niedziela, 18 listopada 2012

„Pożałujesz. Kiedy tylko cię znajdę, nie będzie już czego zbierać…”


[Raito]
Otworzyłem oczy obudzony przez… Upadek. Tak, dokładnie. Spadłem z łóżka, bo coś mi się śniło. Zaplątałem się w kołdrę i jebudu. Podniosłem się z podłogi przeklinając pod nosem. Na drugim łóżku, które znajdowało się w pokoju spała Sleyder. Ubrana w MOJĄ czarną koszulkę i MOJE białe szorty koszykarskie. Tak to jest jak się nie planuje bycia człowiekiem. Potem trzeba koledze ubrania kraść. Podszedłem do niej i szturchnąłem ją.
-Ej, potrzebuję tych spodenek.- Mruknąłem zaspany.
-Spadaj człowieku. Daj się wyspać.- Odpowiedziała przewracając się na brzuch.
-No ale ja serio… Muszę potrenować. – Powiedziałem wyrywając jej kołdrę, która przytulała.
-Dobra!!!- Krzyknęła. Bez pardonu zdjęła spodenki pozostając w koszulce i w bieliźnie.- Masz i odwal się.- Mruknęła wkurzona. Uśmiechnąłem się pod nosem narzucając na nią kołdrę.
-Koszulki też potrzebuję…- Dodałem powstrzymując śmiech.
-Nie licz, że będę przed tobą paradować na wpół goła. Wygrzeb sobie inną z szafy.- Powiedziała nie patrząc na mnie.
Nie droczyłem się z nią więcej. Założyłem szorty i luźną, czarną koszulkę bez rękawów z białym numerkiem 10 na plecach. Na nogi naciągnąłem czarne trampki za kostkę. Włosy tradycyjnie związałem gumką z nadgarstka. Ruszyłem do sali gimnastycznej. Ćwiczyłem rzuty, dwutakty i inne rzeczy przez półtora godziny. Potem wróciłem do pokoju, wziąłem prysznic i przebrałem się w lekko dopasowane dżinsy i białą koszulkę z czerwonymi rękawami 3/4. Ruszyłem w stronę pokoju Taigi. Jak się po chwili przekonałem nie było jej tam. A szkoda. Chciałem ją gdzieś zabrać. Nie wiedziałem konkretnie gdzie, po prostu chciałem spędzić z nią trochę czasu. Szczerze, podobała mi się i to nawet trochę bardzo (trochę bardzo jest celowe. Dop. Aut. xD). Skierowałem zatem swoje kroki w stronę drzwi frontowych a potem w stronę lasu. Szedłem niespiesznym krokiem rozglądając się. Kluczyłem leniwie między drzewami, kiedy stało się coś dziwnego. Naszła mnie taka jakby… Wizja? Widziałem jakiegoś kolesia uśmiechającego się szyderczo i Taigę. To co zobaczyłem później… Nieznajomy przebił ja kataną. Miałem wrażenie, że sam to czuję. Ostrze przeszywające mnie na wylot. Zamrugałem. Przed oczami znowu stanął mi las. Puściłem się biegiem między drzewami. I po chwili ją zobaczyłem. Dziewczynę w niebieskich kucykach lezącą na trawie w kałuży krwi. Błyskawicznie się przy niej znalazłem i padłem na kolana. Jeszcze żyła.
-Cześć Rai…- Odezwała się słabo.
-Taiga… Co się stało?- Zapytałem. Odruchowo wymamrotałem pod nosem zaklęcia uzdrawiające. Moja ręka zapłonęła zielonym ogniem.- Wszystko będzie dobrze…- Szepnąłem trzymając ja za rękę.
Już miałem zamiar ją uratować. Wyrwać z objęć śmierci. Ale było za późno. Czułem jak jej aura gaśnie. Taiga uśmiechnęła się tylko, zamykając powoli oczy.
-Proszę, nie odchodź… Taiga, spójrz na mnie…- Czułem coraz większe zdenerwowanie… I strach.
Obawa, że ja stracę nasilała się z każda sekundą. W końcu poczułem jak dziewczyna straciła władzę w ręce. Dotknąłem jej twarzy najdelikatniej jak tylko umiałem. Dziewczyna zaczynała robić się zimna.
-Nie… Nie.- Mówiłem sam do siebie. Wiedziałem, ze jest już za późno, ale pewne elementy mojego umysłu nie chciały do siebie dopuścić tej wiadomości.
Zawiał lekki wiatr, a Taiga tak po prostu zaczęła znikać. Przesypała mi się przez palce jak suchy piasek na plaży. I już jej nie było. Klęcząc w kałuży krwi oparłem ręce na ziemi, po chwili mocno zaciskając pieści na czerwonej, mokrej trawie. Zielone płomienie z mojej dłoni momentalnie wsiąknęły w glebę. Oddychałem głęboko, w ciężkim szoku. Patrzyłem tępo w ziemię. W oczach stanęły mi łzy. Autentyczne, gorące łzy. Nie minęła chwila, a zaczęły kapać na ziemię. „Nie!” Pomyślałem. „Tak nie będzie. Nie będę się mazgaił. Znajdę tego [cenzura] i odpłacę mu się. Nie miał prawa odbierać jej życia.” Z takim scenariuszem rodzącym się w mojej głowie stanąłem na równe nogi. Z czerwonymi plamami na kolanach dżinsów i z krwią ociekającą z rąk przywołałem obraz mordercy. Jeśli nadal był w tym wymiarze znalezienie go nie powinno być trudne. „Pożałujesz. Kiedy tylko cię znajdę, nie będzie już czego zbierać…”
Znalazłem go kawałek dalej. Ale martwego. Był dosłownie rozszarpany.
-No i kto odebrał mi przyjemność z zemsty?- Zapytałem trupa.
Ruszyłem za krwawymi śladami ciągnącymi się wprost do akademii, a potem do gabinetu dyrektorki. Ta sprawa zaczynała śmierdzieć i to poważnie.

1 komentarz:

  1. Muahahaha, Raito się wkurzył nie na żarty xD
    Ale mu się nie dziwię, w końcu zabili mu dziewczynę ._.
    eto, notka super ^ ^

    OdpowiedzUsuń