała moja przeciwna postać… Blond  włosa z tęczowymi końcówkami, z królikiem pluszowym i Toborkiem z czerwona kokardą dziewczyna, ubrana w gothic lolita sukienkę,  podeszła od tyłu mojego zabójcę i to samo co zrobił on… Ona zrobiła jemu.

***Mayu***
-Nareszcie wolna! Hmmmm… Czas się rozejrzeć!- Uśmiechnęłam się i w podskokach zostawiając całą podłogę zakrwawioną, i rozszarpane ciało Yakuru-kun’a, ruszyłam na poznanie dyrektorki osobiście
________________________________________________

http://images3.wikia.nocookie.net/__cb20120527143712/vocaloid/pl/images/6/6c/MaYU.png 

Tak wygląda Mayu Morinaga.

sobota, 17 listopada 2012

Taka mała, arcyważna sprawa do mych kochanych żelkomaniaków.

Ja tutaj tylko tak na chwilkę się wpierniczę, mianowicie mam do Was sprawę mordki Wy moje! Omówiłam już sprawę z Akemi, więc tak jakby na tę całą akcję mam "przyzwolenie" Proszę się nie dziwić, zero zgonów, a więc...
Miałam taki pomysł, aby na BA wprowadzić, uwaga, uwaga... Mundurki! Wiem, wiem, trzepnięty pomysł, ale mi wydaje się doskonały... A więc, utworzyłam sondę, głosować można do końca listopada i ani o dzień dłużej. Prawdopodobnie nasza łaskawa Aki-chan zrobi nam projekty mundurków za co ją kocham i Wy na pewno również. Co do sondy oddawać głosy mogą nie tylko studenci, ale i czytelnicy, którzy również są bardzo ważną częścią BA, jak ktoś to ostatnio zauważył. 
A co do mundurków to mam na myśli te, które obowiązują w japońskich szkołach, a nie te dżinsowe fartuchy, które nie wiem jak Wy, ale ja MUSZĘ nosić... 
Tak więc ja się już usuwam i zapraszam do głosowania! 

piątek, 9 listopada 2012

I'm back bijaacz! Czyli Powrót Kage: Apokalipsa 3D

<Kage wchodzi na scene> Kchem! < puka w mikrofon > Raz, dwa, osiem? SŁYCHAĆ  MNIE?! < drze się na pół studia > Chyba tak... Kchem, w każdym razie... Witaj młodzieży! Kage powraca do łask, by odratować Wasze wyjątkowo nudne życie, tak, tak, wiem, jestem wspaniała! Autografy później Xd


Okej, dobra, koniec dżołków ;-;

Teraz tak na serio.

Trochę mnie tu nie było. Szczerze, to nawet dokładnie nie wiem co się dzieje w BA, kto z kim, jak, gdzie i dlaczego. Jestem jednym wielkim "nicniewiedzimizmem". W sumie, nie spodziewajcie się ode mnie multum notek, ostatnio nie mam czasu pisać... W sumie, to ja nawet na spanie nie mam czasu. To przykre. Trochę ciężko mi jest znowu tu wrócić, ale będę się starała nic nie sknocić. Mam nadzieje, że za bardzo Wam nie zniszczyłam życia tą informacją. Jeśli ktoś chciałby ze mną coś naskrobać, lub napisać do mnie to zapewne macie moje GG, jeśli nie to podaję: 15970427, możecie łapać mnie też na skajłapie - the_mad_wonderholic. Ostatnio jestem dość forever alone, więc nie pogniewałabym się jakby ktoś od czasu do pory do mnie napisał ;-;

Uwaga! Proszę nie przerazić się moją nową postacią XD
***

    Ruszyłem powolnym krokiem wzdłuż jednej z Londyńskich uliczek. Ludzie przemykali obok mnie w pośpiechu, jakby bojąc się tego, że ktoś ukradnie im kabiny prysznicowe. Właśnie... Ludzie. W sumie... Jesteśmy ciekawymi istotami. Każdy z nas jest inny. Wyjątkowy. Niepowtarzalny. Mimo wszystko, tylko niektórzy potrafią to wyrażać. Wielu dalej pozostaje w swoim szarym świecie, podporządkowując się innym. To przykre, bo w sumie na świecie jest tyle interesujących istot.
    Nie uważam się za Boga. Nie wierze w to, że moje istnienie uratuje świat. Ja po prostu lubię nawracać ludzi. Co z tego, że potem ich droga jest ciężka, pełna ścieżek przeplatanych narkotykami. Liczy się to, że przez chwilą mogą poczuć się wolni. Ja już jestem wolny, nie potrzebuję tego. 
   
    W sumie, to jestem też idiotą, ze spaczonym spojrzeniem na świat. Ale kto by się tym przejmował. Lubię się. Tak samo jak lubię jedzenie. Swoją drogą... Zgłodniałem.
   

***

    Przeczesałem swoje jasnoróżowe włosy i uśmiechnąłem się krzywo, upijając łyk herbaty.
- Gorzka... - mruknąłem lekko przechylając głowę. Spojrzałem na kelnera roznoszącego dania. - Ładny... - wyrwało mi się. Wstałem chwytając papierowy kubek z herbatą i wyszedłem z lokalu. Wolną ręką poprawiłem gruby szalik na swojej szyi i ruszyłem w pierwszym lepszym kierunku. Nagle mój wzrok przykuła wielka wystawa z zabawkami, słodyczami i innymi świecącymi, bliżej nieokreślonego gatunku, przedmiotami. Szybko podbiegłem do niej, przyciskając twarz do szyby.
- Łaaa! - uwielbiam to. Wszystko na wystawach zawsze wydaje się takie... radosne. Dość często zatrzymuję się przy tych rzeczach, żeby choćby raz omiotać wzrokiem te cudeńka.
- Hej! Aoi! - z cichym warknięciem odwróciłem głowę w stronę, z której dobiegał głos. W moją stronę biegły dwie osoby, czarnowłosy chłopak i ruda dziewczyna. Zmachani zatrzymali się obok mnie.
- Wszędzie Cię szukaliśmy! - wysapał Chris.
- Mnie? - zaciekawionym wzrokiem spojrzałem na nich.
- Tak. Ciebie. Mam pewną sprawę... - zaczęła Erin, niespokojnie przeskakując z nogi na nogę. Zdegustowany popatrzyłem na nią. Tak. A czego ja się spodziewałem? Że ta dwójka przyszła do mnie, od tak z siebie?
- Aktualnie nie mam żadnych zacnych i epickich cośków, których mogłabyś się Ty oraz parę innych Tysiów nażreć, więc wybacz i mi dupy nie zawracaj - warknąłem odchodząc. Tak. Jestem dilerem. Nie, to nie jest jednoznaczne z tym, że zawsze muszę mieć kotłownie narkotyków. Tak. Cierpię na brak znajomych. Tak jestem forever alone. I tak, to przykre.
    Usiadłem na ławce w parku i wydąłem policzki.
- Ludzie są niemili! - żęchnąłem z wyrzutem. - I mam ochotę na kakał... - moją wypowiedź przerwał niebieski , neonowy i mocno rażący COŚ. Zdziwiony przechyliłem łepek i z zainteresowaniem podszedłem do tego...czegoś.
- Nie chcę Cię martwić, ty Egoistyczny-Dzieciaku-Szczęścia, ale nikt mniej lub bardziej normalny nie podchodzi do niezidentyfikowanych obiektów, które potrafią zaświecić tak, że nawet niewidomy to widzi z odległości kilometra - nagle znikąd pojawił się mój bakugan - Żniwiarz.
- Nie chcę Cię martwić, ty przemądrzała-kulko-bez-zasad-fajności, ale ja nie jestem ani mniej, ani więcej normalny i lubię podchodzić do... cytując "niezidentyfikowanych obiektów, które potrafią przyje*ać swoim światłem nawet ślepemu" - mruknąłem.
- Ej! Ja to powiedziałem zupełnie inaczej! - zbulwersowany bakugan pojawił się przed moimi paczałkami. Wzruszyłem ramionami i chwyciłem go w garść, po czym od tak po prostu wskoczyłem do niebieskiego cosia.

***

    Wylądowałem na czymś dość twardym. Jakby tego było mało, kolejne ciekawe COŚ wbijało się w mój tyłek.
- Kchem - usłyszałem chrząknięcie za sobą. Odwróciłem łepek i pierwsze co zarejestrowałem to białe włosy. Nie robiąc sobie nic ze spojrzenia kobiety siedzącej przede mną, które mówiło " Zejdź stąd bo tak ", zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu. Byłem w jakimś gabinecie i jak zdążyłem się domyślić siedziałem na biurku pani "białowłosa piękność, lata 80". W pewnej chwili poczułem szarpniecie i z hukiem wylądowałem na posadzce.
- Ała? - jęknąłem, po czym usadziłem swój szlachecki zad na krześle.
- Pomijając ten "ciekawy" początek naszej znajomości. Jestem dyrektorką tej Akademii, zwanej Baku-Akademią...
- Odkrywcze... - mruknąłem uśmiechając się kpiąco. Kobieta ignorując moją wypowiedź kontynuowała.
- Jest to szkoła dla najlepszych graczy bakugan... - w tym momencie wyłączyłem się całkowicie. Swoją drogą. Ta gościówka mogłaby wymyślić jakiś lepszy środek transportu, bo jak każdy tak ląduje, to ja współczuje i temu blatowi, i tyłką pozostałych studentów. Chociaż... a może ten blat lubi być tak molestowany przez uczniów? Może jest sado-maso? Owww. Biurko o masochistycznych poglądach! Jak słodko! Ciekawe czy to biurko ma imię... Ja bym je nazwał "Stefcio", a co...! Na moje usta wkradł się szeroki uśmiech, a w oczach pojawiły się iskierki radości.
- Czy pani biurko ma imię? - zapytałem znienacka zaciekawionym, dziecięcym wzrokiem patrząc na kobietę. Ta zdziwiona spojrzała na mnie.
- Em. Nie? I...Czy ty w ogóle słuchałeś, co ja do Ciebie mówiłam przez najbliższe 5 minut?! - powiedziała lekko podnosząc głos.
- Szczerze...? Nie. - uśmiechnąłem się niewinnie. Kobieta popatrzyła na mnie zrezygnowana, po czym podała mi klucze, zapewne od pokoju, oraz mapę, a następnie ruchem ręki wskazała na drzwi. Podniosłem się i wesołym krokiem wyszedłem z pomieszczenia. Moim oczom ukazał się długi , chyba na 70 metrów, korytarz.
- Eeee? - zdezorientowany sięgnąłem po mapkę. - Uh... To są jakieś tęczowe bohomazy, a nie mapa!
 - warknąłem wyrzucając ją do śmieci. Ruszyłem wzdłuż korytarza, po drodze ściągając szalik i kurtkę z siebie. Zapowiada się ciekawy dzień. Znaczy... Bo jest dzień... Prawda?

***

- ŁAAAAAA! - krzyknąłem trzymając się za głowę. - Za dużo korytarzy, za dużo drzwi, za dużoooo...! - oparłem się o ścianę. Nie wiem ile krążyłem już po budynku tej zakichanej szkoły, ale było to zdecydowanie za długo! Dodatkowo zgłodniałem. Zrezygnowany usiadłem na podłodze i postanowiłem opróżnić swoje kieszenie, w celu pt. " Znaleźć coś do zabawy ". Jak mam tu siedzieć do usranej śmierci, to niech chociaż ta śmierć nie będzie przez nudę.
- Więc tak... Mam tu dwa pistolety, gumę-kulkę do żucia, pluszaka Pikachu, lizaka, klucze, spinacze i... guzik - przyjrzałem się jeszcze raz wyciągniętym przedmiotom. - Reasumując: mogę kogoś zastrzelić, lub pogwałcić Pikachu bronią zrobioną z kluczy, spinaczy i guzika. Mało pocieszająca perspektywa... - mruknąłem. Niestety nie widząc nic lepszego do roboty, zacząłem bawić się moimi skarbami. Może w końcu ktoś mnie znajdzie? I przygarnie. Tak! To miła perspektywa.


***

Yea. Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca. Takie sprostowanie: moja nowa postać to facet, który często nie zachowuje się jak facet i lubi wszystkich, i wszystko do czasu XD. Po więcej informacji odsyłam do zakładki "Studenci" , o ile Akemiś już wstawiła moją kartę. W każdym bądź razie.

KAGE IS BACK BIJAAAAACZ!

wtorek, 6 listopada 2012

Kolejne uderzenie serca...

***Kazahana***
Czarne włosy uniesione ku górze, hebanowe oczy zwrócone na mnie, oczekujące reakcji... Niecierpliwość i pragnienie wyzwania, tylko ona się dla niego liczyła. Stał tam w pozycji, obronnej uwalniając swoją energię.
Uderzenie serca i chwila niezdecydowania.
- Mylisz mnie z kimś. - oświadczyła po chwili, uważnie mu się przyglądając. Na jego twarzy pojawiła się złość, może inne uczucia? Sama już nie wiem...
Kolejne uderzenie serca i oddech.
- Nie mam żadnego związku z aniołami, a twój sen... hm... - skłamałam perfidnie nie dając się nakryć. - ... po prosto jesteś niezrównoważonym emocjonalnie Utalentowanym.

***Akisashi***
- Niezrównoważonym, co? - lekko się uśmiechnąłem i zmniejszyłem wyzwoloną Ki. - Może i jestem taki, ale chcę się z Tobą zmierzyć.
- Trudno, nie zawsze dostajemy to czego chcemy. - stwierdziła dziewczyna i odwróciła się z zamiarem odejścia.
- Dla Twojej informacji, jeszcze nigdy nie dostałem tego czego chciałem - odparłem spokojnie. - I tym razem wyjdzie na moje. Wiem że mój sen nie był przypadkiem. Czuję w tobie coś... jakby rdzeń jakiejś tajemniczej energii...
Niebieskowłosa zatrzymała się.
- Wydaje ci się - stwierdziła chłodno - Jesteś nienormalny i masz zwidy.
- Ech... nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz - mruknąłem drwiąco - Nawet nie wiesz kim jestem. To wiedzą tylko Kaioshini. PRAWDZIWI bogowie.

***Kazahana***
Uśmiechnęłam się przebiegle, jakbym miała oświadczyć coś szokującego. Oparłam bladą dłoń o białą ścianę.
- Bogowie... Nie istnieją... - po czym odwróciłam się na pięcie i udałam się w stronę sali muzycznej. O tej porze powinna być pusta, od jakiegoś czasu nikt tam nie gościł.
Kolejne uderzenie serca, oddech i ból w nadgarstku... To takie ludzkie.

***Akisashi***
Podążyłem wzrokiem za odchodzącą dziewczyną i uśmiechnąłem się lekceważąco.
- Nic nie wiesz... kompletnie nic... - szepnąłem ironicznie.
Przez moment w moim umyśle zaświtała myśl czy nie dać jej spokoju. Raczej wątpliwe było, żeby zgodziła się na walkę.
Jednak moja saiyańska chęć pokonywania jak najsilniejszych przeciwników wzięła górę.
Odczekałem aż energia niebieskowłosej się zatrzyma i położyłem dwa palce na czole.
Używając Shunkanido przeniosłem się do sali, w której była moja niedoszła przeciwniczka.
- Upodobania muzyczne, co? - zaśmiałem się cicho.
- Czego znowu chcesz? - syknęła dziewczyna.
- Tego, co przed minutą - prychnąłem - I dodatkowo zamierzam Cię ukarać za obrażanie Kaioshinów.
- Mówiłam już... - odrzekła niebieskowłosa, - Bogowie nie istnieją. A Ty najwyraźniej żyjesz złudzeniami. Jesteś silny, ale szalony.
- No nie wiem - uśmiechnąłem się złośliwie i dotknąłem jednego z kolczyków Potara - Widzisz to? Te kolczyki to dzieło jednego z Kaioshinów. Dowód na ich istnienie. Uczyniły dwóch wojowników jednym, o wiele potężniejszym.

***Kazahana***
Nie zwróciła na niego uwagi, tylko usiadłam przy pięknym fortepianie i uderzając wolno w klawisze, zaczęłam wygrywać jakąś melancholijną melodię.
- Doskonale wiem, czym jesteś. - rzuciłam w pewnym momencie, wpatrując się w krajobraz za oknem.
Kolejne uderzenie serca.
- Kiedyś byłeś dwoma odrębnymi bytami, jednakże... - tutaj się uśmiechnęłam. - Teraz... Jesteś zupełnie inną osobą. I radzę ci zostawić mnie w spokoju. - dorzuciłam.
Oddech, takie to ludzkie.

***Akisashi***
Westchnąłem i usiadłem na schodku prowadzącym na podwyższeniu.
Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w graną przez dziewczynę melodię.
- Przyznam że masz talent... - mruknąłem.
Niebieskowłosa nie odezwała się i zmieniła melodię na nieco wolniejszą.
Wstałem i podszedłem do niej.
- Czy ty chcesz mnie uśpić? - zapytałem ironicznie - Wątpię by ci się to udało...
- Nie, nie zamierzam... - odparła dziewczyna - Jeśli przeszkadza ci jak gram... wyjdź stąd.
- Nie przeszkadza mi - prychnąłem. - Po prostu zastanawiam się, czy nie chcesz czegoś tym osiągnąć.
Dziewczyna nie odpowiedziała.
Westchnąłem i zrobiłem krok w tył.
- Nie nakłonię cię do pojedynku...? - spytałem cicho.

***Kazahana***
- Nie zmierzę się z tobą... Nie mam wystarczającego powodu... - z mojego błękitnego oka spłynęła jedna, samotna łza. Chłopak wyraźnie to zauważył, jednak nie przejął się tym faktem, zresztą... Zdziwiłabym się, gdyby zainteresował się powodem mojego zachowania.
Oddech...
- Ja... Daj sobie spokój... - mruknęłam, patrząc w sufit. Po chwili z moich ust wypłynęła melodia ilustrująca moje wszystkie uczuć. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, nie wiem także, co było powodem mojego zachowania.
Łzy... Jakie to ludzkie.

***Akisashi***
Kolejny raz tego dnia się uśmiechnąłem.
- A jednak masz uczucia... - powiedziałem cicho. - ...wiem o czym myślisz, ale one nie są słabością...
Podszedłem do niej i położyłem dłoń na jej ramieniu.
- Odejdź... - powiedziała cicho, acz stanowczo.
- Na razie dam ci spokój - odparłem - Ale upomnę się o swoje. Dam ci wystarczający powód do pojedynku, choćbym miał wybić wszystkie anioły...
Odwróciłem się i ruszyłem do wyjścia.
Zanim opuściłem pomieszczenie, dobiegło mnie jeszcze ciche:
- Jeszcze się przekonamy...
Zatrzymałem się i odezwałem się:
- Jeśli cię to interesuje, mam na imię Akisashi.
Po tych słowach otworzyłem drzwi i wyszedłem na korytarz.
Różne myśli tłukły się w mojej głowie, jednak większość odnosiła się do niebieskowłosej dziewczyny.
Była anielicą, to pewne. W dodatku uważała mnie za idiotę, warte zapamiętania.
- Jeszcze cię pokonam... - mruknąłem z uśmiechem - Już nie mogę się doczekać...

***Kazahana***
- Ja nie mam uczuć... - łzy zaczęły niekontrolowanie płynąć po moich policzkach. - Sprzedałam je... - zagrałam ostatnie nuty, po czym wyszła z pokoju, zamknąwszy uprzednio drzwi.
Inizawa Akisashi... Jesteś silny, ale głupi...
Upadłam, mdlejąc.
“Jesteś bardziej ludzka niż sądzisz... Lenn...”

***Akisashi***
Tknęło mnie złe przeczucie.
Skoncentrowałem się i przeszukałem Akademię w poszukiwaniu tej jednej, wyjątkowej energii.
Nie znalazłem.
Od razu zawróciłem i puściłem się biegiem w stronę sali muzycznej.
- *cenzura* - zakląłem - Nie możesz mi tak perfidnie umrzeć!
Wypadłem zza zakrętu i moim oczom ukazała się sylwetka dziewczyny leżąca na podłodze w korytarzu.
Doskoczyłem do niej i wziąłem ją na ręce.
- Niech to szlag trafi - mruknąłem - Dlaczego akurat ja?
Odszukałem w pamięci numer pokoju niebieskowłosej i ruszyłem szybkim krokiem, patrząc na numery mijanych pomieszczeń.
Co kilka sekund zerkałem na twarz dziewczyny i sprawdzałem jej puls. Cały czas był w normie.
W końcu dotarłem do pokoju oznaczonego cyfrą dwadzieścia sześć.
Nacisnąłem klamkę z nadzieją, że nie zamknęła ich na klucz.
Zamknęła.
- Nadzieja matką głupich. - mruknąłem, przymierzając się do kopniaka.
Jeden cios mojego buta wyłamał zamek.
Od razu wszedłem do środka i położyłem niebieskowłosą na łóżku.
Zamknąłem to co zostało z drzwi i usiadłem na krześle stojącym obok łóżka.
- Co ja wyprawiam... - mruknąłem pod nosem.
Sprawdziłem jeszcze raz jej puls i westchnąłem.
Pozostało mi tylko czekać.

Tak od razu do sedna?Bez gry wstępnej?


- Spójrz,tam jest Strzelec - wskazałem palcem w niebo.
- Gdzie? - rozejrzał się Wolfurio - Nie widzę...
Od zmierzchu leżałem na dachu Akademii i wpatrywałem się w niebo.W tym momencie wypełniałem sobie czas,szukając różnorakich gwiazdozbiorów.
- Tutaj... - użyłem niewielkiej ilości Ki by połączyć kilka gwiazd w widoczną konstelację - Teraz widzisz?
- Tak,teraz tak... - mruknął Bakugan - A tak mimochodem,nie powinieneś całkowicie maskować swojej Ki?
- Powinienem... - westchnąłem - Ale zżera mnie ciekawość.Chcę się dowiedzieć kto jest posiadaczem tej mocy i ile potrafi.Co więcej...jestem pewien że już wie o mojej obecności.
- Ale...przecież Ty...
- Jestem silny,ale nie doskonały - mruknąłem ponuro - Choćbym zbił swoją Ki do minusowej wartości,ten ktoś i tak będzie wiedział ile jej mam...on ma coś,czego ja nie mam.I to coś ma niewiele energii,ale jest ona potężna.
- Nie bardzo rozumiem... - westchnął Wolfurio.
- To jak bitwa armii zawodowej przeciwko zwykłym ludziom - odparłem - Tych drugich może być i sto tysięcy,a trzydzieści tysięcy świetnie wyszkolonych żołnierzy ich pokona.Ta tajemnicza moc to te trzydzieści tysięcy.Ale nie bój się,też mam sporo sztuczek w zanadrzu.Nie walczę jak Musashi...
Prychnąłem i narysowałem na niebie kilka figur.
- Ta,ten dysponował tylko brutalną siłą - mruknął Bakugan.
- Za to Akira miał świetną technikę walki - zauważyłem - Mam szczęście że to on był drugim substytutem.Gdyby był nim drugi mięśniak,zamiast mnie powstałby jakiś kretyn słuchający rozkazów tamtej bandy...
- Wracajmy już do pokoju - powiedział Wolfurio.
Przesunąłem ręką w powietrzu i wszystkie obrazki narysowane przeze mnie na niebie zniknęły.
Wstałem,przeciągnąłem się i lekko uniosłem w powietrze.Wybrałem najkrótszą drogę do środka Akademii,czyli najbliższe okno.
Wylądowałem lekko w korytarzu i szybkim krokiem ruszyłem w stronę mojego pokoju.
Cały czas zastanawiałem się czy dobrze robię ujawniając się...
Nie znałem jeszcze granicy mojej mocy,nie wiedziałem czy posiadacz tamtej mocy nie ukrywa czegoś jeszcze...
Stanąłem i zacisnąłem pięści.Moja podświadomość już dawno podjęła decyzję i doskonale o tym wiedziałem.
Znowu ruszyłem przed siebie szybkim krokiem.
Dosłownie wpadłem do swojego pokoju i skierowałem się do łazienki.
Wszedłem pod prysznic i odkręciłem zimną wodę.
Lodowaty strumień spłynął najpierw po moich włosach,a potem po ubraniu i pod nim.
Nagła zmiana temperatury momentalnie przywróciła mi trzeźwość myślenia.
- Kompletnie zgłupiałeś - stwierdził Wolfurio.
- Nie... - odrzekłem z zamkniętymi oczami - ...wręcz przeciwnie...mój umysł jeszcze nigdy nie był tak jasny...
Zakręciłem wodę i odczekałem aż woda ze mnie spłynie.
Zaraz potem skoncentrowałem trochę Ki by się wysuszyć.
- Dobra,jestem gotowy - mruknąłem - Przekonajmy się kto jest najsilniejszy...ale najpierw się prześpię.
W tym momencie zaburczało mi w brzuchu.
- ...i coś zjem...eheheh... - lekko uśmiechąłem się,dosyć zakłopotany.
- Saiyanie i ten ich apetyt... - prychnął mój Bakugan.
Przewróciłem oczami i wyszedłem z zamiarem opustoszenia stołówki.
***
Spojrzałem na tacę stojącą na stoliku,a w stronę kuchni.Zobaczyłem tam trzęsącą się kucharkę.
- Dobra...będę najwyżej trochę głodny... - westchnąłem wstając - Dwadzieścia kurczaków,sto kulek ryżowych i trzydzieści misek zupy Miso to trochę za mało jak na efekt fuzji...
Bez słowa odstawiłem tacę i skierowałem się do wyjścia,dłubiąc jednocześnie wykałaczką w zębach.
Wtem stanąłem jak wryty.
Słońce już wschodziło...
Wyrzuciłem wykałaczkę i lekko się uśmiechnąłem.
Nareszcie miałem spotkać godnego siebie przeciwnika...ta perspektywa napawała mnie zarówno obawami,jak i dobrym humorem.
Ruszyłem szybkim krokiem w stronę posiadacza tej tajemnicznej energii...byłem tu zaledwie od kilku dni,a wydawało mi się jakbym czekał na tą chwilę wieki...
Szedłem może minutę.
Spotkałem ją kiedy wychodziła z pokoju.
- Czułam że się zbliżasz... - mruknęła zamykając drzwi,po czym na mnie spojrzała - ...czego chcesz?
Dziewczyna miała na oko z osiemnaście albo dziewiętnaście lat.Miała błękitne oczy i długie włosy tego samego koloru.
- Tak od razu do sedna?Bez gry wstępnej? - uśmiechnąłem się lekko - Wiesz czego chcę.A jeśli nie,to powiem Ci że jestem Saiyaninem.Szukam wyzwania.
Niebieskowłosa zmierzyła mnie chłodnym wzrokiem.
- Ponadto wiem że masz jakieś powiązania z aniołami - kontynuowałem - Byłaś w moim śnie.Jako anielica.
- Fantastycznie - prychnęła moja rozmówczyni - A teraz żegnam.
Po tych słowach odwróciła się i ruszyła korytarzem.
- Ty niczego nie rozumiesz... - westchnąłem - Nie masz specjalnego wyboru.
Zniknąłem,pojawiłem się przed nią i mówiłem dalej:
- Ale wiedz że nie dam się chociażby drasnąć - lekko się uśmiechnąłem - Już w tej chwili dorównuję Ci mocą,a to zaledwie ułamek moich możliwości.
- Blefujesz - stwierdziła niebieskowłosa.
- Tak twierdzisz? - uśmiechnąłem się ironicznie
Skupiłem całą Ki którą posiadałem bez transformacji w Super Saiyanina.Budynek zaczął się trząść...
- Sprawdź mnie - powiedziałem stając w pozycji obronnej.

poniedziałek, 5 listopada 2012

NIE OGARNĘ SIĘ, AŻ TA WALIZKA STĄD ZNIKNIE!



Popatrzyliśmy zdziwieni jak Claire odbiegła.
- Em…ciekawa osoba – Sun rzucił po chwili a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak, bardzo ciekawa – starałam się powstrzymać od śmiechu i setki długich opowieści.- A tak przy okazji, dzięki, że mnie odniosłeś do pokoju.
- N-nie ma sprawy – zarumienił się lekko. Nie zapytałam jednak, zamiast tego dalej się uśmiechałam.
- Dobra, ja na razie idę, do zobaczenia – pomachałam do chłopaka po czym oddaliłam się do następnego korytarza. Stamtąd zbiegłam schodami na parter i zaczęłam spacerować po budynku. Jeżeli Claire była zmęczona, nie chciałam jej jeszcze bardziej męczyć moim towarzystwem. Jutro to zrobię muahaha!
- Czy ty jesteś w ogóle normalna? – Wyrocznia wskoczyła na moje ramię.
- Pff, przyjrzyj mi się jeszcze raz i sama sobie odpowiedź – zachichotałam.- Kto jak to, ty powinnaś to wiedzieć najlepiej! Skąd to pytanie?
- Hmm…pomyślmy…BO WJECHAŁAŚ TUTAJ CZOŁGIEM Z CLAIRE?! – wrzasnęła mi do ucha.
- Aua…nie tak głośno – odtrąciłam ją ręką.- Poza tym…to tylko czołg!
- TYLKO CZOŁG?! JA…Ja…potrzebuję pomocy psychiatrycznej…- zaczęła chlipać załamana. Spojrzałam na nią jak na idiotkę.
- Dopiero teraz to do ciebie dotarło?
- AKEMI!

***

Zdziwiłam się, że drzwi do pokoju były lekko uchylone, ale doszłam do wniosku, że pewnie któraś z moich współlokatorek musiała właśnie zapolować na biednego przechodnia z paczką żelek w ręce, więc śmiało weszłam do środka.
Widok był odrobinę zaskakujący.
Walizka. Shun pakujący moje rzeczy. Paczka żelek pod łóżkiem. Otwarte okno. Otwarta szafa...
CHWILA?! PACZKA ŻELEK POD ŁÓŻKIEM?!
- Akemi, dobrze że jesteś – Shun zaczął, po czym spojrzał na mnie pytająco, podczas gdy ja wbijałam przerażone spojrzenie w żelki.- Em…Akemi?
- PRZEZ TEN CAŁY CZAS MIAŁAM TU JESZCZE ŻELKI?! – padłam na kolana i zaczęłam lamentować.
- Aki?! Nie interesuje cię czemu on pakuje twoje rzeczy?! – Wyrocznia wykrzyknęła poirytowana.
- Nie, ja boję się tej walizki! – zaczęłam chlipać.
Nikt nie ogarniał, co się tutaj dzieje. Szczerze mówiąc, ja też nie…
- Akemi – Wyrocznia zaczęła.- Czy chcesz o tym opowiedzieć?
- Nie ma czasu na opowieści – ninja warknął.- Aki, zbieraj się z tej podłogi i pakuj swoje rzeczy z szuflady.
- ALE WALIZKA! – zaczęłam walić pięściami i nogami o podłogę.
- AKEMI OGARNIJ SIĘ! – Shunowi zaczynały puszczać nerwy.
- NIE OGARNĘ SIĘ, AŻ TA WALIZKA STĄD ZNIKNIE! – wydarłam się a chłopak zamarł zszokowany. Żyłka zaczęła mu niebezpiecznie pulsować.
- A w co zamierzasz się pakować, jeżeli ją stąd wyrzucę? – starał się mówić spokojnie.
- W…- nagle dotarło do mnie co chłopak powiedział.- Pakować? Po co? Przecież pokój nadal się trzyma, nie muszę go zmieniać…
- Nie zmieniasz pokoju – czarnowłosy rzucił cicho.
- Tylko? – podniosłam się z podłogi i spojrzałam na niego niepewnie.- O co ci chodzi?
- Akemi, wracamy na ziemię – powiedział stanowczo.
- C-co? Czemu?! – zaprotestowałam.- Ja nie chcę wracać!
- Zamierzasz siedzieć w tej szkole i czekać, aż was pozabija? – warknął zirytowany.- Ja nie będę na to patrzył. I dla twojego dobra, ty też nie powinnaś.
- Co? Kto pozabija? Dlaczego? O czym ty w ogóle mówisz? – miałam mętlik w głowie.
- Po prostu wracamy. Tutaj za mało trenujesz. Nieustannie coś ci się dzieje. Tam będziesz bezpieczniejsza – złapał walizkę i wyszedł z nią na korytarz. Wybiegłam za nim.
- A może tak byś mnie zapytał o zdanie?! – krzyknęłam z wyrzutem. Zatrzymał się i spojrzał na mnie.- Shun?
- Ale na ziemi jest moje miejsce – stwierdził oschle.
Na chwilę zapadła cisza.
- Ale moje nie – wyszeptałam, wbijając w niego wzrok.- Moje jest tutaj. Nieważne, co się stanie. Tu mam swoich przyjaciół, chcę móc być z nimi, pomagać im. Jestem tu szczęśliwa…
- A ja nie – jego głos nadal był zimny, cała ta sytuacja go w ogóle nie ruszała. – Wracaj ze mną.
Pokręciłam głową i objęłam się ramionami.
- Nie decyduj za mnie – starałam się opanować złość.
- Dlaczego ty nigdy nie rozumiesz, że to jest dla twojego dobra?
- Bo to nie jest dla mojego dobra! – zaczynałam się trząść. – Nie jestem dzieckiem!
- Ale zachowujesz się jak one! – syknął.
- Tak?! Bo co?! – czułam jak ogień zaczyna mnie powoli rozsadzać.- Bo chodzę uśmiechnięta?! Bo mam czasem ochotę zrobić coś szalonego?!
- Czasem?!
- NO DOBRA! CO CHWILA! Ale chyba za to oni mnie kochają! Za coś muszą! – starałam się opanować, ale bardzo słabo mi to szło. – Jestem dojrzalsza, niż ci się wydaje! Nie  dostrzegasz tego, bo nieustannie traktujesz mnie jak dziecko! Dla twojej wiadomości, mam szesnaście lat i, och, niespodzianka, UMIEM MYŚLEĆ!
- Gdybyś tak dobrze myślała, odeszłabyś teraz ze mną – zmrużył oczy.- W tej akademii jest za spokojnie. Nie czujesz, że niedługo coś się wydarzy?
- Nawet jeżeli, to będę na to gotowa. BędzieMY gotowi – wzięłam głęboki wdech.
- Dobrze, rób jak chcesz w takim razie. Ale jak będziesz patrzyła na cierpienie przyjaciół, przypomnisz sobie moje słowa – warknął po czym się odwrócił i zaczął iść dalej.
- Nie będę na nie patrzyła, bo na  nie nie pozwolę – szepnęłam a on zniknął za rogiem. Chwilę stałam jeszcze z bezruchu, usiłując opanować drżenie. Gdy mi się to jednak nie udało, oparłam się plecami o ścianę, tylko po to, aby po chwili się po niej osunąć na podłogę. Oparłam łokieć na kolanie i głowę na dłoni. Przymknęłam oczy. Dopiero teraz zaczynało do mnie trafiać, co się w sumie stało.

***

Nie wiem, ile tak siedziałam. Może kilkanaście minut, może godzinę, a może i kilka.
Gdy otworzyłam oczy, przez chwilę przyglądałam się już dawno widniejącemu księżycowi na niebie. Westchnęłam cicho, podniosłam się i otarłam łzy wierzchem dłoni.
W pokoju było całkiem ciemno. Moje rzeczy nadal leżały na swoim miejscu. Rzuciłam się na łóżko i nakryłam na głowę poduszką.
- Spać. Spać. Spać! – powtarzałam uparcie w myślach, mając nadzieję, że sen przyjdzie szybko. Jednak chyba nie zamierzał być aż tak łaskawy. Czułam, że czeka mnie bezsenna noc.