Znacie może to uczucie, kiedy nagle zostajecie oderwani od swoich codziennych zajęć i wciągnięci do porachunków “Utalentowanych”? Nie? Właściwie, to jest mój chleb powszedni...
Nawet tutaj, w miejscu zwanym Baku-Akademią, w miejscu, które nie widnieje na żadnej mapie, jestem wciągana w gierki innym istot, którym należy położyć kres. I do tych istot należy rasa piekielnych demonów.
I nawet teraz, krocząc z tym listem w dłoni, zmierzając ku portalowi nie mogę wyzbyć się tego uczucia... Poczucia winy... Zaraz pozbawię życia jedną z istot, która także ma prawo do swojej egzystencji. Jednakże taka już kolej rzeczy. Bez demonów my nie bylibyśmy potrzebni.
Nauczyłam się tłumić emocje w ich zalążku. Nie mogę dopuścić do głosu swojego serca i wywyższyć jego głosu ponad rozsądek. To grzech. Jeden z głównych grzechów mogących doprowadzić do stania się Upadłym.
Wiecie może kim jest Upadły? To anioł, którego pozbawiono mocy poprzez obcięcie jednego ze skrzydeł, a potem pozostaje już zesłanie na potępienie. Upadłych jest niewielu i rodzą się bardzo rzadko. Często czasem pod wpływem miłości.
Miłość do śmiertelnika jest jednym z grzechów głównych. Dlaczego więc moja matka jeszcze żyje? Rada ułaskawiła ją, wiedząc, że nosi w sobie potomstwo, które następne będzie władać Królestwem.
Jednym z najsurowiej karanych przestępstw jest darowanie życia demonowi, którego określić możemy jako źródło wszelkiego zła. Nawet jeśli jest nam żal, nawet jeżeli nasze serce jest w ucisku, musimy pozbawić go egzystencji.
Las przed Akademią zawsze miał w sobie coś tajemniczego i niezwykłego, coś w rodzaju przyciągania. Nigdy nie mogłam oprzeć się, by tam nie pójść, by chociażby poleniuchować sobie nad tym pamiętnym jeziorkiem.
Spojrzałam na moje dłonie, osłonięte śnieżnobiałym materiałem rękawiczek. Czy tak naprawdę one blokowały moją moc? Nie, nie byłam tego pewna, chociaż Arisu cały czas upewniała się, że działają. Jednak czując tą przeszywającą na wskroś energię, zaczęłam tracić nadzieję.
- Czuję ją... - wyszeptałam tylko, przymrużając oczy. - Mój umysł wypełnia nieznana mi aura... - z moich błękitnych oczu mimowolnie zaczęły płynąć łzy. Ta moc... Niewiarygodne... - Dlaczego musiałeś ukrócić tyle istnień?! - dopiero teraz to spostrzegłam. Jego aura skażona zabijaniem istot, które niczym mu nie zawiniły.
Mimowolnie upadłam na kolana.
Nawet mnie, osobę teoretycznie bezuczuciową, poruszyła waga jego czynów.
I nagle uderzyła we mnie kolejna energia, o wiele słabsza od poprzedniej. Zapewne należała do jakiegoś podrzędnego demona, którego klan ostatnio wykończyłam.
- To ty zabiłaś... To ty zniszczyłaś... - spojrzałam na istotę przez łzy. Rzeczywiście, miałam rację. Poprawnie określiłam jego pochodzenie. Chłopak wręcz rzucił się na mnie, chcąc zadać cios. Odepchnęłam dziewczynę, szybko podniosłam się i złapał oponenta za gardło, przyduszając go. Przeciwnik obdarzył mnie zdziwionym spojrzeniem, w krwistoczerwonych tęczówkach zaczęło dogasać życie.
- Przepraszam... Po prostu po to istnieję... - po chwili zamienił się w proch pod wpływem mojej energii. Nie mogłam mu darować życia. Jasno został mi przedstawiony cel mojej egzystencji.
Wykryć...
Zapobiec...
Zniszczyć...
Czy naprawdę chciałam mordować? Na początku okazało się to trudne. Koniec końców, jednak wyzbyłam się swoich uczuć na rzecz ogromnej mocy zamkniętej w moim zlodowaciałym sercu.
Tak, zlodowaciałym, ponieważ...
Byłam lodem w swojej najczystszej postaci...
Lodem, który chciałby, ale nie może poddać się emocjom...
A taki lód każdy chce zniszczyć...
Moja moc została naznaczona tym piętnem już od początku moich narodzin, chociaż nigdy nie byłam tego świadoma.
W końcu... Co to znaczy “moc? Może to synonimy “potęgi”, “władzy”? Inaczej jednak ja spoglądam na to zagadnienie. Kiedy ktoś zadałby mi pytanie, czy naprawdę chciałabym się nią posługiwać, odpowiedziałabym:
To niczym ciężar, który ja miałabym dźwigać na swoich barkach... A ja nie chcę przez ten ciężar stoczyć się na samo dno...
Starłam ostatnią łzę z mojego bladego policzka . Minęłam jeziorko, przeglądając się w nim. Na szczęście na twarzy nie zauważyłam ani jednego zaczerwienie. To dobrze, nikt nie zauważy mojej chwili słabości.
Wracając do tej przerażającej energii... Pomimo, że chłopak bardzo dobrze tłumił swoją aurę, potrafiłam go bardzo dobrze wyczuć. Chociaż nie spotkałam się jeszcze z tego rodzaju mocą, śmiało mogłam powiedzieć, że mógłby zmieść parę demonów z powierzchni ziemi za sprawą skinięcia palca.
Przekraczając próg budynku, jeszcze raz upewniłam się, że w powietrzu nie czuć ani trochę mojej energii. Nie chciałam poznawać go poznawać, a tym bardziej sprawiać, by odkrył moją prawdziwą osobowość. Na szczęście przebywając w krainie snów, automatycznie duszę przenoszę się do Królestwa. Tam w spokoju odpocznę.
Zmęczona padłam na łóżko.
Zapewne Rose zgubiła się gdzieś w Akademii. Nie dziwię jej się, ale wielokrotnie ostrzegałam ją, żeby zawsze brała ze sobą mapę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz