[Raito]
Otworzyłem oczy obudzony przez… Upadek. Tak, dokładnie.
Spadłem z łóżka, bo coś mi się śniło. Zaplątałem się w kołdrę i jebudu.
Podniosłem się z podłogi przeklinając pod nosem. Na drugim łóżku, które
znajdowało się w pokoju spała Sleyder. Ubrana w MOJĄ czarną koszulkę i MOJE
białe szorty koszykarskie. Tak to jest jak się nie planuje bycia człowiekiem.
Potem trzeba koledze ubrania kraść. Podszedłem do niej i szturchnąłem ją.
-Ej, potrzebuję tych spodenek.- Mruknąłem zaspany.
-Spadaj człowieku. Daj się wyspać.- Odpowiedziała przewracając
się na brzuch.
-No ale ja serio… Muszę potrenować. – Powiedziałem wyrywając
jej kołdrę, która przytulała.
-Dobra!!!- Krzyknęła. Bez pardonu zdjęła spodenki
pozostając w koszulce i w bieliźnie.- Masz i odwal się.- Mruknęła wkurzona. Uśmiechnąłem
się pod nosem narzucając na nią kołdrę.
-Koszulki też potrzebuję…- Dodałem powstrzymując śmiech.
-Nie licz, że będę przed tobą paradować na wpół goła.
Wygrzeb sobie inną z szafy.- Powiedziała nie patrząc na mnie.
Nie droczyłem się z nią więcej. Założyłem szorty i luźną,
czarną koszulkę bez rękawów z białym numerkiem 10 na plecach. Na nogi
naciągnąłem czarne trampki za kostkę. Włosy tradycyjnie związałem gumką z
nadgarstka. Ruszyłem do sali gimnastycznej. Ćwiczyłem rzuty, dwutakty i inne
rzeczy przez półtora godziny. Potem wróciłem do pokoju, wziąłem prysznic i
przebrałem się w lekko dopasowane dżinsy i białą koszulkę z czerwonymi rękawami
3/4. Ruszyłem w stronę pokoju Taigi. Jak się po chwili przekonałem nie było jej
tam. A szkoda. Chciałem ją gdzieś zabrać. Nie wiedziałem konkretnie gdzie, po
prostu chciałem spędzić z nią trochę czasu. Szczerze, podobała mi się i to
nawet trochę bardzo (trochę bardzo jest celowe. Dop. Aut. xD). Skierowałem
zatem swoje kroki w stronę drzwi frontowych a potem w stronę lasu. Szedłem
niespiesznym krokiem rozglądając się. Kluczyłem leniwie między drzewami, kiedy
stało się coś dziwnego. Naszła mnie taka jakby… Wizja? Widziałem jakiegoś
kolesia uśmiechającego się szyderczo i Taigę. To co zobaczyłem później…
Nieznajomy przebił ja kataną. Miałem wrażenie, że sam to czuję. Ostrze przeszywające
mnie na wylot. Zamrugałem. Przed oczami znowu stanął mi las. Puściłem się
biegiem między drzewami. I po chwili ją zobaczyłem. Dziewczynę w niebieskich
kucykach lezącą na trawie w kałuży krwi. Błyskawicznie się przy niej znalazłem
i padłem na kolana. Jeszcze żyła.
-Cześć Rai…- Odezwała się słabo.
-Taiga… Co się stało?- Zapytałem. Odruchowo wymamrotałem
pod nosem zaklęcia uzdrawiające. Moja ręka zapłonęła zielonym ogniem.- Wszystko
będzie dobrze…- Szepnąłem trzymając ja za rękę.
Już miałem zamiar ją uratować. Wyrwać z objęć śmierci.
Ale było za późno. Czułem jak jej aura gaśnie. Taiga uśmiechnęła się tylko, zamykając
powoli oczy.
-Proszę, nie odchodź… Taiga, spójrz na mnie…- Czułem
coraz większe zdenerwowanie… I strach.
Obawa, że ja stracę nasilała się z każda sekundą. W końcu
poczułem jak dziewczyna straciła władzę w ręce. Dotknąłem jej twarzy
najdelikatniej jak tylko umiałem. Dziewczyna zaczynała robić się zimna.
-Nie… Nie.- Mówiłem sam do siebie. Wiedziałem, ze jest już
za późno, ale pewne elementy mojego umysłu nie chciały do siebie dopuścić tej
wiadomości.
Zawiał lekki wiatr, a Taiga tak po prostu zaczęła znikać.
Przesypała mi się przez palce jak suchy piasek na plaży. I już jej nie było.
Klęcząc w kałuży krwi oparłem ręce na ziemi, po chwili mocno zaciskając pieści
na czerwonej, mokrej trawie. Zielone płomienie z mojej dłoni momentalnie wsiąknęły
w glebę. Oddychałem głęboko, w ciężkim szoku. Patrzyłem tępo w ziemię. W oczach
stanęły mi łzy. Autentyczne, gorące łzy. Nie minęła chwila, a zaczęły kapać na
ziemię. „Nie!” Pomyślałem. „Tak nie będzie. Nie będę się mazgaił. Znajdę tego
[cenzura] i odpłacę mu się. Nie miał prawa odbierać jej życia.” Z takim
scenariuszem rodzącym się w mojej głowie stanąłem na równe nogi. Z czerwonymi
plamami na kolanach dżinsów i z krwią ociekającą z rąk przywołałem obraz
mordercy. Jeśli nadal był w tym wymiarze znalezienie go nie powinno być trudne.
„Pożałujesz. Kiedy tylko cię znajdę, nie będzie już czego zbierać…”
Znalazłem go kawałek dalej. Ale martwego. Był dosłownie
rozszarpany.
-No i kto odebrał mi przyjemność z zemsty?- Zapytałem
trupa.
Ruszyłem za krwawymi śladami ciągnącymi się wprost do akademii,
a potem do gabinetu dyrektorki. Ta sprawa zaczynała śmierdzieć i to poważnie.
Muahahaha, Raito się wkurzył nie na żarty xD
OdpowiedzUsuńAle mu się nie dziwię, w końcu zabili mu dziewczynę ._.
eto, notka super ^ ^