wtorek, 18 grudnia 2012

Dlaczego...?

Obudziłam się... Pierwsze, co ujrzały moje błękitne oczy to jasny kolor ścian i o dziwo, nie ta nieskazitelna biel, tylko wszechobecny, jasny fiolet. Rozejrzałam się wokół i z zaniepokojeniem stwierdziłam, że znajduję się w pokoju, który przydzieliła mi dyrektorka. Zaklęłam pod nosem siarczyście, z trudem dźwigając się z miękkiego białego łóżka. Kto ośmielił się mnie przynieść?
Na nieporadnie wstawionych, ciemnych drzwiach zauważyłam białą, przyklejoną do nich karteczkę. Pochyłymi, niedbałymi literami niemalże napisane były te słowa, które od razu przyprawiły mnie o ból głowy.
- Inizawa... - szepnęłam złowrogo, uderzając dłonią zaciśniętą w pieść w pobliską ścianę. Pojawiło się na niej delikatne wgniecenie. Dopiero teraz zauważyłam kolejną przygnębiającą właściwość. Śmierdziałam jego niezwykle potężną aurą, po prostu czułam, jakbym pozwoliłam mu się dotykać. Jednakże nic takiego sobie nie przypomniałam.
W duchu przeklęłam nagłe wezwanie od władz wyższych, które stwierdziły, że muszą zapytać się księżniczki, który kolor jest lepszy do nowej siedziby Rady Aniołów. Cudnie, po prostu cudnie!
Zerwałam z drzwi karteczkę, rozerwałam ją na strzępy i wyrzuciłam do kosza stojącego pod czarnym biurkiem. Nie potrzebuję jego pomocy, nie potrzebuję pomocy dzieciaka, który chciał ze mną walczyć! Wystarczy, że będę trzymała się z dala od niego...
Musiałam pozbyć się śladów tej aury... Szybko podeszłam do szafy i jednym, sprawnym ruchem otworzyłam ją. Wyciągnęłam przypadkowe ubrania, po czym zatrzasnęłam się w łazience. Zrzuciłam ubrania, wskoczyła pod zimny prysznic i poczęłam szorować do czerwoności swoje ciało szorstką gąbką. Zaczęłam przypominać sobie czynniki zewnętrzne towarzyszące naszemu spotkaniu. Zaklęłam po raz kolejny tego dnia, jak mogłam nie poznać tej ciepłej, saiyańskiej aury?
- Sunog Atenku Wunk-kun... - szepnęłam, opierając się dłonią o kabinę prysznicową. Ten dzieciak... Urósł w siłę, musiałam mu to przyznać... Miałam tylko nadzieję, że mnie nie rozpoznał. To byłby kłopot, wystarczy, że Inizawa odkrył moją prawdziwą naturę.
Ubrana w białą koszulkę na cienkich ramiączkach i czarne spodenki sięgające połowy ud wyszłam z pomieszczenia już opanowana i odświeżona. Nie miałam zamiaru iść ani do sali muzycznej, ani do lasku. Postanowiłam wykorzystać to szaleństwo uczniów i pogrzebać trochę w szkolnych aktach.
Po ostatnich wydarzeniach dowiedziałam się, że pełne dokumenty wraz z naszym pełnym życiorysem są trzymane w podziemnej bibliotece. Kiedy się zorientowałam? Wskazywał na to mój okrojony opis leżący w teczce opatrzonej moim przybranym nazwiskiem. Miałam tylko nadzieję, że wyżej wymieniony Saiyanin nie zacznie szperać w moich papierach.
Wychodząc, nie zabrałam ze sobą żadnej broni. Może i Inizawa nie jest jakimś specjalnym typem dżentelmena, jednakże nie zaatakuje zupełnie bezbronnej osoby... Chociaż ja w zasadzie taka bezbronna nie byłam.
Zaraz... Dlaczego ja w ogóle o nim myślę? Co się ze mną dzieje? Dla otrzeźwienia umysłu szybko wymierzyłam sobie siarczysty policzek, nie chcąc niszczyć kolejnej ściany w Akademii. Powinnam przecież o nim zapomnieć, nie zastanawiać się długo, ale...
... czyżby było mi go żal...?
Zatrzymałam się w pół kroku. Skąd w ogóle takie przypuszczenia? Co mnie napadło...? Poczułam, że moje skute lodem serce mimowolnie drgnęło... Tylko nie to...
Nie mogę się przejmować moim potencjalnym wrogiem.
Ponownie poczułam piekący ból na mojej bladej skórze.
Usłyszałam stukot obcasów, osoba ta zmierzała moją stronę...
- Tenshi, co ty...? - głos dyrektorki obił się echem w mojej głowie. wszystko dochodziło do mnie niczym przez mgłę. Nie słyszałam nic poza własnymi myślami.
- Niech go diabli wezmą... Chociaż nie, nikt na to nie zasługuje... - wyminęłam kobietę, zupełnie nie zwracając na jej obecność uwagi.
- Tenshi! Mówię coś do ciebie! - głos kobiety i chwyt na moim nadgarstku. Co ona sobie wyobraża, zatrzymując mnie? - Zachowuj się! Kiedy ktoś się odzywa, masz reagować! Nie nauczyli księżniczki... - tutaj ostro jej przerwałam i uwolniłam się z uścisku.
- Nawet niech pani mi o tym nie przypomina. Do dziś przeklinam moje pochodzenie. - odparłam chłodno, moje tęczówki stały się zimne. - Jestem tutaj tylko z uwagi na moją matkę i to, co łączyło kiedyś nasze rodziny. - wyjaśniłam krótko, po czym odeszłam w swoją stronę.
Zostawiłam dyrektorkę oniemiałą i zanim zdążyła zareagować, znikłam z jej pola widzenia. Musiałam się cos o nim dowiedzieć, ten dzieciak... ten dzieciak zaczyna robić się niewygodny...
Tylko dlaczego ciągle jest mi go żal? Dlaczego patrząc w te tęczówki, mam ochotę uwolnić go z ciężaru noszenia tej ogromnej mocy? Dlaczego...?
Nie doszłam do archiwum. W połowie drogi, w podziemiach usiadłam pod zimną, skalistą ścianą. Po mojej twarzy spłynęły dwie łzy, jednakże o dziwo ich obecność nie była spowodowana ogromem mocy.
Ciągle zadawałam sobie pytanie... To jedno, na które cały czas nie mogłam znaleźć odpowiedzi...
Dlaczego tak bardzo się nim przejmuję...?
 Dlaczego nie mogę o nim zapomnieć...?

1 komentarz:

  1. Ha! A jednak! Miałam racje, młahahahahhahahah! xDDD Notka świetna.

    OdpowiedzUsuń