czwartek, 22 listopada 2012

Czego chcesz giermku diabła?




- To co teraz, panno ‘Rozwalmy wszystko co się da i co się nie da też’? – Wyrocznia zapytała sarkastycznie.
- Teraz…- zamyśliłam się na chwilę.- Chyba pójdę trochę potrenować, to mi dobrze zrobi.
- Moim zdaniem wizyta u psychiatry byłaby lepsza – zaśmiała się.
- Pewnie tak – uśmiechnęłam się lekko.- Ale nie chcę jakiegoś biedaka wysłać do szpitala i mieć go na sumieniu!
- No tak, racja, po co karać kogoś godziną z tobą w jednym pokoju – westchnęła a ja parsknęłam śmiechem.
- Panienko Ichiro?
Odwróciłam się i spojrzałam zaskoczona na Niebieską 2.0, która stała na obok wyjścia.
- Czego chcesz giermku diabła? – zapytałam spokojnie.
- Trochę szacunku! – kobieta syknęła.
- No przecież ja go właśnie okazałam – zdziwiłam się, ale jej mina zdradzała, że powinnam jak najszybciej zmienić temat.- Emm…co pani chciała?
- Idziesz do lasu? – przyglądała mi się uważnie.
- Eee…a co to panią obchodzi? – przekrzywiłam głowę na bok i popatrzyłam na nią pytająco.
- Nic, tak tylko pytam – uśmiechnęła się lekko.
Dobra, teraz już byłam pewna, że coś jest nie tak. Ona i uśmiech? I jeszcze do mnie? Pułapka albo koniec świata.
- Okeeej…- mruknęłam cicho pod nosem po czym otworzyłam drzwi.
- Miłego popołudnia Akemi – rzuciła jeszcze krótko.- Ciesz się nim.
- Będę…- zmarszczyłam brwi i zamknęłam drzwi, zbiegając po schodach. To było dziwne. Nawet bardzo.

***

Udałam się w głąb lasu, szukając dobrego miejsca na trening. Po kilkunastu minutach zatrzymałam się, uznając, że jestem już wystarczająco daleko od akademii.
Zaczęłam od prostych ćwiczeń, wykopów, podskoków, wyprowadzania ciosów. Całkowicie się skupiłam na tym, co robiłam. To odciągało od myślenia od czegokolwiek innego.
Z czasem zaczęłam skakać po drzewach, ćwicząc ciosy w powietrzu, refleks oraz szybkość.
Po około godzinie wylądowałam gładko na ziemi. Spojrzałam na dłuższą chwilę na niebo. Błękit zniknął, zastąpiła go szarość chmur. Zrywał się wiatr.
- Przerwa? – Wyrocznia zapytała spokojnie.
Pokręciłam przecząco głową. Byłam trochę zmęczona, ale jeszcze nie na tyle, żeby robić przerwę. Zaczęłam uderzać w korę drzewa pięściami, wykonując uniki przed wyimaginowanym wrogiem. Przyśpieszałam stopniowo, potem poszłam już na całość. Cios za ciosem. Już nawet zaprzestałam uników. Przestałam dopiero, gdy ból stał się dość intensywny. Zatrzymałam się, ciężko oddychając. Przyjrzałam się dłonią. Zdarłam skórę z knykciów  i trochę krwawiły.
- Chyba przesadziłaś, co? – bakugan wskoczył mi na ramię. Westchnęłam cicho.
- Nie, mogłam całkiem rozwalić sobie ręce – uśmiechnęłam się szeroko.
- Ech, co ja z tobą mam! – byłam pewna, że gdyby mogła, to by przekręciła oczami.
- Dokładnie 85 światów! – zaśmiałam się, po czym wskoczyłam na jedno z drzew i usiadłam na dość szerokiej gałęzi. Oparłam głowę o korę drzewa i przymknęłam oczy.- Teraz może być przerwa. Zdrzemnę się chwilę. To najlepszy sposób zregenerowania się przed drugą częścią treningu.

***

- Akemi! Do cholery jasnej, obudź się! – coś mocno uderzyło mnie w głowę.
- Auaaa, mamoo ja nie chcę do szkoły…- jęknęłam, otwierając powoli powieki i szukając nieprzytomnym wzrokiem sprawcy bólu..
- JEST O WIELE GORZEJ NIŻ SZKOŁA! – bakugan zatrzymał się przed moimi oczami.
- To możliwe? – przetarłam oczy, wracając do żywych i uruchamiając resztę swoich zmysłów. Dopiero teraz do mnie dotarło, że pada deszcz. Chociaż nie, nie padał deszcz. Lało jak nie wiem. Do tego wiatr szarpał mnie z niesamowitą siłą. Gdy wstałam, musiałam się przytrzymać gałęzi, żeby nie spaść. Rozejrzałam się. Widok mi się nie spodobał. Ani trochę. Wręcz mnie przeraził.
Bo kto by chciał zobaczyć tornado zbliżające się w naszą stronę? No właśnie, raczej nikt.
- Oj…- wypaliłam tylko, mocniej zaciskając rękę na gałęzi, z trudem łapiąc równowagę. Wiatr wyginał już całe drzewo.
- OJ?! TO WSZYSTKO CO POWIESZ?! A MOŻE BYŚ TAK WALNĘŁA SWÓJ SŁAWNY PLAN B?! – wolną ręką przytrzymałam kulkę.
- Uh, czyli że wiać?! – zapytałam spanikowana. Tornado zdecydowanie przyśpieszyło i ruszyło prosto w moją stronę.- A-ale ogromne…
- AKEMI! To chyba nie czas na podziwianie cudów natury! – Wyrocznia upomniała mnie spanikowanym głosem. Wiatr zaczynał mnie ściągać w stronę tornada.
- Racja, czas uciekać! – oderwałam się od gałęzi i wystrzeliłam do góry. Chciałam się skierować w stronę budynku, ale…lot stał się ciężki.- Co jest?
- Przyśpiesz!
- A co ja robię?!
- No włóż w to więcej siły! – bakugan pisnął, gdy zagrożenie było już zdecydowanie za blisko. Jak kazała, włożyłam w lot o wiele więcej siły, jednak nadal ściągało mnie do tyłu.- Akemi!
- Staram się! – odkrzyknęłam, a huk wiatru wypełnił mi uszy. Włożyłam całą siłę, żeby polecieć przed siebie. Szarpało mną jak szmacianą lalką. Po kilku sekundach do mnie dotarło, że nie mam szans. Spojrzałam błagalnie na budynek, ale nikogo przed nim nie było. Jedyne co zwróciło moją uwagę to zasłony, które zostały zaciągnięte w oknie dyrektorki. Nie miałam jednak czasu nad tym się zastanawiać. Wpadłam na jedyny pomysł, który w tak krytycznej sytuacji wydał się skuteczny.
Po prostu przestałam stawiać opór.
Szaleństwo?
Na pewno mogło tak wyglądać.
Jednak ja miałam swój mały nieogarnięty plan w głowie.
W odpowiednim momencie, gdy znalazłam się w środku tornada, wystrzeliłam ogromny strumień ognia, na tyle potężny, że rozniósł się po całym ‘’ciele’’ wiatru.
- Pięknie, nie dość że tornado to jeszcze płonące! Pomocne Akemi, bardzo! – dobiegł mnie głos Wyroczni z kieszeni. – I co teraz mądralo?!
- Teraz tylko….tylko to wszystko wchłonąć – wewnątrz było naprawdę gorąco, nawet dla mnie.
- Dasz radę?
- Zobaczymy – odpowiedziałam po chwili wahania i skupiłam się. Rozłożyłam ręce na boki, zaciskając mocno powieki. Przez chwilę nic się nie działo, pomimo moich starań. Chyba dopiero po około minucie, która dla mnie wydawała się trwać wieki, nastąpiła zmiana. Zaczęłam wchłaniać ogień naokoło. Najpierw było to przyjemne uczucie. Ogień wypełniał mnie całą od środka. Jednak z czasem stało się to trudniejsze. Mój oddech i bicie serca przyśpieszyły.
- Akemi? – głos Wyroczni wydał mi się teraz bardzo odległy.- Przestań!
- J-jeszcze dam radę…- szepnęłam cicho, więc wątpię, żeby usłyszała. Uczucie zawsze było to samo, jakby ogień zastąpił krew. Jednak dochodziłam do granicy swoich możliwości, zaczynałam odczuwać przy tym ból. Skrzywiłam się, ale zacisnęłam zęby. Musiałam to teraz zatrzymać. Poddanie się nie wchodziło w grę.
Nie wiem, może cały proces trwał około minuty, ale mi wydawało się, że to się ciągnie w nieskończoność.
Traciłam nad tym kontrolę. Czułam, że jeszcze chwila i to mnie rozerwie.
Otworzyłam oczy. Widziałam tylko ogień. Bez względu na to, czy to była wizja nadal istniejącego tornada czy tylko halucynacja, to był ostatni gwóźdź do trumny. Moje ciało się całe trzęsło. Objęłam się ramionami, mocno raniąc ręce paznokciami.
Potem je z całej siły rozłożyłam na boki i wrzasnęłam.
Ogień który wchłonęłam uwolniłam w formie energii, dzięki temu wytwarzając tylko jej falę, która rozeszła się po lesie.
Bicie serca i oddech zwolniły. Mój słuch się wyłączył. Poczułam, że opadam z sił. Byłam wykończona, nie mogłam utrzymać się w powietrzu. Zaczęłam spadać, pociemniało mi przed oczami.
Jedyna dobra rzecz jaką zdążyłam znaleźć to to, że nie poczuję bólu pleców przy zderzeniu z ziemią.
Straciłam przytomność. 



****

Muahahaha, moje kochane żelkojady, chciałabym tylko dodać na koniec, że jest nowy numer baku-gazetki :D
tak, dopiero teraz.
Wszystko możecie zwalić na mnie, bo była gotowa już pierwszego, ale najpierw byłam zbyt leniwa żeby wstawić a potem komputer mi się zepsuł x.x
Tak czy inaczej...miłego czytania! ^o^


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz